Trzy prawe sierpowe

piotrkoj.pl 1 miesiąc temu

Ciągle nie mogę uwierzyć, iż starszy ode mnie o dziesięć lat prezes PiS potrafił wyprowadzić w tłoku i zamieszaniu aż trzy prawe sierpowe na szczękę owego sfanatyzowanego (albo – co bardziej prawdopodobne – wynajętego) łobuza spod pomnika katastrofy smoleńskiej – pisze Jan Rokita.

Kiedy rok temu Donald Tusk doszedł do władzy i zaraz potem siłą przejął telewizję oraz zaczął zawieszać moc kolejnych ustaw, przewidywałem, iż będziemy mieć do czynienia z rzeczywistym państwem stanu wyjątkowego. To znaczy takim, w którym zlikwidowana zostanie pewność prawa, a tylko z kolejnych działań rządu i administracji będziemy mogli domniemywać, iż jakaś ustawa obowiązuje nadal, a inna już straciła moc, bo Tusk postanowił ją ignorować. Podobnie jak wielu obserwatorów polskiej polityki, wiedziałem dobrze, iż Tuska plan rządzenia Polską, będący zarazem jego konceptem na utrzymanie się przy władzy, oparty jest na dwóch filarach: odwecie na prawicy, który ma dać satysfakcję gawiedzi, oraz wojnie kulturowej, która w obronie władzy ma nieustannie mobilizować krajowe i zagraniczne „siły postępu”. Po upływie roku nowych rządów nie mam wątpliwości, iż tamta prognoza była prawdziwa, gdyż dobrze identyfikowała cele, jakimi kieruje się nowy premier.

Z jednym jednak istotnym zastrzeżeniem. Choć spodziewałem się, iż ów Tuskowy represyjny stan wyjątkowy będzie mocno ograniczony co do swego zakresu, a walka z religią nie pójdzie od razu na noże, to jednak strach i brak zdecydowania Tuska mnie zaskoczyły. Na początku roku 2024 dałbym sobie rękę uciąć, iż do grudnia kilku liderów PiS będzie siedzieć w więzieniu, pod byle jakim fałszywym pretekstem, a nauka religii w szkołach zniknie definitywnie. Tak się jednak nie stało. Tusk nadwerężył i poharatał system prawny, likwidując regułę pewności prawa, ale z tego nadwerężenia i poharatania bał się wyciągnąć dalej idące konsekwencje. Podobnie na polu wojny kulturowej: Tusk rozpętał z premedytacją postępowe demony, ale nie pozwolił im na to, aby w Polsce mogły zatriumfować.

Piszę o tym akurat teraz, bo skłania mnie do tego świeża historia z immunitetami dwóch najbardziej znienawidzonych przez Tuska polityków prawicy: Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego.

W stosunku do tego pierwszego sejm w atmosferze sensacji wydaje zgodę na aresztowanie, ale tylko po to, aby „doprowadzić go” siłą na posiedzenie zdelegalizowanej przez Trybunał Konstytucyjny komisji śledczej. Być może chodzi w praktyce o „doprowadzenie” przez policję z sali posiedzeń sejmu na salę obrad komisji, a być może o szóstej rano ludzie w kominiarkach wyciągną Ziobrę siłą z łóżka i w konwoju, oczywiście w kajdankach, odwiozą do sejmu. Jeszcze bardziej groteskowo wygląda proceder zdejmowania immunitetu Kaczyńskiemu. Ma on otrzymać mandat za usunięcie szarf z pseudowieńca nagrobnego, na których napisy miały hańbić pamięć jego nieżyjącego brata. A nadto (to jeszcze chyba nie jest pewne) może zostać aresztowany za wyprowadzenie trzech prawych sierpowych na szczękę jakiegoś rozbestwionego łobuza, który publicznie, pod pomnikiem katastrofy smoleńskiej, ubliżał śp. Lechowi Kaczyńskiemu. Już wcześniej kierowca prezesa PiS został ukarany z powodu przyciemnionych szyb w służbowym aucie. Tak czy inaczej, w obu tych akcjach Tuska absurd goni absurd, a na dodatek brak w tym wszystkim jakiejkolwiek powagi działania państwa i prawa.

Tym akcjom towarzyszą kolejne pogróżki formułowane slangowym jeżykiem przez szefa rządu w sieci. A już wcześniej Tusk obwieszczał z całą powagą tak nonsensowne sensacje kryminalne, jak ta o kradzieży przez polityków PiS stu miliardów złotych. Trudno nie odnieść wrażenia, iż Tusk miota się w jakimś dziwnym stanie niemożności. Zupełnie tak, jakby jednego dnia brała w nim górę jakaś zaciekłość tyrana, która każe rozprawić się z politycznymi wrogami raz na zawsze, korzystając z koniunktury, jaką daje mu poparcie zagranicy i ciągle mocne, choć już słabnące zaufanie polskiej opinii publicznej. A drugiego dnia – ogarniał go strach przed skutkami pójścia trochę dalej, w związku z czym cała rozpędzona maszyneria planowanych represji uderza mandatem w prezesa PiS i aresztowaniem byłego ministra sprawiedliwości w celu doprowadzenia go na salę komisji sejmowych. Tusk wie, iż taką represyjną „wańką-wstańką” traci polityczną powagę i choćby taki Hołownia nie chce go już dalej słuchać przy głosowaniach nad zbrodniami Kaczyńskiego. Stąd prawdopodobnie nerwowość, tak widoczna w pogróżkach premiera miotanych w sieci. Dokąd jednak ta niemożność i ta nerwowość doprowadzą Tuska za parę miesięcy? A wraz z nim całą polską politykę?

A swoją drogą, ciągle nie mogę uwierzyć, iż starszy ode mnie o dziesięć lat prezes PiS potrafił wyprowadzić w tłoku i zamieszaniu aż trzy prawe sierpowe na szczękę owego sfanatyzowanego (albo – co bardziej prawdopodobne – wynajętego) łobuza spod pomnika katastrofy smoleńskiej. jeżeli to prawda – to chapeau bas, Panie Prezesie!!! Dał Pan w końcu przykład tego, jak należy korzystać z prawa do obrony koniecznej wtedy, gdy bezwzględną powinnością jest obrona znieważanej pamięci naszych Bliskich Zmarłych.

Idź do oryginalnego materiału