Było już jasno, kiedy kilkunastu członków i członkiń Inicjatywy Dzikie Karpaty przyjechało pod siedzibę Nadleśnictwa Birczy. Powiesili plakaty z hasłami „Nie oddamy Karpat piłom” czy „Turnicki dla ludzi, nie dla pieniędzy”. Następnie rozłożyli maty i koce, na których usiedli, a łańcuchami przykuli się do ogrodzenia budynku. Protestują, bo chcą utworzenia Turnickiego Parku Narodowego.
Wszystko zaczęło się przed godz. 7 rano, zanim pracownicy Nadleśnictwa Bircza przyjechali do pracy.
– Przykuliśmy się do bramy głównej, wjazdowej i furtki wejściowej – relacjonuje Ewelina Żukowska z Inicjatywy Dzikie Karpaty. – Zaczęli zjeżdżać się pracownicy. Podjęto próby odpinania nas od furki. Jadą osobę udało się im “uwolnić”. Drugą, która przypięła się łańcuchem rowerowym wokół szyi, narażono na niebezpieczeństwo, bo strażnicy leśni, próbowali samodzielnie przeciąć ten łańcuch. Każdy gwałtowniejszy ruch mógł skończyć się skręceniem karku lub uduszeniem – podkreśla kobieta.
Mogło skończyć się tragedią
Widząc tę sytuację, ekolodzy zaczęli głośno protestować.
– Ale leśnicy nic sobie z tego nie robili. choćby chcieli wyjąć bramkę z zawiasów z przykutą do niej osobą, co mogło skończyć się tragedią – podkreśla Ewelina Żukowska.
Jedna z aktywistek sprawnie przeskoczyła przez płot i zablokowała mężczyznom możliwość pracy.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Ekolodzy z Dzikich Karpat usunięci siłą przez policję i straż leśną
Przed Nadleśnictwem Bircza była też policja. Najpierw ekologów próbowało przekonać dwóch nieumundurowanych policjantów . Kiedy odmówili, przyjechali kolejni.
– Powiedzieli, iż usunął nas siłą, jeżeli nie zrobimy tego dobrowolnie – twierdzi Ewelina Żukowska.
Protestujący aktywiści odkuli się sami
Protest Inicjatywy Dzikie Karpaty zakończył się po godz. 9.
– Wtedy strażacy z OSP razem z pracownikami nadleśnictwa odczepili kawałek płotu na tyłach placówki i pracownicy weszli przez dziurę w płocie – opowiada aktywistka. – Stwierdziliśmy, ze dalsze przypinanie się jest bezcelowe, bo nie jesteśmy w stanie zablokować pracy nadleśnictwa i odpięliśmy się dobrowolnie – mówi członkini Inicjatywy Dzikie Karpaty.
– Leśnicy głównie nas wyśmiewali. Udało nam się porozmawiać z nadleśniczym, który standardowo był głuchy na nasze argumenty – uważa Ewelina Żukowska.
Nadleśniczy Zbigniew Kopczak: nie mogę spełnić ich żądań
Zbigniew Kopczak, nadleśniczy Nadleśnictwa Bircza potwierdza, iż rano przyjeżdżając do pracy zobaczył przypiętych do bramy przedstawicieli Inicjatywy Dzikie Karpaty.
– Pomogła nam policja. Wejście zostało odblokowane. Funkcjonariusze zadziałali profesjonalnie, bez użycia siły – relacjonuje nadleśniczy.
- POLECAMY: Niedźwiedź w przedszkolu w Bukowcu. O włos od tragedii w Bieszczadach
I narzeka, iż aktywiści ciągle utrudniają prace leśników.
– Stwarzają zagrożenie sami dla siebie, bo zbierał się tłum miejscowych i dosłownie dochodziło do ostrej wymiany zdań. To mogło się przerodzić w niepotrzebny konflikt – dodaje Zbigniew Kopczak.
On sam podszedł do protestujących i chciał zaprosić ich delegację do siebie, do biura.
– Chodziło o to, aby wyłączył niektóre powierzchnie Nadleśnictwa Bircza z gospodarki leśnej. Jest to żądanie, którego nie mogę spełnić, bo nie jestem do tego władny – tłumaczy nadleśniczy. – Mój plan pracy urządzenia lasu na 10 lat jest zatwierdzany przez ministra środowiska. I czy mi się to podoba, czy nie, muszę trzymać się tych wytycznych, które są – wyjaśnia.
Jak przekonuje Zbigniew Kopczak mieszkańcy Birczy są zachowaniem aktywistów oburzeni.
– My, jako leśnicy, to tolerujemy. Siłowo nie możemy zadziałać – podkreśla. – Musimy prowadzić racjonalną gospodarkę leśną po to, aby chronić cenne fragmenty rodzimej przyrody. I żeby zaopatrzyć obywateli w surowiec drzewny, który jest niezbędny w egzystencji człowieka – argumentuje Zbigniew Kopczak.
Policja: nikogo nie zatrzymano
Młodsza aspirantka Joanna Golisz z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu poinformowała, iż policję w piątkowy poranek wezwało nadleśnictwo. Nie doszło do poważniejszych incydentów. Nikt nie został zatrzymany.