„Pestka” przewozi dziennie około 10 tys. ludzi. To na przykład tyle, ile jest wszystkich mieszkańców Jastrzębia-Zdroju. Źródło: fot. Kacper Lawiński / FenestraMiało być szybko, prestiżowo, bez liczenia się z kosztami, a skończyło się niekończącą się budową i pośmiewiskiem. To, co dziś poznaniacy potocznie nazywają „Pestką”, miało być perełką i chlubą komunistycznej władzy. kilka jednak brakowało, a jej budowa zakłóciłaby dyplomatyczne stosunki między Rosją a Niemcami. Słynna linia tramwajowa, która ułatwia dziś życie tysiącom studentów i mieszkańców naszego miasta skrywa pewne tajemnice.
„Zbudujmy metro” – takie plany realnie krążyły po głowach władz miasta niecałe 100 lat temu. Było to w 1928 roku, kiedy pojawiły się wstępne plany na zbudowanie czegoś na miarę Londynu czy Paryża. Czegoś, co mogłoby błyskawicznie i nowocześnie wozić mieszkańców do każdego zakątka w mieście. gwałtownie okazało się, iż wybujałe fantazje o podziemnych przewozach trzeba porzucić. Do pomysłu architekci wrócili dopiero po wojnie, kiedy według władz PRL-u, każde większe miasto miało otrzymać premetro – formę transportu łączącą metro z tradycyjnym tramwajem. Szybka linia miała powstać w Bydgoszczy, Wrocławiu czy Szczecinie – finalnie wybudowano tylko jedną, w Poznaniu. Stolica Wielkopolski może się więc pochwalić swego rodzaju unikatem, który postawił jednak przed projektantami wyzwanie nie do przejścia: czy w momencie, kiedy wielu ludzi nie ma dachu nad głową, powinniśmy tworzyć coś, co pochłonie połowę miejskiego budżetu? Po raz kolejny zatem projekt został okrojony do tego stopnia, iż z planowanej 27-kilometrowej trasy powstało… zaledwie sześć kilometrów. I to nie jedyny przypadek, kiedy budowa budziła emocje.
Kabel nie do cięcia
Mało brakowało, a w czasie budowy Poznańskiego Szybkiego Tramwaju nadszarpnięto by względnie poprawne relacje dyplomatyczne między Moskwą a Wschodnim Berlinem. Celem obu ośrodków była komunikacja pozwalająca znać swoje intencje i wymieniać się podstawowymi informacjami wojskowymi w dobie ideologicznej i militarnej rywalizacji z Zachodem. Właśnie do tego służyć miał kabel teletechniczny łączący oba państwa. Jego przebieg pozostawał przez lata w ścisłej tajemnicy, która jednak przypadkiem została odkryta w połowie lat 80-tych przez budowniczych w momencie… wykopów pod przystanek „Pestki”, pod ulicą Lechicką. Okazało się, iż na żadnym z planów przy projektowaniu inwestycji kabel nie widniał, prawdopodobnie z powodu bezpieczeństwa i ryzyka dewastacji. Ekipa budowlana w momencie, gdy natrafiła na tak istotną przeszkodę, przerwała wszelkie prace i postanowiła poszukać jakiegoś rozwiązania. Nie było możliwe wycięcie kabla, gdyż przerwałoby to łączność i spowodowało międzynarodowy skandal. Znaleziono sposób, a przewód przerwano jedynie na kilka minut, przeprowadzając zręczną i dokładnie przygotowaną akcję. Finalnie budowę można było kontynuować, a relacje Niemców i Rosjan pozostały takie, jak były wcześniej.
Sześć kilometrów w 17 lat
Budowa linii przeciągała się nieubłaganie. Pojawiało się coraz to więcej trudności, przez które prace rozciągnęły się aż do 17 lat. Wyliczono, iż średnio każdego dnia przez ten czas powstawał zaledwie 1 metr torowiska, co stało się przyczynkiem do kpin i miejskich żartów. Sześciometrowe wykopy, w których przebiegać miały tory, ludzie ironicznie sugerowali zalać wodą i organizować w nich spływy kajakowe. O słupach ustawionych pod kładki i mosty na trasie tramwaju mówiono, iż prędzej rozsypią się, niż cokolwiek na nich powstanie. Ostatecznie trasa została ukończona w 1997 roku, wtedy też nastąpiło uroczyste otwarcie, z udziałem m.in. Hanny Suchockiej. Od tego czasu tramwaje zaczęły odbywać regularne kursy na linii PST. Dziś w ciągu dnia jest ich aż 780, w nocy zaś 24. W planach na przyszłość jest przedłużenie „Pestki” aż do kampusu akademickiego na Morasku, ułatwiając studentom dotarcie na Uniwersytet. Utrudnia to jednak przede wszystkim istniejący dworzec na Osiedlu Sobieskiego, przez co realizacja jest na tę chwilę praktycznie niemożliwa. Wygląda na to, iż spacer z pętli dalej pozostanie elementem codziennej rutyny niemal każdego studenta wydziałów UAM zlokalizowanych na Kampusie Morasko.
Wstępna trasa Poznańskiego Szybkiego Tramwaju miała prowadzić aż… do Lubonia. Źródło: fot. Kacper Lawiński / FenestraCiagłe frustracje
Miasto Poznań prowadzi w tej chwili szereg remontów, powodujących liczne utrudnienia komunikacyjne. Jednym z nich jest remont mostu Chrobrego, mający potrwać do 2028 roku. Z tego powodu, linie nr 7, 8 i 17 będą funkcjonowały na zmienionych trasach. Uruchomiona zostanie autobusowa komunikacja zastępcza na linii T7 ze Śródki do przystanku Marcinkowskiego oraz dodatkowa linia tramwajowa 28 z Ogrodów do centrum. Władze miasta przekonują jednak, iż remont mostu to absolutna konieczność: – Zdenerwowanym mieszkańcom pokazałbym zawalony most w Dreźnie o podobnej konstrukcji. Trzeba, żebyśmy byli mądrzy przed potencjalną szkodą – tłumaczył w wywiadzie dla telewizji WTK Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania.
Komunikacja publiczna w Poznaniu niemal od zawsze budzi wiele emocji. Dawniej frustrował rozciągający się czas budowy „Pestki”, dziś – utrudnienia i komplikacje wydłużające nam czas dojazdu do miejsc pracy, domów czy uczelni. Sama wątpliwa szybkość Szybkiego Tramwaju od wielu lat jest tematem prześmiewczych dyskusji wśród mieszkańców, studentów i przyjezdnych. Memami w mediach społecznościowych stają się awarie na tej linii, kiedy pasażerowie z zepsutych pojazdów gęsiego wędrują wzdłuż torów. Jak widać, czasem sama nazwa nie zobowiązuje. Bo pamiętajmy, iż przecież szybkość to tylko pojęcie względne.
Kacper LAWIŃSKI

1 dzień temu










