III RP i mechanizm nagonki: jak zaszczuwano prof. Wojciecha Roszkowskiego!

3 dni temu

W ostatnich latach wszyscy mogliśmy zobaczyć w praktyce, jak w III RP działa system społeczno-medialnego zaszczuwania ludzi o konserwatywnych poglądach. Wystarczy, iż historyk, nauczyciel, publicysta czy polityk odważy się mówić językiem polskiej tradycji, suwerenności, ochrony rodziny i krytyki rewolucji obyczajowej – natychmiast uruchamia się mechanizm: fala pogardy, oskarżeń, etykietek, a później próby „dobicia” człowieka procesami i publicznym linczem.

Sprawa prof. Wojciecha Roszkowskiego stała się symbolem tej patologii.

Nie pokazujcie tego @Bart_Wielinski. To młodzieżówka Platformy Obywatelskiej, która niszczy książkę, gdzie na okładce są między innymi św. Jan Paweł II i Zbigniew Herbert.

Różnica jest taka, iż nasze środowisko niszczy treści deprawujące dzieci (no chyba, iż w GW to normalne,… pic.twitter.com/qit9HnYBJR

— Dariusz Matecki (@DariuszMatecki) January 25, 2025

Wyrok jest jasny: pozew oddalony, zarzuty bezzasadne

12 grudnia 2025 r. Sąd Okręgowy w Krakowie oddalił w całości powództwo wytoczone przeciwko prof. Wojciechowi Roszkowskiemu i wydawnictwu Biały Kruk w sprawie ochrony dóbr osobistych, dotyczące fragmentu podręcznika do HiT interpretowanego przez powodów jako stygmatyzujący dzieci poczęte metodą in vitro. Powództwo oddalone w całości.

To nie jest drobny szczegół. To jest sedno: przez lata budowano narrację o rzekomej „nienawiści”, „stygmatyzacji”, o „obrzydliwych treściach” – a sąd nie potwierdził tych oskarżeń. Tymczasem szkoda została już wyrządzona: wizerunkowo, psychicznie, zawodowo.

Ile kosztuje człowieka „wygrana” w starciu z machiną?

Wielu komentatorów lubi powiedzieć: „No dobrze, wygrał”. Tylko iż społeczeństwo powinno usłyszeć drugą część zdania: wygrał po latach.

Z przytoczonych opisów wynika, iż proces trwał ponad dwa lata. Dwa lata życia człowieka, który powinien pisać, badać, uczyć, działać dla dobra państwa i młodzieży. Zamiast tego – rozprawy, pisma procesowe, koszty pełnomocników, stres, niepewność, medialne szczucie, presja.

I to jest właśnie jedna z najobrzydliwszych cech tego systemu: choćby gdy ostatecznie wygrasz, to i tak jesteś „ukarany” samym faktem, iż musisz przejść przez młyn. A dla wielu ludzi – szczególnie spoza elit – sam strach przed takim młynem działa jak kaganiec. Taki jest efekt mrożący: „nie wychylaj się, bo cię zniszczą”.

2022: książki, które „trzeba spalić”? Powrót najgorszych odruchów

W 2022 roku, gdy wprowadzano HiT, politycy Koalicji Obywatelskiej i sprzyjające im media rozpętali wokół podręcznika kampanię, która miała jeden cel: zrobić z autora potwora, a z książki – „ściek”. Padały słowa o „indoktrynacji”, o „fabryce wyborców”, o „kłamstwie na każdej stronie”. Wprost domagano się dymisji ministra, rozkręcano konferencje prasowe, próbowano budować atmosferę moralnej paniki.

To nie była rzeczowa recenzja. To był polityczny spektakl, mający zniechęcić szkoły i nauczycieli, wywołać wrażenie, iż kontakt z konserwatywną interpretacją historii jest czymś „niebezpiecznym” i „wstydliwym”. Wzywano do symbolicznego „wyrzucenia” książki z przestrzeni publicznej, a w emocjach pojawiały się choćby hasła nawiązujące do palenia książek. W Europie znamy te odruchy aż za dobrze – zawsze zaczynało się od tego samego: od odczłowieczania autorów i urabiania tłumu, iż „tej treści nie wolno dopuścić”.

Gdy kończą się argumenty, zaczynają się etykiety i prokuratorska pałka opinii publicznej

W sprawie HiT szczególnie uderzające było to, jak gwałtownie część sceny politycznej przeszła od sporu o program nauczania do języka pogardy. Zamiast merytorycznej debaty o tym, jak uczyć historii najnowszej – mieliśmy medialne polowanie.

Nie trzeba kochać każdej strony podręcznika, żeby rozumieć, iż pluralizm w edukacji jest warunkiem wychowania świadomych obywateli. Problem polega na czymś innym: dla środowisk lewicowo-liberalnych pluralizm jest do zaakceptowania tylko wtedy, gdy wszystkie dopuszczalne opcje mieszczą się w ich własnym światopoglądzie. Konserwatyzm ma być „z definicji” podejrzany, a konserwatywny autor – „z definicji” napiętnowany.

Barbara Nowacka i obowiązek przeprosin

Dzisiaj, po rozstrzygnięciu krakowskiego sądu, sprawa ma wymiar nie tylko prawny, ale i moralny. o ile przez lata budowano publiczny obraz profesora jako kogoś, kto rzekomo „stygmatyzuje dzieci”, o ile karmiono opinię publiczną oskarżeniami, które nie wytrzymują próby – to uczciwość wymaga przeprosin.

Tym bardziej, iż z przytoczonych informacji wynika również, iż prof. Roszkowski skierował pozew przeciwko Barbarze Nowackiej, domagając się zadośćuczynienia (pada kwota 512 tys. zł, symbolicznie liczona „za stronę”), a także rozważając ścieżkę z art. 212 k.k. – bo padły publiczne oskarżenia o „kłamstwo i manipulację” w podręczniku.

Spór o edukację nie może wyglądać jak lincz na autorze. To jest niszczenie ludzi – i niszczenie standardów debaty publicznej.

Dlaczego ta sprawa jest ważna dla wszystkich, nie tylko dla konserwatystów?

Bo dzisiaj atakują konserwatywnego historyka. Jutro mogą zaatakować każdego nauczyciela, dziennikarza czy wykładowcę, który nie powtórzy obowiązującej mody ideologicznej. Państwo, w którym jedną stronę sporu „wycina się” poprzez nagonki, nie jest państwem nowoczesnym ani demokratycznym. To jest państwo strachu i autocenzury.

I na koniec rzecz zasadnicza: prof. Roszkowski nie pisał podręcznika po to, by komukolwiek przypodobać się medialnym salonom. Pisał jako historyk i polski patriota, pokazując procesy cywilizacyjne, zagrożenia kulturowe, spory o rodzinę i tożsamość – czyli dokładnie to, o czym młodzi ludzie powinni umieć rozmawiać bez wmawiania im, iż jedyna „prawda” jest ta zatwierdzona przez środowisko Donalda Tuska.

Jeżeli komuś marzy się szkoła, w której konserwatywna perspektywa jest zakazana, a promuje się wyłącznie jedną wizję historii i społeczeństwa (w tym wybielanie „świętych krów” III RP) – to nie jest edukacja. To jest propaganda.

A my mamy obowiązek mówić jasno: nagonki, zaszczuwanie i próby „kasowania” konserwatywnych autorów muszą się skończyć. Prof. Wojciech Roszkowski wygrał w sądzie. Teraz czas, by ci, którzy go publicznie lżyli i napuszczali na niego tłum, mieli odwagę powiedzieć: przepraszam.

Idź do oryginalnego materiału