Są granice, których w cywilizowanym państwie nie wolno przekraczać – choćby (a może zwłaszcza) w politycznym sporze. „Gazeta Wyborcza” zdecydowała się je podeptać, budując materiał o prof. Sławomirze Cenckiewiczu wokół wrażliwych informacji medycznych i sugerując, iż rzekome „zatajenie” faktu przyjmowania leków miało skutkować utratą dostępu do informacji niejawnych. To nie jest normalna kontrola władzy. To jest próba stygmatyzacji człowieka poprzez jego zdrowie – metoda znana z reżimów autorytarnych: gdy brakuje argumentów, sięga się po intymność, chorobę, leczenie, receptę.
Dane o lekach to nie „ciekawostka” – to najbardziej wrażliwe informacje o człowieku
Informacje o stanie zdrowia i przyjmowanych lekach należą do danych szczególnie chronionych. Upublicznianie takich treści w celu politycznego uderzenia w konkretną osobę jest społecznie szkodliwe, bo tworzy klimat strachu: „idziesz do lekarza – a potem ktoś zrobi z tego broń”. To prosta droga do tego, by ludzie rezygnowali z leczenia i pomocy, bo będą się bali napiętnowania.
I tu jest sedno: dziś ofiarą jest prof. Cenckiewicz, jutro może być nią każdy obywatel – niezależnie od poglądów. W państwie, które ma być bezpieczne, obywatel nie może żyć z przekonaniem, iż jego wrażliwe dane mogą wypłynąć i zostać użyte przeciwko niemu w medialnej nagonce.
Najpoważniejsze pytanie: skąd wzięły się te informacje?
Publikacje nie biorą się z powietrza. jeżeli w grę wchodzą materiały z ankiet bezpieczeństwa czy dokumentów z postępowań sprawdzających, to mówimy o obszarze, do którego dostęp mają ściśle określone osoby i instytucje. To nie jest „temat publicystyczny” – to potencjalny kryzys zaufania do procedur państwa.
Dlatego sprawa nie może się skończyć na medialnym zgiełku. Państwo ma obowiązek odpowiedzieć jasno:
-
kto miał dostęp do tych danych,
-
czy doszło do wycieku,
-
kto go umożliwił,
-
i czy ktoś wykorzystuje instytucje państwa jako narzędzie brudnej walki politycznej.
Próba „uzasadnienia” publikacji bezpieczeństwem to zasłona dymna
Jeżeli ktoś próbuje przykryć przekroczenie granic „troską o bezpieczeństwo”, to robi to cynicznie. Spory dotyczące poświadczeń, procedur i decyzji służb mają swoje legalne kanały: sądy, odwołania, kontrolę instancyjną. Nie wolno w ich miejsce wprowadzać przecieków i medialnych insynuacji opartych na danych wrażliwych. To jest obchodzenie państwa bokiem – i uderzenie w fundamenty zaufania obywateli do instytucji.
W związku z dzisiejszym tekstem Wojciecha Czuchnowskiego w „Gazecie Wyborczej”, w którym oprócz wielu błędów, przeinaczeń i kłamstw, wykorzystano informacje wrażliwe pochodzące z niejawnych akt postępowania sprawdzającego i kontrolnego Służby Kontrwywiadu Wojskowego na temat… pic.twitter.com/DEntLQxGSK
— Sławomir Cenckiewicz (@Cenckiewicz) December 15, 2025
Do redakcji GW zgłosił się „informator” i podał szczegóły z tajnej ankiety bezpieczeństwa @Cenckiewicz. No wspaniale działa polskie państwo. Skoro może być nadawana ankieta szefa BBN, to znaczy, iż może być nadana każda. Myślicie, iż czym to się zakończy?
Dla niekumatych: to… pic.twitter.com/jedFREzuUR
— Paweł Rybicki (@Rybitzky) December 14, 2025
Mam z tym człowiekiem osobiste doświadczenie: agresja, bezkarność, a potem publikacje „z akt”
Wiem, z kim mamy do czynienia, bo to nie jest „jednorazowy wybryk” ani „dziennikarska gorliwość”. To jest styl działania. W Sejmie doświadczyłem z jego strony fizycznego i słownego ataku – wyrwania telefonu, agresji i wyzwisk. To zachowanie nie miało nic wspólnego z wykonywaniem zawodu dziennikarza. To była zwykła przemoc, na którą w demokratycznym państwie nie może być przyzwolenia.
I na tym się nie kończy. Po moim zatrzymaniu publicznie pojawiały się informacje przedstawiane tak, jakby pochodziły wprost z akt i z przebiegu czynności prokuratury – rzeczy, które nie powinny wyciekać, a już na pewno nie powinny służyć do budowania medialnej nagonki. jeżeli dzisiaj ktoś może „karmić” opinię publiczną materiałami z postępowania, to jutro każdy obywatel może zostać wciągnięty w taki sam mechanizm upokorzenia: najpierw pokazówka, potem „przecieki”, potem lincz.
To jest ten sam schemat: brutalna presja, potem medialne „dokładanie” poprzez informacje, które powinny być chronione. I dokładnie w tę logikę wpisuje się dzisiejszy atak na prof. Cenckiewicza – zamiast rzeczowej debaty o faktach, próba uderzenia w zdrowie, prywatność i godność człowieka.
„Wyborcza” przekroczyła granicę, która ma chronić wszystkich
W demokracji media mają patrzeć władzy na ręce. Ale mają też obowiązek nie niszczyć elementarnych praw człowieka. Kiedy redakcja rozgrywa politykę na zdrowiu i danych medycznych – uderza w fundament: poczucie bezpieczeństwa obywatela wobec państwa, służb, lekarza, dokumentacji.
To nie jest „ostry spór”. To jest gra na stygmacie. A stąd już bardzo blisko do świata, w którym obywatel ma się bać własnego państwa, bo ktoś jego prywatność może wykorzystać jako pałkę. Dlatego w obronie prof. Sławomira Cenckiewicza trzeba mówić twardo: to, co zrobiła „Gazeta Wyborcza”, jest moralnie obrzydliwe i państwowo niebezpieczne. I jeżeli dzisiaj nie postawimy tamy takim metodom, jutro obudzimy się w Polsce, w której „dane wrażliwe” staną się amunicją, a tajemnica lekarska i tajemnica postępowania – fikcją.

1 dzień temu










