Zwiększa się szansa na wypatrzenie w ogródku działkowym kilkumetrowej plastikowej instalacji. Przypomina ona czarny worek z kominem i dla niezorientowanych jej zastosowanie może być zagadkowe. To przydomowa biogazownia, malutka wersja urządzeń produkujących energię i ciepło. Tylko czy w Polsce takie rozwiązanie ma jakikolwiek sens?
Przydomowa biogazownia to koszt rzędu kilku lub choćby kilkunastu tysięcy złotych. Oferty ich sprzedaży pojawiają się w internetowych sklepach ogrodniczych, a od niedawna można je znaleźć także w Leroy Merlin.
Zabawka czy sposób na oszczędności?
W zależności od pojemności, przydomowa biogazownia może przyjmować kilka litrów biodegradowalnych odpadów dziennie. Przy zakupie do zestawu dołączana jest także dedykowana kuchenka gazowa, dzięki której można wykorzystać powstały biogaz. W procesie fermentacji powstaje także atrakcyjny i naturalny nawóz ogrodowy. Można go pobierać dzięki specjalnego zaworu. Jak zapewnia producent marki HomeBiogas, gotowanie możliwe jest choćby przez kilka godzin dziennie.
– Takie rozwiązania są bardzo popularne w rozwijających się krajach Azji i Afryki. Tam rzeczywiście jest to potrzebne i stanowi istotny element codziennego przygotowywania posiłków – mówi prof. Wojciech Czekała z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Czytaj też: Od koszmaru do przyjaznego sąsiada. Tak zmieniła się rola biogazowni w Rzeczycy
I rzeczywiście – jest to raczej dedykowane dla strefy równikowej i podzwrotnikowej, gdzie temperatury są dość wysokie, przez co biogazownia może pracować efektywnie przez cały rok. Według producenta HomeBiogas, fermentacja odpadów żywnościowych będzie zachodzić jedynie powyżej 18 st. C, a obornika powyżej 10 st. C. Biogazownia jest czarna, aby nagrzewała się poprzez przyciąganie światła słonecznego, ale choćby mimo to w polskich realiach temperatury będą pozwalały na skuteczne zachodzenie procesu zaledwie przez część roku. Lato w Polsce trwa około 2-3 miesiące w zależności od części kraju i to ten okres byłby najbardziej optymalny dla wykorzystania biogazowni. A koszt takiego sprzętu jest całkiem wysoki, bo w Leroy Merlin kosztuje on prawie 7 tys. zł.
– Na ten moment to jest rozwiązanie dla hobbisty, dla kogoś lubiącego eksperymenty. Może się nadać do ogródka działkowego czy dla survivalowca, ale w prawie każdym domu jest kuchenka czy to gazowa, czy indukcyjna, a koszty ich użytkowania są względnie niewielkie. W chwili obecnej możemy to potraktować jako element urozmaicenia czy rozrywki, a nie jako rozwiązanie warte do zainstalowania w każdym domu – podsumowuje prof. Wojciech Czekała.