Jarosław Kaczyński stwierdził, iż „Polska wciąż nie jest przygotowana do konfliktu zbrojnego”. Słowa prezesa PiS wywołały ostrą reakcję komentatorów. Publicysta Artur Bartkiewicz ocenił, iż w czasie wojny za wschodnią granicą takie wypowiedzi podważają zaufanie do państwa i przekraczają granicę, której nie powinno się przekraczać.

Fot. Shutterstock
Kaczyński przekroczył granicę? Polityczne słowa o wojnie wywołały falę komentarzy
Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości, w najnowszym wystąpieniu stwierdził, iż „Polska wciąż nie jest przygotowana do konfliktu zbrojnego”. Jego słowa – wypowiedziane w czasie, gdy za wschodnią granicą trwa wojna – wywołały burzę. Zdaniem publicysty Artura Bartkiewicza, prezes PiS przekroczył granicę, której w debacie publicznej przekraczać nie wolno.
„Nie należy podważać zaufania do obronności państwa”
Bartkiewicz zwraca uwagę, iż politycy opozycji mogą składać śmiałe obietnice czy krytykować rząd, ale kwestionowanie gotowości obronnej kraju to coś zupełnie innego. W sytuacji, gdy tuż za polską granicą toczy się wojna, takie słowa mogą mieć konsekwencje nie tylko polityczne, ale także społeczne i bezpieczeństwa.
Publicysta przypomina, iż PiS już raz zbudował swoją kampanię na haśle „Polska w ruinie”, które przyniosło ugrupowaniu zwycięstwo w 2015 roku. Dziś jednak – jak pisze – ta sama narracja powraca, tym razem w znacznie groźniejszym kontekście. „Kwestie obronności powinny być wyłączone z politycznego sporu” – podkreśla Bartkiewicz.
Trzy powody, dla których słowa Kaczyńskiego są niebezpieczne
Pierwszym – jak wskazuje autor – jest wzmacnianie rosyjskiej propagandy. Kreml od miesięcy próbuje przekonać Zachód, iż wojna z Rosją jest nieunikniona, a europejskie państwa są bezradne. Wypowiedzi takie jak Kaczyńskiego mogą nieświadomie wpisywać się w tę narrację, osłabiając społeczną odporność i poczucie bezpieczeństwa.
Drugim powodem jest fałszywy obraz polskiej armii i sojuszy. Bartkiewicz przypomina, iż PiS sam zabiegał o obecność wojsk amerykańskich w Polsce, a teraz używa ich stacjonowania jako argumentu na nieprzygotowanie kraju. „Sojusze istnieją po to, by wzmacniać wspólny potencjał obronny – nie są oznaką słabości, ale siły” – zauważa.
Trzecim powodem jest osłabianie zaufania do państwa w sytuacji zagrożenia. W przypadku kryzysu – tłumaczy Bartkiewicz – społeczeństwo musi mieć pewność, iż władze, niezależnie od politycznych barw, działają wspólnie w jego interesie. Podważanie tej jedności może utrudnić skuteczną reakcję w sytuacjach kryzysowych, jak incydenty z naruszeniem przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony.
Polityczny strzał w stopę
Publicysta zauważa też, iż retoryka Kaczyńskiego może uderzyć w samo PiS. jeżeli dziś Polska nie jest gotowa do obrony, to znaczy, iż nie była przygotowana również w czasie, gdy partią rządził Kaczyński. „To podcinanie gałęzi, na której sam siedzi” – podsumowuje Bartkiewicz.
Jego zdaniem, zamiast wzbudzać niepokój, lider opozycji powinien koncentrować się na merytorycznych propozycjach: zwiększaniu produkcji amunicji, rozwoju systemów obrony przeciwlotniczej i odbudowie obrony cywilnej. Krytyka w tych obszarach jest potrzebna – ale podważanie zdolności obronnych kraju to już inna sprawa.
Słowa, które mogą osłabić Polskę
W konkluzji Bartkiewicz przestrzega, iż debata o bezpieczeństwie narodowym wymaga szczególnej odpowiedzialności. Publiczne podważanie gotowości Polski do obrony, w momencie gdy Rosja prowadzi wojnę tuż za naszą granicą, może stać się narzędziem dezinformacji i wewnętrznego podziału.
„Władze mogą się spierać o budżet, modernizację armii czy kierunek polityki obronnej. Ale jest granica, której nie wolno przekroczyć – granica zaufania obywateli do bezpieczeństwa własnego państwa” – pisze Bartkiewicz.