Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie jest od 2018 roku głównym podmiotem odpowiedzialnym za krajową gospodarkę wodną, zarządzającym wodami powierzchniowymi i podziemnymi. Instytucjonalnie Wody Polskie są ulokowane w Ministerstwie Infrastruktury, a prezeska Joanna Kopczyńska odpowiada przed ministrem Dariuszem Klimczakiem z PSL.
Chciałbym, abyśmy zrozumieli implikację tych z pozoru suchych (sic!) faktów: rzeki, jeziora i inne wody powierzchniowe oraz podziemne są traktowane przez instytucje państwowe tak samo jak drogi, mosty, wieżowce, szpitale czy elektrownie. Są infrastrukturą i zasobami.
Jeszcze dobitniej można się o tym przekonać, czytając art. 227 ustawy Prawo wodne. Znajdziemy tam informację o tym, jakie są cele utrzymania wód, wśród nich m.in. ochronę przed powodzią i usuwanie jej skutków, stworzenie warunków umożliwiających korzystanie z wód i ich eksploatację oraz umożliwienie działania urządzeń wodnych.
Czy znajdziemy choćby wzmiankę o tym, iż rzeki, jeziora i ogólnie woda są źródłem życia? Że ekosystemy wodne i mokradłowe to najszybciej degradowane i znikające ekosystemy na planecie – również w Polsce? Cóż, jest niewielka wzmianka: „prowadzenie prac utrzymaniowych nie powinno uniemożliwić osiągnięcia celów środowiskowych określonych w ustawie, z wyłączeniem pewnych wyjątków”.
Nie dziwi więc zupełnie budżet przewidzianych zadań. „W ostatnich latach wydatkowaliśmy 300–400 mln zł rocznie na zadania związane utrzymaniem wód i urządzeń wodnych. W tym roku możemy pobić rekord w historii Wód Polskich i wydać ponad 500 mln zł na te cele. To przede wszystkim zadania związane z ochroną przeciwpowodziową, konserwacją urządzeń wodnych czy zapewnieniem warunków umożliwiających korzystanie z wód” – mówił w kwietniu 2024 roku Mateusz Balcerowicz, zastępca prezesa Wód Polskich ds. ochrony przed powodzią i suszą, kiedy w ramach wizyt gospodarskich odwiedził stopień wodny w Czersku Polskim. Jako żywo przypomina mi to narrację Lasów Państwowych, dowodzącą, iż można jednocześnie wycinać i orać las oraz go chronić.
Opowieść o wodzie w dzisiejszej Polsce
Współczesna polska narracja o wodzie to epopeja o Wielkim Osuszaniu, które z rozmachem opisał Jan Mencwel w książce Hydrozagadka; opowieść o melioracji, utrzymaniu rzek i drogach wodnych.
Polską wodę drenujemy, zasalamy, wydzieramy przyrodzie. Osuszyliśmy 85 proc. torfowisk. Rowy melioracyjne w naszym kraju mają ponad trzy razy większą długość niż wszystkie rzeki. Na nich istnieje z kolei około 80 tys. różnego typu barier, które fragmentują krwiobieg krajobrazu, uniemożliwiają migrację ryb, zabijają zdolność do odnowy i naturyzacji.
90 proc. rzek w Polsce jest przekształconych poprzez prace hydrotechniczne, regulacje i degradację ich ekosystemów. Z powodu eutrofizacji rzek, będącej wynikiem rodzaju prowadzonego rolnictwa oraz braku buforowych stref bagiennych i naturalnych koryt rzecznych, w Bałtyku powiększają się strefy beztlenowe, które pokrywają już 20 proc. jego dna, co oznacza, iż w ciągu ostatniego wieku rozrosły się dziesięciokrotnie.
Wreszcie: w największej katastrofie ekologicznej nowożytnej Europy na Odrze zginęło około 3,3 miliona ryb, 65 milionów małży (88 proc. populacji) oraz 150 milionów ślimaków (85 proc. populacji). Tę narrację domykają wynaturzenia planowania przestrzennego, które pozwala bez żadnych konsekwencji budować się na terenach zalewowych, a mokradła, torfowiska zbiorniki wodne osuszać pod deweloperkę. Efekty takiego planowania widzimy każdorazowo po większych opadach a ekstremalnym wydaniu w czasie powodzi na Dolnym Śląsku w 2024 roku.
Dołóżmy do tego rolnictwo, drenujące zasoby wodne bez żadnej realnej kontroli oraz spuszczające do rzek i Bałtyku rosnące ilości nawozów, które powodują eutrofizację. A na koniec – megalomańskie plany kaskadowania Wisły (tama w Siarzewie) czy plany drogi wodnej E40. Na szczęście nie zmaterializowały się one od epoki Gierka, ale są wciąż ożywiane (głównie w ramach gier przedwyborczych), a co najgorsze, na ich ciągłe odgrzewanie wydawane są miliony złotych z publicznych pieniędzy.
Co prawda w ostatnich tygodniach Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska sprzeciwił się tym planom, ale trudno powiedzieć, czy batalia o Siarzewo została definitywnie zakończona. O sprawie szczegółowo pisałem w jednym z poprzednich tekstów na Krytyce Politycznej.
Jak wygląda krajobraz wodny Polski?
Jak podaje raport Ochrona Środowiska 2023, publikowany corocznie przez Główny Urząd Statystyczny, w kwestii zasobów wodnych per capita plasujemy się na trzecim od końca miejscu w UE (za nami jest Cypr i Malta). jeżeli chodzi o zużycie wody, jesteśmy w środku europejskiej stawki – pierwsi są Grecy, najmniej zużywają kraje skandynawskie i nadbałtyckie.
Za zużycie wody w 72 proc. odpowiada przemysł (głównie produkcja energii elektrycznej), 19 proc. jest zużywanych na cele komunalne (woda, która płynie w naszych domowych wodociągach), a kolejne 9 proc. na napełnianie hodowlanych stawów rybnych.
Raport GUS nie uwzględnia zużycia wody na cele rolnicze i leśnicze. Do niedawna rolnictwo wykorzystywało głównie odnawialne zasoby wodne, wykorzystując je w 70 proc. Jednak zmieniająca się z powodu ocieplenia klimatu struktura przestrzenna i rodzajowa opadów drastycznie przekształca ten obraz. Roczny cykl opadowy w naszej szerokości geograficznej jest niekorzystny – rośnie przewaga parowania nad opadem w okresie wegetacyjnym.
Taki układ powoduje, iż wraz ze zmianą klimatu wzrasta w naszym kraju zagrożenie suszą, bardziej niż powodziami. Już teraz w Polsce trwale zagrożonych niedoborem wody jest 35 proc. gruntów ornych, a blisko 70 proc. powierzchni użytków zielonych znajduje się na obszarach z jej deficytem. W konsekwencji coraz większym problemem jest niekontrolowany pobór wód głębinowych na potrzeby rolnicze. Na niektórych obszarach prowadzi to do całkowitego osuszenia terenu zlewni.
Jak Wody Polskie prowadzą „utrzymanie wód”?
Plany utrzymania wód (PUW) są dokumentami planistycznymi w gospodarce wodnej, które określają zakres i sposób utrzymania rzek, kanałów, jezior i innych wód powierzchniowych. Zostały wprowadzone jako część dostosowywania polskiego prawa do unijnych dyrektyw szczególnie Ramowej Dyrektywy Wodnej (RDW). Przedstawiają planowane do realizacji tzw. działania utrzymaniowe, obejmujące m.in. przekopywanie i odmulanie koryt rzek, wykaszanie z nich roślin, usuwanie drzew i krzewów czy rozbiórkę lub modyfikację tam bobrowych, ale żadne z nich nie traktują rzeki albo jeziora jako żywego ekosystemu.
Mateusz Grygoruk, hydrolog, profesor w Katedrze Hydrologii, Meteorologii i Gospodarki Wodnej SGGW w Warszawie oraz zastępca przewodniczącego Państwowej Rady Gospodarki Wodnej, mówi mi, iż w 2022 roku, w liście do ówczesnej ministry Anny Moskwy, naukowcy próbowali wprowadzić do tego katalogu działania renaturyzacyjne lub inne działania oparte na procesach przyrodniczych. Byłoby to nie tylko celowe z przyrodniczego punktu widzenia, ale wręcz niezbędne – patrząc na niezrealizowane cele dotyczące jakości wód określone w RDW. Nie mówiąc już o wyzwaniach stawianych krajom członkowskim UE w przyjętym w 2024 roku planie odbudowy zasobów przyrodniczych.
„Prace utrzymaniowe”, podobnie jak „utrzymanie trwałości lasu”, to zgrabne frazy, które mają jeden cel: nie niepokoić obywatela. Dawać poczucie, iż instytucje, które je stosują, są tak naprawdę skrzyżowaniem Świętego Mikołaja z Matką Teresą, a ich jedynym celem jest pielęgnacja przyrody.
Pamiętam bardzo dokładnie dzień, kiedy przyszedłem nad „moją” rzekę Małą i do Rozlewiska, tuż po pracach utrzymaniowych wykonanych przez Wody Polskie 29 listopada 2020 roku.
Rozlewisko było jak brudna, zabłocona szmata, którą rzucono o ścianę. Korytem płynęła błotnista maź. Teren na szerokość sześciu metrów od brzegu był zaorany, wyrównany, pozbawiony jakiejkolwiek roślinności i upstrzony wszelkiego rodzaju śmieciami. Rozwleczone szmaty, niebieskie foliówki, niezidentyfikowane kawałki plastiku, potłuczone szkło, dwie opony samochodowe, a choćby stary kineskopowy telewizor wykopany przez koparkę z dna rzeki i porzucony na brzegu.
Na długości całego Rozlewiska nie przetrwała żadna z bobrowych tam. Do dziś nie wiem, czy bobry zdążyły uciec, czy pogrzebano je żywcem w norach zapadających się pod ciężarem gąsienic koparki. Tętniąca jeszcze wczoraj życiem rzeka wyglądała jak ściek.
Wyszedłem z Rozlewiska na skraj łąki. Potykając się w oblepiającym nogi błocie szedłem do Starej Wierzby, rosnącej w górze przekopanej rzeki. Jedna z gałęzi leżała odłamana na zabłoconym brzegu. Usiadłem na niej w błocie. Czarna woda mieszała się ze łzami i przekleństwami.
Nie mieściło mi się w głowie, iż ktoś może wjechać koparką do rzeki na odcinku kilku kilometrów – w tym na obszarze Natura 2000 Łąki Soleckie. Że może zniszczyć piękno i życie, które tam zaistniało, przepłoszyć zwierzęta i zostawić śmietnik. Potrzebowałem to zrozumieć, aby przekuć bezradną wściekłość w działanie. Zostałem aktywistą i obiecałem Małej, iż to się już więcej nie powtórzy.
Ktoś powie, iż to emocjonalne podejście. Owszem. Ale gdy przeanalizujemy liczby, pozostało gorzej.
W Rozlewisku retencjonowane było, według ostrożnych szacunków, 120 tys. m3 wody. To tyle, ile zużywają ludzie na potrzeby bytowe w całej gminie Konstancin-Jeziorna przez dwa miesiące. Średnia cena wody za kubik, czyli 1 m3, w woj. mazowieckim w 2020 roku wynosiła niecałe 5 zł. Wartość zretencjonowanej wody to, lekko licząc, 700 tys. zł. Cała ta woda w wyniku prac utrzymaniowych spłynęła do Jeziorki, Wisły, Bałtyku.
Ile wynosił koszt wykonania prac utrzymaniowych? Trudno powiedzieć, bo Wody Polskie mają ogromny problem z transparentnością danych, co wytknął im NIK w czasie kontroli w 2019 roku.
Raport z projektu „Monitoring prac utrzymaniowych i usuwania skutków powodzi realizowanych przez Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Białymstoku”, zrealizowany przez Stowarzyszenie Niezależnych Inicjatyw Nasza Natura, w 2014 wykazał koszty odmulania rzeki na poziomie 9–40 tys. zł za kilometr. Przekopano wtedy 7 km rzeki. A więc wszyscy straciliśmy na tym jakieś 800 tysięcy złotych – część w postaci utraconej wody, część jako koszty koparki.
Można zapytać, czy na tym terenie zagrożone było jakieś mienie ludzkie i czy wypłacano odszkodowania? Na najbardziej zniszczonym przez koparkę terenie Rozlewiska pod Konstancinem w promieniu 2 km nie ma żadnych elementów mienia ludzkiego, które mogłoby zostać zalane. Nikt nie uprawia roli ani nie kosi łąk. Ostatni rolnicy wyprowadzili się stąd dekady temu.
Konsultacje społeczne pod naciskiem organizacji społecznych
7 stycznia Wody Polskie ogłosiły konsultacje społeczne opracowanych zgodnie z ustawą Prawo Wodne i RDW Planów Utrzymania Wód. Dzieje się to po raz pierwszy i jest efektem nacisku społecznego. Presja ma sens.
Konsultacje społeczne są ostatnio bardzo popularne w kręgach instytucji publicznych. Pozwalają pokazać społeczeństwu, iż suweren jest słuchany przez władzę i pytany o zdanie. To oczywiście dobry znak, sygnalizujący zwrot ku inkluzywności i partycypacji społecznej. Jednak diabeł tkwi w szczegółach.
Ostatnie historie wokół Ogólnopolskiej Narady o Lasach pokazują, iż jesteśmy jeszcze daleko od realnej partycypacji społecznej, opierającej się na zaufaniu oraz wysłuchaniu racji drugiej strony. Lasy Państwowe pod kuratelą Ministerstwa Klimatu i Środowiska zakwestionowały te dobre praktyki. Miesiące pracy aktywistów i organizacji społecznych, zaangażowanych we wspólne ustalanie procesu i kształtu lasów wyłączanych spod wycinek, wylądowały w koszu. To jedna z największych porażek i zdrada zaufania pokładanego w instytucjach państwowych po wyborach parlamentarnych w 2023 roku.
Trudno mi ocenić zaufanie do Wód Polskich, ale zaryzykuję, iż jest ono równie małe co w przypadku Lasów Państwowych. Wody Polskie przygotowały serię 22 spotkań konsultacyjnych w siedzibach poszczególnych Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej – od Warszawy po Poznań. Podczas nich prezentowane są projekty PUW dla poszczególnych regionów wodnych. Można zabrać głos, ale najważniejsze są procesy, które zachodzą później.
Po zapoznaniu się z projektami można złożyć do nich wnioski i uwagi – i trzeba to koniecznie zrobić. Inaczej grozi nam wydanie ogromnych pieniędzy z państwowej kasy na niszczenie przyrody oraz osuszanie naszego kraju. Benefity trafią oczywiście do wyłonionych w przetargach właścicieli koparek i firm posiadających zaplecze pilarskie.
Jak możesz ocalić „swoją” rzekę
Piotra Bednarka, prezesa Fundacji Wolne Rzeki, pytam o ocenę PUW. – Przeglądając plany utrzymania wód dla tych rzek, które znam, widzę rozbiórkę tam bobrowych i zasypywanie norożeremi, pogłębianie koryt (zwane odmulaniem), klasyczne regulacje faszyną i narzutem kamiennym, wycinkę drzew na brzegach i w korytach, wyciąganie rumoszu drzewnego, koszenie roślinności wodnej, remont nikomu niepotrzebnych starych jazów itp. Działania te często są ze sobą sprzeczne w obrębie jednego odcinka rzeki, jednak są prowadzone w ten sposób od dziesięcioleci. W kontekście postępującej wraz ze zmianą klimatu głębokiej suszy, nawalnych opadów przynoszących powodzie błyskawiczne – tak rozumiane prace utrzymaniowe stanowią zagrożenie zarówno dla przyrody rzek, jak i mieszkańców Polski – mówi Bednarek. – Te prace to relikt PRL-u, czasów minionych, przy innych stosunkach ekonomicznych, społecznych, innym zagospodarowaniu przestrzennym i klimacie – dodaje.
Pod koniec grudnia 2024 w środkowej, spontanicznie się renaturyzującej części Doliny Małej gmina Piaseczno powołała użytek ekologiczny o powierzchni 136 ha – największy taki użytek na Mazowszu. Przylega on bezpośrednio do obszaru Natura 2000 Łąki Soleckie, co daje łącznie ponad 350 ha chronionego obszaru torfowiskowej doliny. Szczególnym celem jego ochrony jest zachowanie w stanie możliwie najbardziej naturalnym ekosystemów wodno-błotnych i łęgu jesionowo-olszowego wraz z zachodzącymi w nich naturalnymi procesami.
Na przedmiotowym obszarze, w korycie rzeki zalega mnóstwo przewróconych drzew, które pełnią niezwykle cenne siedliska dla ryb, żab, płazów i ptaków. Są one także niezwykle cenne krajobrazowo. Ich usuwanie, pogłębianie koryta, odmulanie itp. wpłynie negatywnie i destrukcyjnie nie tylko na ekosystem, ale też na krajobrazowe walory miejsca.
Zaglądam w projekt PUW dla rzeki Małej. Na całej długości zaplanowane są prace, które brzmią jak zestaw tortur: przekopywanie, wycinanie, wykaszanie, udrażnianie, odmulanie, niszczenie siedlisk bobrowych. Które z tych czynności miałyby sprzyjać retencji lub spełnieniu celów środowiskowych nałożonych przez Ramową Dyrektywę Wodną? Które miałyby wspierać cele ochronne powołanego użytku ekologicznego lub Natury 2000? Nie wiem. Wiem natomiast, iż wszystkie te działania doprowadzą do drenażu – naszego kraju z wody, a kieszeni każdego z nas, podatników, z grubej kasy.
Możemy przynajmniej spróbować do tego nie dopuścić. Chciałbym zaapelować do każdej czytelniczki i czytelnika: jeżeli macie swoją ukochaną rzekę – nie pozwólcie jej przekopać! Weźcie udział w konsultacjach społecznych planów utrzymania wód. Wymaga to odrobiny wysiłku oraz znajomości waszej rzeki, ale naprawdę jest ogromnie potrzebne i ważne. Link do instrukcji (niestety, jest potrzebna) załączam tutaj. Twój głos naprawdę ma znaczenie.