Serbia w moim sercu, czyli rozmowa z Vladanem

myslpolska.info 1 tydzień temu

Kiedy okazało się, iż nasza wyprawa redakcyjna z kol. Przemkiem Piastą do Serbii dojdzie do skutku, natychmiast pomyślałem, iż warto byłoby spotkać się, czy choćby porozmawiać z przyjacielem i współpracownikiem „Myśli Polskiej”, dzielącym swój czas pomiędzy Polskę a Serbię, Vladanem Stamenkovicem.

W latach bandyckiej napaści NATO na Jugosławię pod koniec lat 90-tych XX wieku, wraz z niewielkim gronem odważnych Polaków, dzielnie przeciwstawiał się ohydnej propagandzie antyserbskiej, która opanowała wtedy m.in. Polskę.

To było dawno, ale całkiem niedawno, podczas ostatniej Gali „Myśli” spotkałem się z Vladanem osobiście, gdyż był jednym z uhonorowanych pamiątkowym medalem naszego pisma. To była taka sytuacja, kiedy znasz kogoś z jego publikacji, ale spotykasz po raz pierwszy, a jednak po pierwszych zdaniach czujesz, jakbyś znał człowieka od dawna. Czujesz wspólnotę – nomen-omen – myśli.

Zatem już na początku lipca poinformowałem Vladana o naszych planach wyjazdowych. I cóż się okazało? Że akurat w czasie naszego krótkiego pobytu w Belgradzie, on też tam będzie. Lubię takie przypadki – to jakby niewidzialna ręka losu czuwała, abyśmy mogli się spotkać. Krótko – w dzień przyjazdu do Belgradu postanowiliśmy podjechać pod słynny gmach parlamentu (Skupsztiny) i pochodzić po centrum stolicy Serbii. Zaproponowałem Vladanowi spotkanie następnego dnia rano w twierdzy Kalemegdan. Sycimy się więc atmosferą Belgradu gdy nagle dostaję wiadomość, iż Vladan może spotkać się z nami jeszcze tego samego dnia. Zajmujemy dobrze upatrzone pozycje w jednym z niezliczonych lokali gastronomicznych, kiedy Vladan informuje, iż zaraz do nas dołączy. Spotykamy się o 21.20. Późno? Wcale nie – Belgrad o tej godzinie jest w rozkwicie wczesnonocnego życia.

Zaczynamy rozmowę, pomimo euforii ze spotkania, o bardzo poważnych sprawach związanych z najnowszą historią Serbii i problemami, które przed krajem stoją.

Vladan zwraca uwagę na przysłowie „Polak Węgier dwa bratanki” i przypomina historię przerzutu Polaków na Zachód przez Jugosławię w latach 1939-41, wskazując, iż Jugosławia pomagała nieodpłatnie, podczas gdy Węgrzy przeciwnie, a jednak droga ta nie jest znana ani przypominana w Polsce. Wyprzedzając fakty, po zakończeniu spotkania, odprowadzając Vladana na przystanek, odwiedzamy kamienicę przy ul. Uzun Mirkova 5, gdzie mieściła się siedziba Ligi Jugosłowiańsko-Polskiej, a w tej chwili znajduje się dwujęzyczna tablica pamiątkowa. Liga Jugosłowiańsko-Polska powstała 15 września 1931 r. w oparciu o wcześniej istniejący od 1925 r. Klub Polsko-Jugosłowiański. Prezesami Ligi byli m.in. prawnik Dragoljub Arandjelovic i prof. inż. Milan Nesić z Uniwersytetu w Belgradzie. Siedziba Ligi była miejscem spotkań, wykładów wybitnych uczonych. Liga dzieliła się na komisje i sekcje, organizowała występy artystów jugosłowiańskich w Polsce i polskich w Jugosławii, wizyty naukowców oraz promowała działalność wydawniczą. Po klęsce wrześniowej do Jugosławii napływali cywile i wojskowi polscy z Węgier i Rumunii, którzy próbowali potem przedostać się do Francji, Grecji, Syrii, czy Palestyny.

W sprawnym funkcjonowaniu szlaku jugosłowiańskiego istotną rolę odgrywali obywatele tego kraju jak również liczne organizacje społeczne, w tym właśnie Liga Jugosłowiańsko-Polska i Jugosłowiański Czerwony Krzyż. Władze Jugosławii nie stawiały przeszkód polskiej akcji ewakuacyjnej, zgodziły się choćby na utworzenie obozów tranzytowych i tymczasowego konsulatu – wszystko to pomimo neutralności w wojnie polsko-niemieckiej i pomimo nacisków ze strony III Rzeszy. Wg sekretarza Ligi Vojislava Popovicia w Jugosławii znalazło się oficjalnie 750 cywilów oraz 1000 oficerów i żołnierzy Polaków. Tuż przed zbombardowaniem Belgradu przez Niemców w kwietniu 1941 r. w Jugosławii wciąż przebywało ponad 370 Polaków.

Serbowie przez setki lat walczyli z turecką okupacją i dominacją o odzyskanie swojego państwa, co udało im się częściowo w XIX wieku. Ponieśli ogromne straty w I wojnie światowej, walcząc po stronie Ententy. Międzywojenne Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, od 1929 nazwane Jugosławią, targane nacjonalizmami i sprzecznościami, stanęło ostatecznie do walki przeciwko III Rzeszy, nie mając w tej walce żadnych szans. Chorwacja powstała jako marionetkowe państwo podległe Niemcom, kierowane przez Ustaszy Ante Pavelicia, którzy popełnili szereg zbrodni przeciwko dotychczasowym współmieszkańcom Jugosławii. Ludobójstwo Serbów przekroczyło liczebnie skalę ludobójstwa dokonanego na Polakach przez szowinistów ukraińskich. Ustasze okazali się także zaangażowanymi pomocnikami III Rzeszy w zbrodni eliminacji Żydów. Władze emigracyjne w Londynie z królem na czele i z przewagą Serbów, wiernie stały po stronie Aliantów. Ci jednak porzucają sojusznika na rzecz konkurentów do władzy w Jugosławii – komunistycznych partyzantów Josipa Broz Tito.

W latach 90-te XX wieku Jugosławia wchodzi z rosnącymi napięciami narodowościowymi, które już w 1991 doprowadzają do secesji Słowenii i Chorwacji oraz do trwających wiele lat wojen. Zachód (z uznaniem niepodległości dawnych republik spieszą się zjednoczone Niemcy i Watykan), w tym Stany Zjednoczone, dotąd korzystający w ogromnym stopniu z poświęcenia i ofiary krwi Serbów arbitralnie uznaje ich za winnych wszelkiego zła. Wspiera wszelkie ruchy odśrodkowe, zaś walkę Serbów o ziemie zamieszkane przez nich w innych niż Serbia republikach stygmatyzuje hasłami o agresji, zbrodni, czystkach etnicznych itd. Wypędzenie i mordy na Serbach w Krajinie nie budzą współczucia w stosunku do ofiar, przedstawiane są czasem jako słuszna odpłata. Antyserbski amok ogarnia Zachód, powstają filmy, gdzie tymi złymi są rzecz jasna wyłącznie Serbowie. Amok ogarnia również Polskę, w czym przoduje “Gazeta Wyborcza” piórem Dawida Warszawskiego. W przejętym przez narodowych radykałów miesięczniku „Szczerbiec” pojawiają się głosy solidarności z nacjonalistami chorwackimi i apologia chorwackich czystek etnicznych na Serbach w Krajinie. Wątki antyserbskie pojawiąją się także w filmach, m.in. Władysława Pasikowskiego.

„Serb” staje się wszędzie na Zachodzie synonimem zbrodniarza, złego, którego zła nie trzeba udowadniać, bo to się rozumie samo przez się. USA i NATO w 1999 r., rozszerzając treść pojęcia „sojuszu obronnego” bombardują Belgrad i inne miasta Serbii w imię ochrony Albańczyków zamieszkujących Kosowo. Serbów pozbawia się części kraju aby w 2008 r. uznać „niepodległość” Kosowa. Serbia i Serbowie zostają pokonani, a w kategoriach emocjonalnych/uczuciowych wręcz zmiażdżeni przez potęgę Zachodu, któremu Serbia tylekroć służyła i w imię którego interesów przelała wiele własnej krwi. Nic dziwnego, iż niektórzy pękli i wybrali oportunizm. Ale nie wszyscy. Idąc ulicą Kneza Mihaila w kierunku twierdzy Kalemegdan widzimy olbrzymi baner na jednym z budynków. Napis głosi – „The only genocide in the Balkans was against the Serbs” (Jedyne ludobójstwo na Bałkanach miało miejsce na Serbach).

Mówię Vladanowi o tym banerze. Nasz przyjaciel nie powtarza wymienionej przez mnie wyżej krótkiej historii nieszczęścia i zdrady Serbów przez Zachód, ale mówią o tym jego oczy, mówi mimika twarzy. Chciałby, aby nasze polsko-serbskie kontakty uległy zintensyfikowaniu, aby Polacy pogłębiali swoją wiedzę na temat „sprawy serbskiej” i aby była to wiedza uczciwa, a nie propagandowy bełkot na zamówienie.

Mówi, iż przed Serbią stoją w tej chwili cztery wielkie problemy, których rozwiązanie będzie ekstremalnie trudne. To, zaczynając od stosunkowo najmniej beznadziejnego: – kwestia przyszłości Republiki Serbskiej w ramach Bośni; – kwestia Kosowa; – kwestia Czarnogóry i; – kwestia Krajiny

Wszystkie te sprawy wyglądają w tej chwili na nierozwiązywalne. Vladan nie ma złudzeń, ale wskazuje, iż zmiana może nastąpić jedynie w sytuacji zasadniczej zmiany międzynarodowego układu sił. Co ma na myśli? Oczywiście przejście od świata faktycznie jednobiegunowego z hegemonem w postaci USA do świata wielobiegunowego, z rosnącą rolą Rosji i jej zaangażowaniem w sprawy bałkańskie. Przykładem takiej zmiany jest Syria i wejście tam Rosji, zasadniczo zmieniające sytuację.

Tę sympatię do Rosji widać, choć nie ma ona charakteru nachalnego, nie jest patetyczna. Jest pomnik na Kalemegdanie z inskrypcją „Wieczna sława serbskim i rosyjskim bohaterom”, a obok stragany z koszulkami z nadrukami wyrażającymi sympatię do Rosji, czy do samego prezydenta Putina, są magnesy „na lodówkę” z Putinem, skarpetki z Putinem itp. To samo spotkamy później w Gućy podczas festiwalu. Ale nie jest to sympatia sterowana przez władze, które Vladan ocenia jako chwiejne i strachliwe.

Omawiając poszczególne „wielkie problemy” Vladan nie stroni od ostrej krytyki władz serbskich z ostatniego trzydziestolecia z górą. Uważa Slobodana Milosevicia za bardzo złego polityka, który sprzedał Serbów w Krajinie. Że stał się bohaterem przypadkowo, będąc prześladowanym przez Zachód, podczas gdy tak naprawdę zasłużył na surową karę od narodowej Serbii. Także w kwestii Kosowa Milosević dopiero pod wpływem opinii społecznej musiał coś zrobić i wykreował się w ten sposób na obrońcę kosowskich Serbów, ale w istocie, zdaniem Vladana, także tu nie miał pomysłu na rozwiązanie problemu. Pozostał komunistą, nigdy nie był nacjonalistą, co najwyżej okoliczności go na takiego wykreowały. Problem z Kosowem był zresztą znacznie głębszy. Nikt nie chciał, ale bardziej nie potrafił rozwiązać problemu. Nie pomagało tu także tradycyjne myślenie dominujące w prawosławiu, które nie wymagało konwersji na ortodoksję i nie wymagało także usunięcia muzułmanów. Vladan wielokrotnie podkreśla, iż władza komunistyczna była przeciwko Serbii, od 1974 zmieniona konstytucja wprowadziła okręgi autonomiczne Vojvodina, Kosowo, co ograniczyło władztwo Serbii na tymi prowincjami. Milosević próbował coś zmienić pod wpływem opinii publicznej. Ale nie zrobił tego co chociażby Żiwkow w Bułgarii (przypomnijmy, iż Todor Żiwkow przez prowadził w latach 80-tych XX wieku akcję usunięcia z Bułgarii większości mniejszości tureckiej). Vladan nie stawia tutaj kropki nad „i”, ale możemy domyślać się, o co chodzi. Dzisiaj pomysłu na rozwiązanie problemu kosowskiego nie ma. Sytuację może zmienić tylko zmiana układu sił światowych.

Wracamy jeszcze do wojen z lat 90-tych. Zastanawiam się, czy gdyby Zachód miał inne, neutralne nastawienie do poszczególnych narodów Jugosławii, mogłoby dojść do swego rodzaju jugosłowiańskiego Wersalu, z licytowaniem się na argumenty a nie na strzały. Vladan nie zgadza się, uważając, iż takie stanowisko Zachodu było niemożliwe i w związku z tym „gdybanie” nie ma tutaj podstaw. Konferencje pokojowe w latach 90-tych przecież miały miejsce, ale polegały na popieraniu jednej strony przeciw stronie serbskiej lub kilku stron przeciwko Serbom. Mogło być inaczej, gdyby Milosević był naprawdę nacjonalistą serbskim a nie komunistą i gdyby wysłał wojsko na Zagrzeb w początkowej fazie wojny. ZSRR jeszcze wówczas istniał, a NATO nie było na początku przygotowane na takie zagranie. Ameryka z kolei nie była jeszcze w wówczas takim żandarmem jakim jest dzisiaj.

Wspominamy prof. Marka Waldenberga, który w świecie akademickim, niemal samotnie przeciwstawiał się obowiązującej narracji antyserbskiej. Vladan przypomina zdarzenie z Adamem Michnikiem. 10-lecie „GW”, rok 1999, NATO bombarduje Serbię. Znajoma Vladana pracowała wtedy w „GW”, a Vladan napisał bardzo krytyczny artykuł (do „Trybuny”) o błędnej polityce Zachodu, atakujący bombardowania. Nagle Vladan otrzymuje zaproszenie na wyścigi. Siedzi przy stoliku, kiedy niespodziewanie pojawia się Michnik, który przez chwilę patrzy na Vladana, po czym odwraca się i wychodzi. Wydaje się, iż chciał zobaczyć jak wygląda ktoś, kto odważył się zakwestionować obowiązującą linię „GW”.

A jak wygląda w optyce naszego gościa i gospodarza zarazem, współczesna Serbia? Vladan głosuje na partię, która się nie dostała do parlamentu w ostatnich wyborach. Jest podział sceny na dwie opcje, które są równie złe, bardzo podobny do sytuacji w Polsce. Jednakże z punktu widzenia mniejszego zła, ci, którzy rządzą od 2018 r. przynajmniej próbują coś zrobić. Ale w sprawie Kosowa i Metohji (Vladan podkreśla konieczność niepomijania drugiego członu nazwy, gdyż oznacza on posiadłości monasterów sięgające czasów średniowiecza) są to działania pozorowane. Druga opcja jest całkowicie proeuropejska i oportunistyczna. Pytam o wojsko – po obaleniu Milosevicia usunięto całą kadrę, która prowadziła wojny, de facto z NATO, w latach 90-tych.

Partie narodowe są na marginesie, są ograniczane, nie mają pieniędzy, wybory są fałszowane. Kwestia Orbana i Węgier, która dla Serbów jest czymś więcej niż np. dla nas, gdyż dochodzi tu potencjalny spór terytorialny. Pomimo sporów historycznych stosunki z władzą Orbana są bardzo dobre. Orban agituje, aby Serbia zalazła się w UE. Ale nie po to, aby wzmacniać Unię, ale aby znaleźć w Serbii sojusznika dla Węgier. Orban ma również bardzo dobre stosunki z Republiką Serbską, z prezydentem Miloradem Dodikiem.

Co zatem, zdaniem Vladana, dalej z Bośnią? Bośnia jest nienaturalnym tworem. Powinna ulec podziałowi. Część muzułmańska pozostanie, ale nie wytrwa długo. Tak jest w sytuacji sztucznych narodów, zwłaszcza wymyślonych w czasach komunistycznych. Nie mają sensu istnienia. Z kolei już służby austriackie pracowały nad zebraniem w jedno i stworzeniem z plemion narodu albańskiego jeszcze w czasach Austro-Węgier. Siłą rzeczy przychodzi mi tu na myśl polityka CK monarchii wobec kwestii ukraińskiej i jej wsparcie dla stworzenia i tego narodu. Macedonia jest również sztucznym tworem, który zostanie skonsumowany wg Vladana przez Albańczyków.

Z kolei sprawa Czarnogóry jest szczególnie bolesna. Wieszcz Piotr Njegos i jego poemat „Górski wieniec”, z odwołaniami tożsamościowymi do Kosowego Pola, mówi o Czarnogórcach jako o Serbach.

Vladan wspomina I powstanie serbskie z 1804 r., które nie było pierwsze, ale jest tak numerowane, bo było udane. Wyzwolono Belgrad i Rosja miała kogo popierać na Bałkanach. Kolejne powstanie rozszerzyło zakres autonomii. Ważne jest bowiem, aby był czynnik zewnętrzny, który popiera sprawę i ma swój istotny interes w sukcesie nie swojej sprawy.

I jeszcze wracamy do podobieństw sytuacji Polski i rojalistycznej Jugosławii w czasie II w.św. i przerzucenia poparcia Aliantów zachodnich na komunistów.

Vladan wspomina rozmowy z Marianem Błażejczykiem, którego wspomnienia nagrał na trzy kasety C-90, które następnie przepisał i wręczył autorowi. Niedawno wyszła książka („Polski czetnik”) oparta na tej pracy z dodatkiem o rzekomo komunistycznej Serbii. Vladan nie zgadza się z treścią dodatku. Pod koniec 1941 partyzantka komunistyczna została wyrzucona z Serbii. Partyzantka monarchistyczna nie pozwalała wejść komunistom z Bośni do Serbii. Dlatego tylko do Serbii weszła Armia Czerwona. Monarchiści witali wtedy Rosjan jak braci, ale komuniści załatwili sprawę po swojemu.

Po dwóch godzinach zbliżamy się do końca rozmowy. Czas na refleksje natury bardziej ogólnej. Vladan obawia się, iż wobec możliwej utraty Ukrainy USA zdecydują o wciągnięciu Polski do konfliktu. W serbskiej prasie ukazała się analiza mówiąca, iż nie uda się wywołać prawdziwej wojny Rosji z Europą, o ile nie uda się do niej przekonać Niemców. To zaś jest możliwe w ciągu pięciu lat. Chorwaci i Albańczycy mogą być nią zainteresowani. Węgrzy nie.

Wspólnie ubolewamy nad polityką klimatyczną, depopulacyjną, upadkiem USA, skoro można w ogóle wystawić kogoś takiego jak Kamala Harris w wyborach prezydenckich. Wskazuję na plusy w postaci braku Serbii w UE i w NATO, ale Vladan zmniejsza mój entuzjazm, wskazując, iż jego kraj ma okupowaną część terytorium, i nierozwiązywalne problemy z Republiką Serbską i Czarnogórą.

Na koniec bieżący problem otwarcia Igrzysk olimpijskich w Paryżu. Dla Valdana to nie oblicze Francji, to oblicze całego Zachodu. Śmiejemy się dopóki można, dopóty nie zaczną uchwalać ustaw, iż nie wolno o tym rozmawiać i nie wolno się śmiać. Tymczasem plucie na własną tradycję jest dowodem na to, iż ludzie Zachodu nie potrafią myśleć.

Vladan kończy nasze spotkanie konkluzją – naród serbski ma doświadczenie 400 lat w polityce małych kroczków. W niewoli otomańskiej nie załamano rąk, metoda małych kroczków była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Kto by w 1480 czy 1520 powiedział, iż Serbia będzie wolna. Zatem nie należy tracić nadziei, ale oczekiwać zmiany w stosunkach światowych. To zdanie Vladan powtarza po raz kolejny jak idee fixe.

Jeszcze dowiadujemy się, iż kiedy wznosimy toast z Serbem, patrzmy mu prosto w oczy – jest to oznaka szacunku.

Odprowadzamy Vladana przed północą na przystanek. Nasz serbski przyjaciel wsiada do komunikacji miejskiej i wraca do domu. Chyba ta rozmowa musiała tak wyglądać. Tyle lat czekaliśmy nieświadomie na okazję i nie było siły, która powstrzymałaby nas od poruszenia tych wszystkich trudnych, czasem dołujących duszę Serba tematów. Ale warto było i było wspaniale.

Może też dlatego, iż w moim sercu Serbia ma swoje ważne miejsce – to nie tylko realistyczna kalkulacja racji postawiła mnie dawno temu po stronie Serbów i Serbii, także czynnik bardziej irracjonalny, uczuciowy oraz zwykły sentyment z dzieciństwa przeniesiony później z Jugosławii na Serbię właśnie. I Polska i Serbia mają, choć zasadniczo odmienne, swoje nierozwiązywalne na pozór problemy. Ale póki jesteśmy my, póki są tacy jak Vladan Stamenković, nadzieja nie zgaśnie. Tak, wiem, to element idealistyczny w morzu naszego realizmu, ale bez niego surowy i bezduszny realizm staje się po prostu nie do zniesienia.

Adam Śmiech

Myśl Polska, nr 37-38 (8-15.09.2024)

Idź do oryginalnego materiału