Do najbardziej kontrowersyjnych styczniowych decyzji Donalda Trumpa należy anulowanie programów różnorodności, równości i integracji (DEI). Analitycy obawiają się, iż prezydenckie postanowienie pogłębi problem z nierównym udzielaniem pomocy ofiarom katastrof naturalnych. Czy Dekret Trumpa faworyzuje białych i bogatych kosztem ubogich mniejszości?
Koniec z równością w USA
Historia walki o sprawiedliwe traktowanie wszystkich grup społecznych, niezależnie od rasy, tożsamości czy niepełnosprawności, ma w Stanach Zjednoczonych długą historię. Już prezydent Kennedy wspomógł swoim podpisem dekret o równouprawnieniu w zatrudnieniu w sektorze publicznym. Kolejni prezydenci rozszerzali wsparcie dla różnorodności społecznej, a Joe Biden podpisał cały szereg dokumentów dotyczących równości i integracji w co najmniej 25 agencjach federalnych, łącznie z Departamentem Obrony Narodowej.
Donald Trump rozpoczął jednak swoją drugą kadencję od walki z programem DEI, nazywając go radykalnym i marnotrawczym. Reperkusje tej decyzji są bardzo szerokie i dotykają również funkcjonowania Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA), która od dekad zajmuje się pomocą ofiarom huraganów, powodzi czy pożarów. W 2022 r. przyjęła ona plan działań na rzecz równości, który ma na celu zapewnienie równego dostępu do wsparcia przed, w czasie oraz po katastrofach naturalnych.
FEMA na celowniku Trumpa
Nowy dekret Trumpa to nie jedyny krok w kierunku umniejszenia pozycji FEMA. Podróżując po Kalifornii w celu oceny skutków styczniowych pożarów, prezydent stwierdził, iż pozbędzie się federalnej agencji, aby pomoc mogła być przekazywana bezpośrednio stanom dotkniętym kataklizmem. Jej działania nazwał bardzo powolnymi i zbiurokratyzowanymi, a jeszcze w czasie kampanii wyborczej zarzucał organizacji nielegalne wydawanie pieniędzy na rzecz imigrantów.
Faktem jest, iż sam mechanizm działania FEMA spotykał się z krytyką już w kontekście huraganu Katrina, który w 2005 r. zrujnował Nowy Orlean. Agencja, która w zeszłym roku otrzymała od Kongresu budżet na poziomie 20 mld dol., aktywizuje się dopiero, gdy na wezwanie któregoś z gubernatorów prezydent USA ogłosi stan wyjątkowy. Wówczas FEMA refunduje wydatki samorządów związane z usuwaniem zniszczeń i odbudową dróg lub budynków publicznych. Dodatkowo pomoc oferowana jest indywidualnym obywatelom, którzy przedstawią wymaganą dokumentację.
Jak FEMA chciała zwalczać nierówności w udzielaniu pomocy?
Przyjęty w 2022 r. plan miał zagwarantować, iż pomoc FEMA przed, w trakcie i po katastrofach naturalnych będzie kierowana również do zaniedbanych i marginalizowanych społeczności. Wyszczególniono tu osoby dyskryminowane ze względu na rasę, orientację seksualną i tożsamość płciową, niepełnosprawność i religię oraz mieszkańców obszarów wiejskich. Planowane działania obejmowały m.in.:
- poprawę komunikacji z ludźmi nie mówiącymi biegle po angielsku;
- ułatwienia dla osób żyjących w przyczepach mieszkalnych w dowodzeniu tytułu własności niezbędnego do otrzymania wsparcia;
- zwiększenia pomocy dla osób o najniższych dochodach w celu pokrycia kosztów, np. transportu lub opieki nad dzieckiem.
Nie były to drastyczne przedsięwzięcia, a raczej małe kroki w dobrym kierunku. Styczniowy dekret Trumpa jednoznacznie przekreśla te aspiracje, nakazując unieważnienie planów w dążeniu do równości.
Historia niesprawiedliwości społecznej
Plany na rzecz równości, które w czasach Bidena rozwinięto nie tylko w FEMA, ale także amerykańskiej Agencji ds. Małych Przedsiębiorstw (SBA) oraz Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID), miały na celu wyrównanie historycznych nierówności w dostępie do pomocy. Przez dekady wsparcie federalne zorganizowane było tak, iż fundusze na odbudowę zniszczeń po katastrofach naturalnych wędrowały przede wszystkim do zamożniejszych warstw społecznych – ludzi wykształconych, mówiących doskonale po angielsku, zdolnych do spełnienia wymagań biurokracji i na tyle zamożnych, iż mogli skorzystać z porady prawnej.
Nierówność w pomocy w dużej mierze wynikała też z takich obostrzeń, jak konieczność przedstawienia tytułu własności do nieruchomości czy posiadania wiarygodności kredytowej. Ubogie, etniczne mniejszości nie mogły spełnić warunków uzyskania wsparcia, co w obliczu niszczycielskich kataklizmów tylko powiększało społeczną nierówność.
Pomoc po katastrofach kierowana jest do bogatych
W sierpniu 2017 r. w Houston uderzył huragan Harvey, który spowodował zniszczenia o wartości co najmniej 125 mld dol. Ucierpiały przede wszystkim mniejszości etniczne, a według analiz Uniwersytetu w Houston poziom regeneracji po katastrofie wśród nich był najniższy. Tezę tę potwierdził w swoich badaniach zespół naukowców z Uniwersytetu Colorado Boulder, który wykazał, iż zarówno granty FEMA, jak i pożyczki SBA defaworyzowały gospodarstwa zadłużone i bez ubezpieczeń, a więc znajdujące się w znacznie gorszej sytuacji już na starcie.
Opublikowane w 2018 r. wyniki badań naukowców z University of Pittsburgh wskazały, iż nasilająca się częstotliwość i intensywność katastrof naturalnych zwiększa nierówności społeczne w Stanach Zjednoczonych. W jego ramach przebadano 3,4 tys. gospodarstw domowych w regionach najbardziej dotkniętych kataklizmami w okresie 1999-2013. Okazało się, iż biali mieszkańcy w tym czasie zwiększyli swój majątek o średnio 126 tys. dol., podczas gdy gospodarstwa afroamerykańskie, latynoskie i azjatyckie straciły średnio po 27 tys., 29 tys. i 10 tys. dol.
Nierówność w udzielaniu pomocy dała się zauważyć również po przejściu huraganu Katrina. Według danych zebranych przez właścicieli domów w stanie Luizjana federalny program wspomagający odbudowę po katastrofie niesprawiedliwie potraktował najbiedniejsze warstwy społeczne. Ich przedstawiciele złożyli choćby w sądzie pozew w tej sprawie, zaskarżając rząd, ale cały proces został wyciszony postępowaniem ugodowym. Po 17 latach od ataku Katriny media opublikowały analizy, z których wynika, iż najbiedniejsi obywatele Nowego Orleanu, o średnich dochodach nie przekraczających 15 tys. dol., podczas odbudowy ponosili 30 proc. kosztów, podczas gdy gospodarstwa o dochodach powyżej 75 tys. dol. dopłacały jedynie 20 proc. Gdyby pomoc rozdzielana była sprawiedliwie, mniej zamożne rodziny otrzymałyby średnio o 18 tys. dol. więcej.
Czego można się spodziewać po prezydenturze Trumpa?
Nowy dekret Trumpa nie jest prawem, ale zaleceniem – aby zlikwidować FEMA i inne federalne agencje i przekazać odpowiedzialność za odbudowę po katastrofach naturalnych w ręce poszczególnych stanów, potrzeba zgody Kongresu. 47. prezydent USA dał się już jednak poznać jako stanowczy i radykalny, więc z wielu stron słychać głosy uzasadnionych obaw. Czy stany, które nie głosowały na Donalda Trumpa, zostaną poszkodowane w walce z katastrofami naturalnymi?
Aktualnym problemem jest wsparcie dla mieszkańców Kalifornii, którzy ucierpieli w wyniku masowych pożarów. Media nagłaśniały dramaty hollywoodzkich aktorów, ale mało mówi się o tym, iż spłonęły również domy biednej, afroamerykańskiej społeczności. Tymczasem Trump zapowiedział, iż pomoc od rządu uzależniona jest od wypuszczenia wody z kalifornijskiej zapór – spór o te zasoby toczy się już od dłuższego czasu.
Jako dowód swojej nieugiętości amerykański prezydent 31 stycznia nakazał zrzut ok. 20 mld litrów wody z dwóch zapór w ciągu trzech dni, co zdaniem lokalnych władz stworzyło ogromne ryzyko zalania okolicznych farm. Ruch ten ma na celu zredukowanie problemu pożarów, ale jego skala jest źródłem kontrowersji.
Na jaką pomoc mogą liczyć mieszkańcy Kalifornii? Jak dotąd nabór wniosków o wsparcie ogłosiły zarówno FEMA, jak i SBA. Dekret Trumpa o zniesieniu zasady równości nie daje jednak wielkich nadziei najbiedniejszym i najwrażliwszym grupom społecznym.