Rafineria w Schwedt: Niemcy robią, co chcą. Tusk akceptuje. Pytam o brak działań rządu na trucie Polaków

4 dni temu

Odpowiedź rządu na moją interpelację w sprawie PCK Schwedt odsłania obraz państwa, które przestało pełnić jakąkolwiek samodzielną funkcję w obszarze ochrony środowiska, zdrowia obywateli i bezpieczeństwa energetycznego. To wpis, który – choć dotyczy konkretnego przypadku – pokazuje znacznie głębszy problem: rząd Donalda Tuska akceptuje decyzje Niemiec bez najmniejszej próby ich weryfikacji, negocjowania czy choćby krytycznego sprawdzenia.

Ta sytuacja nie jest już choćby przejawem zaniedbania. To świadoma, polityczna decyzja o podporządkowaniu polskich interesów oczekiwaniom Berlina.


Niemcy odrzucają polskie uwagi, a rząd Tuska zachowuje się tak, jakby nic się nie stało

Z odpowiedzi ministerstw wynika jednoznacznie, iż polskie instytucje – zarówno MKiŚ, jak i samorządy z pasa przygranicznego – zgłosiły liczne, szczegółowe zastrzeżenia dotyczące planów dopuszczenia wyższych emisji SO₂ przez rafinerię PCK Schwedt. Zastrzeżenia te dotyczyły kwestii zdrowotnych, środowiskowych oraz obowiązków wynikających z prawa międzynarodowego i europejskiego.

Co Polska zrobiła ws. Rafinerii PCK Schwedt?

W świetle odpowiedzi rządu na moją interpelację można stwierdzić, iż po stronie polskiej nie przeprowadzono absolutnie niczego, co byłoby minimalnym standardem państwa dbającego o zdrowie swoich obywateli.

Polska:
nie wykonała… pic.twitter.com/UkyKoUTcPv

— Dariusz Matecki (@DariuszMatecki) December 10, 2025

Strona niemiecka odrzuciła wszystkie te uwagi, nie wykazując woli dialogu, a następnie wydała decyzję derogacyjną umożliwiającą emisję sięgającą choćby 1000 mg/mł. Co zrobił po tym polski rząd? W normalnym państwie taka sytuacja prowadziłaby do natychmiastowej reakcji dyplomatycznej, formalnego sprzeciwu, a w razie potrzeby – do użycia narzędzi prawnych dostępnych na szczeblu unijnym.

Tymczasem rząd Donalda Tuska nie zrobił absolutnie nic. Nie podjęto próby uruchomienia procedury z Konwencji z Espoo, mimo iż mówimy o emisjach oddziałujących na terytorium Polski. Nie skierowano sprawy do Komisji Europejskiej, chociaż każdy europejski standard nakazywałby zweryfikowanie zgodności derogacji z prawem środowiskowym UE. Nie wystosowano choćby symbolicznej noty protestacyjnej do rządu Niemiec.

W praktyce oznacza to, iż Polska przyjęła niemiecką decyzję jak fakt dokonany – mimo iż wprost godzi ona w zdrowie Polaków zamieszkałych w gminach oddalonych od Schwedt o kilka kilometrów.


Rząd rezygnuje z własnych badań i akceptuje niemieckie analizy jako „prawdę objawioną”

Najbardziej niepokojącym elementem całej sprawy jest jednak to, iż rząd nie przeprowadził ani jednej własnej, niezależnej analizy naukowej. Mimo iż mówimy o emisjach na poziomach, które w polskiej instalacji nie byłyby dopuszczone, a które mogą mieć realny wpływ na jakość powietrza i zdrowie Polaków, ani Ministerstwo Klimatu i Środowiska, ani Ministerstwo Energii nie zleciły żadnych badań dyspersji, modelowań, ocen ryzyka czy ekspertyz naukowych.

Nie poproszono o opinię WHO, Europejskiej Agencji Środowiska, RIVM ani jakiejkolwiek międzynarodowej instytucji, która mogłaby dostarczyć niezależnych danych. Nie poproszono choćby krajowych instytutów – od PAN po IMGW – o przeprowadzenie analizy wpływu zwiększonych emisji na polskie terytorium.

Zamiast tego polskie ministerstwa przyjęły argumentację strony niemieckiej jako ostateczną, powtarzając, iż „ochrona ludności została zapewniona”. To zdanie – pozbawione jakichkolwiek dowodów i niepoparte polskimi badaniami – stało się w praktyce podstawą polityki rządu Tuska.

To nie jest poważne państwo. To jest państwo, które rezygnuje z własnej oceny interesów narodowych i przejmuje cudze wnioski, choćby jeżeli stoją one w sprzeczności z bezpieczeństwem własnych obywateli.


Zgoda Tuska na tranzyt „kazachskiej” ropy, która może być rosyjska

Równie poważnym problemem jest kwestia tzw. kazachskiej ropy KEBCO transportowanej przez Polskę do rafinerii w Schwedt. W odpowiedzi na interpelację rząd poprzestał na ogólnikach o „certyfikatach kazachskich”, nie odnosząc się do spraw zasadniczych. Nie wskazano, czy blend KEBCO jest wolny od surowca rosyjskiego, mimo iż od lat wiadomo, iż ropa kazachska transportowana rurociągami kontrolowanymi przez Rosję jest często mieszana z ropą rosyjską.

Nie określono żadnych „czerwonych linii”, których Polska nie przekroczy. Nie wyjaśniono, dlaczego rząd nie stosuje własnych narzędzi traceability. Nie opisano polskiej kontroli chemicznej surowca. W praktyce przyjęto za pewnik wszystko, co deklarują podmioty zagraniczne – w tym te, które mają ekonomiczny interes w tym, by ropa trafiająca do Niemiec była przedstawiana jako „nie-rosyjska”.

Rezultat jest oczywisty: rząd Tuska zgodził się, by Polska stała się korytarzem tranzytowym, którego ostatecznym beneficjentem jest niemiecki rynek paliwowy. A jeżeli ropa jest mieszana – po cichu może korzystać na tym również Rosja, która dzięki temu nieformalnie zwiększa możliwości sprzedaży surowca mimo sankcji.

Zamiast bronić polskich interesów, rząd wypełnia rolę, którą wyznaczył mu Berlin: ma zapewnić stabilne dostawy do rafinerii Schwedt bez zadawania pytań.


Zamiast polskiej polityki – niemiecka narracja. A Polacy płacą cenę

Suma działań rządu Tuska – a jeszcze bardziej suma zaniechań – prowadzi do smutnej konkluzji: w kluczowych sprawach energetycznych i środowiskowych rząd bardziej identyfikuje się z interesami Niemiec niż z obowiązkiem ochrony polskich obywateli.

Niemcy decydują o emisjach – Polska nie protestuje.
Niemcy określają, co „jest bezpieczne” – Polska przyjmuje to bez weryfikacji.
Niemcy korzystają z tranzytu ropy – Polska nie analizuje ani opłacalności, ani bezpieczeństwa takiej współpracy.

W tym wszystkim całkowicie pomija się mieszkańców polskiego pogranicza, których zdrowie powinno być absolutnym priorytetem.

Będę dalej kierował interpelacje i nagłaśniał tę sprawę, ponieważ polski rząd nie może pełnić roli wykonawcy cudzych decyzji. Oczekuję, iż państwo polskie zacznie działać jak suwerenny podmiot, a nie jak administracyjny dodatek do polityki Berlina.

Dopóki rząd tego nie zrobi, ktoś musi w ich imieniu zadawać trudne pytania. I ja będę to robił.

Idź do oryginalnego materiału