—Jest to trochę jednak bezmyślność, bo stanowi to zagrożenie dla setek mieszkańców, bo o ile rozleje się woda i taki pomost będzie pływać po mieście, no to będzie wszystko niszczyć na swojej drodze — mówi Paweł Hamerliński, bossman mariny.
—Według mnie to jest realne zagrożenie, o ile ktoś przy takiej wodzie nie chce ewakuować swojego portu, pontonu, czy plaży. Nie wiemy, jaka w tej chwili woda do Wrocławia przyjdzie, a nu ż przyjdzie półtora metra albo dwa i pół. Nikt nie jest w stanie tego przewidzieć — dodaje Mariusz Lampa, zarządca mariny Topacz.
— Przede wszystkim jako użytkownicy terenów zalewowych dostaliśmy instrukcję od Wód Polskich jak postępować w przypadku przejścia wysokich stanów wód. Są instrukcje, które mówią, iż podczas pokazania odpowiednich stanów na wodowskazach powinniśmy zacząć ewakuację. No i tak właśnie postępujemy zgodnie z tymi procedurami. Jest to ważne głównie dlatego, iż takie niekontrolowane obiekty pływające mogą wpaść gdzieś na infrastrukturę wodną, na obiekty hydrotechniczne i je uszkodzić po prostu, stanowiąc zagrożenie dla mieszkańców poniżej danego obiektu — wyjaśnia Paweł Hamerliński, bossman mariny.
Jak nas poinformował Jarosław Garbacz, rzecznik prasowy Wód Polskich, wszystkie jednostki pływające, stacjonujące i cumujące na Wrocławskim Węźle Wodnym, po raz pierwszy informacje o konieczności odholowania jednostek w bezpieczne miejsce postoju lub wyciągnięcie ich na brzeg, otrzymały 12 września. Komunikat ten był ponawiany w kolejnych dniach poprzez bezpośrednie kontakty z konkretnymi podmiotami drogą telefoniczną i mailową. Prowadzone były również wizje terenowe. W niektórych przypadkach braki reakcji zostały zgłoszone do Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu.
— W piątek dostaliśmy informację, iż przekraczamy pierwszy scenariusz powodziowy, czyli odpowiednią wysokość na wodowskazie Brzeg Opolski. Musimy się wtedy do tego stosować, więc podjęliśmy decyzję o ewakuacji wszystkich łodzi od nas z mariny. Jednym z bezpiecznych portów jest Marina Osobowice, nasza zaprzyjaźniona, do której przeprowadziliśmy łodzie. Wstrzymywaliśmy się jeszcze z ewakuacją pomostów, ale w sobotę rano dostaliśmy decyzję, iż wszystko musi być z wody ściągnięte. No i przy pomocy naszych przyjaciół tutaj z okolicznych szkół żeglarskich udało nam się pomosty bezpiecznie powyciągać z wody i przyjechać do pomocy tutaj do Mariny Osobowice — informuje Mariusz Lampa, zarządca mariny Topacz.
— Jesteśmy w trakcie czwartego dnia ewakuacji portu. Mamy do ewakuacji około 200 jednostek pływających. Dziś będziemy prawdopodobnie już kończyć oczyszczanie portu, jeszcze nam zostanie oczyszczanie brzegów. Na szczęście prognozy przejścia fali się opóźniają, dzięki czemu możemy bardziej rozłożyć pracę i zdążymy na spokojnie wszystko ewakuować — mówi Paweł Hamerliński, bossman mariny.
Sytuacja jest dynamiczna, jak dodaje Jarosław Garbacz w przypadku zamknięcia szlaku żeglugowego na skutek wydania komunikatu nawigacyjnego w związku z wystąpieniem niekorzystnych warunków hydrologicznych, użytkownicy gruntów pod rzeką Odrą oraz dzierżawcy gruntów pokrytych wodami poza linią brzegu rzeki Odry, zobowiązani są odholować obiekty pływające do bezpiecznego miejsca postoju, uzgodnionego z Wodami Polskimi zgodnie z zapisami zawartych umów.
— Nie jest to tylko nasz wymysł. To jest prawny obowiązek ewakuacji pomostu, a szczególnie na takim akwenie, jakim jest Śródmiejski Węzeł Wodny, który jest w centrum miasta nad wszystkimi jazami, więc wszyscy się muszą do tego stosować. Obojętne czy dostaną nakaz na piśmie, w chwili kiedy wynajmują marinę, muszą przedstawić instrukcję mariny czy pomostów, czy restauracji pływającej. W tej instrukcji jest jasno napisane, przy jakich warunkach hydrologicznych trzeba ewakuować — podkreśla Mariusz Lampa, zarządca mariny Topacz.
— Na całe szczęście większość jest zdyscyplinowana, ale niestety też jest część osób, która albo nie odbiera telefonów, albo bagatelizuje zagrożenie. Niestety musimy ewakuować na własne ryzyko te jednostki, żeby później nie mieć pretensji do siebie, iż coś uszkodziliśmy — mówi Paweł Hamerliński, bossman mariny.
— Wiemy, iż to są ogromne koszty dla nas. Pomijając to, iż robimy to przy pomocy przyjaciół, więc nie ma tych kosztów osobowych zawsze, ale wynajęcie dźwigów, wynajęcie przyczep, wynajęcie ochrony, gdzie trzeba przewieźć te łódki, to wszystko są wielkie koszty. Spodziewam się, iż chodzi o to, iż inni nie ewakuują albo wręcz czekają do ostatniej chwili, bo w chwili kiedy myśmy ewakuowali port, ta woda naprawdę wyglądała jak w czerwcu, jak w maju, czyli całkowicie spokojnie i właściciele łodzi do nas mieli też pretensje, czemu robimy to już, jak jeszcze woda stoi, przecież jest ładnie, przecież nic się nie dzieje, o co nam chodzi. Dopiero jak uświadamiamy, zobaczcie na wodowskazy, które są wyżej, na Odrze, ta woda naprawdę dojdzie, ona nie wyparuje, ona przyjdzie do nas. No to niektórych groźbą, niektórych prośbą, ale udało się namówić właścicieli łodzi — dodaje Mariusz Lampa, zarządca mariny Topacz.
— Takie operacje mamy co roku w zasadzie, na początek sezonu i na koniec. Jednak taka operacja jak teraz jest wyjątkowa, ponieważ mamy niestety dość bliski deadline, żeby ze wszystkim zdążyć, no i ryzyko zagrożenia, więc nie możemy tego rozciągnąć bardziej w czasie. To takie pierwsze nasze przeszkolenia, odkąd istnieje marina od 2019 roku — podkreśla Paweł Hamerliński, bossman mariny.