Dwaj główni kandydaci w wyborach prezydenckich: Rafał Trzaskowski i Karoli Nawrocki w kampanii składają obietnice, które trudno im będzie spełnić.
18 maja w Polsce odbędą się wybory prezydenckie. Chęć kandydowania zgłosiło już 14 kandydatów, zarówno partyjnych jak i bezpartyjnych. Głównymi kandydatami, mogącymi liczyć w sondażach na najwyższe poparcie, są Rafał Trzaskowski reprezentujący Koalicję Obywatelską oraz Karol Nawrocki – formalnie kandydat obywatelski, ale w rzeczywistości popierany i finansowany przez Prawo i Sprawiedliwość.
Kampania wyborcza, która trwa już na dobre, obfituje w wiele górnolotnych zapowiedzi i obietnic. Nie wszystkie jednak są zgodne z rzeczywistością, co pokazuje, iż kandydaci albo celowo zwodzą swoich wyborców, albo nie do końca znają przepisy prawne odnoszące się do procesów, których członkami staną się w razie wyboru na stanowisko prezydenta.
Trzaskowski jak Trump
Rafał Trzaskowski podczas spotkania z wyborcami w Szczecinie zapowiedział, iż jeżeli zostanie wybrany na prezydenta, to już pierwszego dnia urzędowania podpisze wszystkie ustawy, które przyjął parlament w ciągu ostatniego roku, a które zostały zawetowane przez prezydenta Andrzeja Dudę.
– Te wszystkie ustawy, które prezydent Duda zawetował: o języku śląskim, o pigułce „dzień po”, to wszystko podpiszę pierwszego dnia – stwierdził obecny prezydent Warszawy.
W jego wypowiedzi widać inspirację zaprzysiężonym w poniedziałek (20 stycznia) prezydentem USA Donaldem Trumpem. Amerykański prezydent rzeczywiście już w dniu swojej inauguracji podpisał 42 rozporządzenia wykonawcze i memoranda dotyczące m.in. bezpieczeństwa granic, energetyki, polityki migracyjnej czy handlowej.
Trzaskowski być może zapomniał jednak, iż jeżeli zostanie wybrany w majowych wyborach, to zostanie prezydentem Polski, a nie USA. W naszym porządku prawnym jego zapowiedź wydaje się bardzo trudna do realizacji.
Aby prezydent mógł podpisać jakąś ustawę, musi ona przejść przez cały proces legislacyjny. Ustawy zawetowane przez Andrzeja Dudę proces taki przeszły i trafiły na jego biurko. jeżeli prezydent je zawetował, a Sejmowi nie udało się tego weta przełamać większością 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, to proces legislacyjny się kończy. W takiej sytuacji nowy prezydent nie może podpisać ustawy zawetowanej przez poprzednika.
Aby Rafał Trzaskowski mógł podpisać zawetowane przez Andrzeja Dudę ustawy, musiałyby one najpierw przejść całą drogę od nowa. Musiałyby więc zostać ponownie złożone do Sejmu, przepracowane w komisjach sejmowych, a następnie przegłosowane przez Sejm i Senat.
Z teoretycznego punktu widzenia możliwe jest, iż parlament przyjmie ponownie zawetowane ustawy w terminie takim, by nowy prezydent już pierwszego dnia mógł je podpisać. Byłby to jednak trudny do zrealizowania proces. Nie mogłyby by one bowiem np. trafić na biurko prezydenta choćby dzień wcześniej, wtedy bowiem Andrzej Duda mógłby je ponownie zawetować w ostatnim dniu swojego urzędowania.
Biorąc to wszystko pod uwagę, szansa na to, iż Rafał Trzaskowski, w sytuacji wyboru na prezydenta, już pierwszego dnia urzędowania podpisałby wszystkie ustawy wydaje się raczej minimalna.
Nawrocki zarządzi referendum?
Podobne wątpliwości prawne mogą budzić również zapowiedzi kandydata Prawa i Sprawiedliwości Karola Nawrockiego. Stwierdził on, iż jeżeli zostanie prezydentem, to zarządzi referendum ogólnokrajowe dotyczące Europejskiego Zielonego Ładu – unijnej polityki mającej na celu doprowadzenie Unii Europejskiej do neutralności klimatycznej.
Zielony Ład budzi ogromne kontrowersje. Wielu krytyków podkreśla bowiem, iż jego realizacja uderza w obywateli i europejskie firmy. Jego zwolennicy twierdzą z kolei, iż polityka taka jest konieczna, bowiem skutki zmian klimatu, mogą być znacznie bardziej dramatyczne.
Zapowiedź Nawrockiego budzi jednak spore wątpliwości. Zgodnie z art. 125 ust. 2 Konstytucji prezydent może zarządzić referendum, ale potrzebuje do tego zgody Senatu wyrażonej bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.
Tymczasem Senat w tej chwili kontrolowany jest przez koalicję rządzącą, która dysponuje 63 mandatami w liczącej stu senatorów izbie. Mało prawdopodobne jest więc, by Senat wyraził zgodę na organizację proponowanego przez Nawrockiego referendum, chociażby z tego powodu, iż byłaby to pomoc w realizacji jego kampanijnej obietnicy. Szanse na referendum w tej sprawie są więc raczej niewielkie.
Z resztą choćby gdyby do referendum doszło, to było ono z wielu powodów niezwykle problematyczne. Po pierwsze Zielony Ład nie jest jednym aktem prawnym, ale szeregiem wielu aktów. Czy więc obywatele odnosiliby się do wszystkich działań, czy może tylko do niektórych?
Po drugie Polska jest zobowiązana do przestrzegania unijnych przepisów, a jednocześnie nie ma samodzielnie mocy decyzyjnej w UE. Polacy nie mogą stwierdzić w referendum, iż chcą aby dane przepisy nie obowiązywały i to sprawi, iż przestaną one obowiązywać. Skutek takiego referendum objawiałby się więc raczej w tym, iż rząd musiałby głosować przeciwko rozwiązaniom przewidzianym w Zielonym Ładzie. Dotyczyłoby to jednak tylko rządu, a nie już np. europosłów. Taki sprzeciw nie przyniósłby jednak raczej skutku w zatrzymaniu Zielonego Ładu.
PiS jest zdecydowanym przeciwnikiem Zielonego Ładu, a mimo to, rządząc w Polsce nie było w stanie zatrzymać projektu. Referendum nic więc by nie zmieniło. Brak realizacji unijnych przepisów mógłby natomiast skutkować np. wstrzymaniem funduszy europejskich dla Polski przeznaczonych na transformację energetyczną i działania pro-ekologiczne.