Skarbnik gminy to jedna z najważniejszych osób w samorządzie – odpowiada za finanse, nadzoruje budżet, kontroluje wydatki i czuwa nad prawidłowym gospodarowaniem publicznymi pieniędzmi. To właśnie skarbnik podpisuje się pod każdą decyzją finansową urzędu, dlatego jego rola wymaga nie tylko wiedzy ekonomicznej, ale też dużej odpowiedzialności i zaufania ze strony burmistrza oraz radnych.Niespełna rok temu to odpowiedzialne zadanie powierzono Emilii Ignatowicz-Steć. Burmistrz Jerzy Lewczuk był wówczas przekonany, iż to adekwatny wybór, a nowa skarbniczka zadba o to, by w gminnej kasie wszystko się zgadzało. Co więc sprawiło, iż po kilku miesiącach zmienił zdanie i wystąpił z wnioskiem o jej odwołanie?- Przez ponad rok próbowałem nabrać zaufania do pani skarbnik. Nie wiedziałem o tym, iż pani skarbnik ma takie uprawnienie, które pozwala jej pracować tylko siedem godzin. Jestem nauczony dyscypliny, zarówno u siebie, jak i u pracowników. Pani skarbnik zorganizowała też spotkanie z pracownikami poza moją wiedzą. Trzeba znać swoje miejsce w szeregu - mówił podczas komisji burmistrz. Lewczuk podkreślał, iż złożenie wniosku o odwołanie skarbnik było wyłącznie jego decyzją i mieści się w granicach burmistrzowskich uprawnień. Jak zaznaczył, to właśnie burmistrz, a nie skarbnik, ponosi pełną odpowiedzialność za każdą złotówkę wydatkowaną z gminnego budżetu. W swoim wystąpieniu zwrócił również uwagę na niepokojące – jego zdaniem – działania Emilii Ignatowicz-Steć, wskazując, iż miała kontaktować się bez jego wiedzy z radnymi oraz posłem. – o ile ktoś wie, iż ja coś ukradłem, niech to zgłosi odpowiednim organom. Wystarczy popatrzeć na moje oświadczenie majątkowe, by zobaczyć, co mam i jak żyję. jeżeli rada chce, żeby w urzędzie była praworządność i dobra praca, to poprze wniosek. Ja pracuję dla społeczeństwa i dla tego społeczeństwa poświeciłem swoją pracę. Mógłbym choćby tego winsoku nie uzasadniać. Decyzja należy do was - powiedział podczas komisji burmistrz. Skarbniczka odpierała zarzutyEmilia Ignatowicz-Steć również zabrała głos w dyskusji. Z opanowaniem i spokojem odpowiadała na wszystkie zarzuty, starannie wyjaśniając każdy z nich. Już na wstępie podkreśliła, iż sposób, w jaki Jerzy Lewczuk rozpoczął swoje wystąpienie, nie odzwierciedla w pełni rzeczywistego przebiegu wydarzeń.– Pan burmistrz powiedział na początku, iż został wprowadzony w błąd w sprawie moich godzin pracy. Wszystkie dokumenty, które powinnam złożyć do działu kadr, przekazałam następnego dnia po sesji, na której zostałam powołana. Wśród nich było także orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, które uprawnia mnie do siedmiogodzinnego dnia pracy i 35 godzin tygodniowo – wyjaśniała Ignatowicz-Steć.Jak tłumaczyła, skrócony wymiar czasu pracy wynika z wypadku sprzed około dziesięciu lat, a informacja o tym była znana pracodawcy. – Pan burmistrz wiedział o moich godzinach pracy, bo rozmawialiśmy o tym na początku. Ustaliliśmy, iż będę zaczynać około 7:30, poza poniedziałkami, kiedy urząd otwierał się o ósmej. To nie było żadnym problemem – zaznaczyła.Odnosząc się do zarzutu o nieregularnym przychodzeniu do pracy, podkreślała, iż zawsze realizowała wymagany wymiar godzin. – Spóźniłam się piętnaście minut jeden raz, gdy zachorował mój syn. Poza tym mogę udowodnić, iż zawsze byłam w pracy, a godziny przyjazdu i wyjazdu można sprawdzić na monitoringu - mówiła. Jednym z punktów zapalnych, na które wskazywał burmistrz, było zwołanie przez nią spotkania z kierownikami referatów bez jego zgody. Emilia Ignatowicz-Steć szczegółowo wyjaśniła, czego dotyczyło to zebranie. – To było zwykłe spotkanie robocze z kierownikami. Omówiliśmy kwestie porządkowe – terminy przekazywania faktur, poprawność opisów księgowych, konieczność pilnowania klasyfikacji budżetowej czy wreszcie dbania o estetykę i kompletność dokumentów. Nic nadzwyczajnego – tłumaczyła.Jak mówiła, dopiero po fakcie dowiedziała się, iż takie spotkania powinny odbywać się wyłącznie za zgodą burmistrza.- Owszem, rozmawiałam też z radnymi – ale nie ma przecież zakazu rozmowy z nimi. To, iż pan burmistrz mnie nie lubi, bo mam swoje zdanie – ma do tego prawo. Ale ja nie przyszłam tu po sympatię. Przyszłam, żeby pracować. Ja nie jestem zupa pomidorowa, żeby mnie wszyscy lubili. Mi się tu dobrze pracuje, a państwo jesteście fajną radą. Od momentu, kiedy usłyszałam, iż pan burmistrz chce mnie odwołać, nie zrezygnowałam, bo nie chciałam zostawiać gminy w trakcie pracy nad budżetem. Dziś mój los, los gminy jest w państwa rękach – podsumowała.Przed przystąpieniem do głosowania z sali padło stwierdzenie, iż w chwili powoływania skarbniczki radni zostali wprowadzeni w błąd.- Pani nas nie poinformowała o swoich dolegliwościach zdrowotnych - powiedział jeden z radnych. Skarbniczka wyjaśniła również, iż uczestniczy w spotkaniach odbywających się po godzinach pracy i wielokrotnie kończyła dzień po ustawowych siedmiu godzinach, które obejmuje jej etat. Jerzy Lewczuk podkreślił natomiast, iż pozostawanie w pracy po godzinach świadczy o dyrektorskim podejściu, a wszelkie nadgodziny powinny być wcześniej z nim konsultowane. Odwołanie skarbniczki w interesie gminy?Obecny na sali mecenas wyjaśnił, iż zgodnie z ustawą o samorządzie terytorialnym rada gminy lub rada miejska powołuje i odwołuje skarbnika wyłącznie na wniosek burmistrza, co oznacza, iż kompetencje radnych ograniczają się w zasadzie do dokonania samego powołania lub odwołania oraz oceny, czy dana decyzja leży w interesie gminy. Radni nie pełnią roli pracodawcy i nie oceniają skarbnika pod kątem jego kwalifikacji czy sposobu wykonywania obowiązków, ale jedynie z perspektywy interesu publicznego. Mecenas podkreślił, iż ewentualne konflikty, które mogą wystąpić między burmistrzem a skarbnikiem, nie są sprawą rozstrzyganą przez gminę ani radę – ocena dotyczy jedynie tego, czy kooperacja na danym stanowisku umożliwi prawidłowe funkcjonowanie urzędu.Radni dopytywali, jakie będą dalsze kroki w przypadku odwołania skarbniczki oraz kto wówczas przejmie odpowiedzialność za finanse gminy.- Nie pozwolę, aby gmina pozostała bez skarbnika – codzienne wypłaty, wpłaty i inne obowiązki finansowe muszą być realizowane bez zakłóceń. Mogę zapewnić, iż na stanowisku pojawi się osoba kompetentna i rzetelna. Skarbnik ma obowiązek we właściwym czasie sygnalizować wszelkie zagrożenia i nieprawidłowości, na przykład niewykorzystane środki, ponieważ ja nie jestem w stanie samodzielnie kontrolować wszystkich aspektów finansowych - zaznaczył Lewczuk. Po długiej i momentami burzliwej dyskusji radni przystąpili do głosowania. Wynik okazał się decydujący – wniosek burmistrza został przyjęty. Osiem osób głosowało za odwołaniem, pięć było przeciw, a jeden radny wstrzymał się od głosu. Na sesji nie prowadzono już dalszej dyskusji – odwołanie skarbniczki było jednym z punktów porządku obrad. Wynik głosowania powtórzył rozstrzygnięcie z komisji. Za odwołaniem Emilii Ignatowicz-Steć opowiedzieli się: Teresa Ciastoch, Janusz Dusznik, Ryszard Gorzała, Piotr Kita, Sylwia Kowalczyk, Barbara Parol, Tomasz Wilk oraz Leszek Zych. Wstrzymała się od głosu Wioletta Niedźwiecka, natomiast przeciwko odwołaniu byli: Daniel Kalman, Tomasz Kosz, Piotr Malczewski, Anna Matuszewska oraz Grzegorz Repeć.Uchwała już obowiązuje, a nazwisko nowego skarbnika miasta i gminy Izbica wciąż owiane tajemnicą. Podczas sesji nikt go nie ujawnił, choć burmistrz prawdopodobnie już wie, kto obejmie ten fotel.Czytaj także: