Politycy ręka w rękę działają z organizacjami ekologicznymi wbrew interesom państwa polskiego. Ekolog i hydrobiolog dr Grzegorz Chocian, prezes Fundacji Konstruktywnej Ekologii EcoProBono, w rozmowie z Tomaszem Cukiernikiem opowiada, jak nieprawomyślnym fundacjom odbierane są pieniądze na ważne projekty tylko dlatego, iż naruszają partykularne interesy organizacji, które nazywają siebie „ekologicznymi”.
Tomasz Cukiernik: Na antenie Polsat News powiedział Pan o próbie zwerbowania Pana przez niemieckie służby specjalne. W jaki sposób działania, które proponowali, uderzyłyby w polską rację stanu i nasz interes narodowy?
Dr Grzegorz Chocian: Agenturę wpływu można wykorzystywać przy różnych okolicznościach. Było to robione w sposób inteligentny i usystematyzowany.
Niedawno pana Fundacji Konstruktywnej Ekologii EcoProBono cofnięto pieniądze na realizację projektu „Państwowe zasoby cyfrowych map waloryzacji przyrodniczej Polski”. Co to był za projekt?
To jest projekt, w którym jeszcze umowa nie została ostatecznie wypowiedziana, ale minister klimatu i środowiska 9 września rzeczywiście napisała list, iż wstrzymuje realizację projektu, bo uważa, iż nie jest już zasadnym i nie należy go dalej realizować. Jest to projekt realizowany w konsorcjum z podlegającym ministrowi Instytutem Badawczym Leśnictwa, który w ubiegłym roku otrzymał zadanie, żeby przygotować tego typu mapy cyfrowe waloryzacji przyrodniczej. My jesteśmy partnerem konsorcjum i autorem tego projektu, mówiąc w największym skrócie.
Do czego to jest potrzebne?
Ten projekt ma na celu zatrzymać wszelkie głupie protesty, które opierają się na emocjach i właśnie na różnych sponsorowanych działaniach w imię ochrony jakiegoś ptaszka, kwiatka, jakiegoś kawałka siedliska. Cóż dałby ten projekt? Otóż waloryzacja przyrodnicza terenów powoduje, iż nie dyskutujemy o tym, czy to dobrze, czy źle, iż mamy trzy drzewa i dwie wiewiórki i jeżeli jedno drzewo zginie to bardzo źle czy jeszcze nic strasznego się nie stało. Waloryzacja udziela odpowiedzi na te pytania i powoduje, iż z etapu przepychanki bijatyk słownych i pisemnych w administracji i w sądach przechodzimy do zupełnie innego wymiaru uporządkowanej oceny oddziaływania na środowisko, w której nie podważa się mapy i danych inwestora jako niewiarygodnych, bo te dane o zwaloryzowanych zasobach przyrodniczych pochodzą z państwa, z ministerstwa. To jest tak, jakbyśmy porównali wzięcie mapy dla celów projektowych. Chcemy sobie zaprojektować dom i jak mamy mapę, to ją mamy jako zasób kartograficzny, oficjalny, państwowy. Natomiast kiedy kładziemy taką samą mapę, tylko iż przyrodniczą, to organizacje ekologiczne mówią, iż ta mapa jest niewiarygodna, bo oni wiedzą lepiej. Cóż robi wtedy organ? Organ, czyli gmina, starosta, marszałek, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska mówi: „nie wiem, kto ma rację, bo się tym nie zajmowałem, to wy robiliście raport, a ci drudzy krzyczą, iż jest źle”. Stąd też zbudowanie map cyfrowych miało na celu przecięcie etapu tych durnych dyskusji, które do niczego nie prowadzą poza przestojami inwestycji. To miało również przyczynić się do lepszego planowania przestrzennego, bo te mapy by służyły do szybszego procedowania miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, bo ta procedura też przechodzi ocenę oddziaływania na środowisko, tylko strategiczną, ale to było też podyktowane potrzebami danych i te dane byłyby z tych zasobów. Ministerstwo uznało, iż projekt jest niepotrzebny.
Jak to uzasadniono?
Uzasadniono tym, iż Ministerstwo Klimatu i Środowiska robi już wiele podobnych projektów, one się nakładają i taki projekt nie jest potrzebny. Otóż oświadczam, iż podobnych projektów nie robi, a na pewno się nie nakładają. Robi inne projekty, tak jak robi do tej pory, od 20 lat i nic z tego nie wynika. Ciągle są protesty i ciągle inwestycje stają w miejscu. Natomiast jestem przekonany, iż tu chodziło o co innego. My, jak pan pewnie zauważył, nie jesteśmy lubiani przez niektóre zielone organizacje, bo wykazujemy właśnie ich takie działania blokujące, które nie są w interesie państwa polskiego. I poczuły prawdopodobnie, iż utracą możliwość bezkarnego blokowania inwestycji poprzez swoje widzimisię i przekonanie, iż ich wiedza jest lepsza.
Czyli chodziło po prostu o merytorykę waszego projektu?
Nie wiem, o co chodziło, bo uzasadnienie jest bałamutne. Do ministerstwa dodatkowo złożył swoją opinię Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska, stwierdzając, iż jedyną wartością dodaną jest to, iż będą te mapy z oceny, a to jest nieprawda, bo poza tym była jeszcze analiza makroekonomiczna, która pokazuje, ile tracimy na tym, co dzisiaj jest i ile zyskamy na tym, iż będą te mapy. W projekcie była analiza ekonomiczna i finansowa, która w pieniądzu to wyliczała. Dodatkowo miało powstać repozytorium baz danych, które mówiłoby, jak te bazy ze sobą połączyć, żeby wiedza była możliwie szeroka. Ponadto Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska mówi, iż nie jest potrzebne tworzenie nowego serwera z wszystkimi danymi w jednym miejscu. Otóż projekt na tym nie polega. To oznacza, iż szef GDOŚ chyba nie czytał projektu, bo to nie jest w ogóle założenie projektu. W ogóle czegoś takiego nie ma w projekcie. A on na tej podstawie stwierdził, iż to jest niepotrzebne. Na podstawie swojego wyobrażenia o projekcie, a nie po przeczytaniu projektu.
Jakie są konsekwencje dla Fundacji Konstruktywnej Ekologii EcoProBono po wycofaniu tych pieniędzy?
Fundacja jest potwornie zadłużona i musi zwolnić wszystkich pracowników, którzy musieli być zatrudnieni na etatach, ponieważ wymóg formalny był taki, iż cały zespół musiał być zatrudniony na umowach o pracę. My już mieliśmy kontrolę z ZUS-u na przykład, dlatego iż pensje już od trzech miesięcy nie są wypłacane. Jeszcze umowa nie jest wypowiedziana, a pieniądze nie są wypłacane. Kontrakty nie są opłacane, umowy podpisane, które były przecież rozstrzygane w przetargach i faktury z tego tytułu nie są opłacane, bo wstrzymano finansowanie. Co ciekawe, wstrzymano je jeszcze zanim minister napisała swoje pismo z 9 września. Już w czerwcu nakazano zwrot pieniędzy, a od dwóch miesięcy aż do sierpnia nie wypłacono nowej zaliczki, po czym poinformowano, iż w ogóle nie zostanie wypłacona. Jest to działanie na szkodę fundacji, jest to działanie takie, żeby ją zamordować finansowo, chcę podkreślić: zamordować finansowo fundację. Dodatkowo jest to działanie, w moim głębokim przekonaniu, które nie służy interesowi państwa polskiego, ponieważ nieprawdą jest to, iż inne projekty, które wymieniła pani minister, rozwiązują ten problem. Nie rozwiązują, bo w ogóle tym problemem się nie zajmowały. Do innego celu zostały powołane tamte projekty.
Czy to nie jest tak, iż skoro nie pieje się zgodnie z linią rządu, to grantu po prostu nie można dostać? To jest teza prof. Piotra Kowalczaka w kwestii badania tak zwanych zmian klimatu. Czy to dotyczy również was?
Jestem przekonany, iż o to może chodzić. Ten projekt został przecież uruchomiony w 2023 roku. Pieniądze już na początku zostały wypłacone, natomiast później nastąpiły zmiany kadr i zaczęto grzebać i przyglądać się dokładnie. Ktoś prawdopodobnie namierzył, iż to jest fundacja EcoProBono, a skoro tak, to trzeba ją wyrzucić z projektu, a jak nie da się wyrzucić, to trzeba cały projekt zamknąć. Jestem o tym głęboko przekonany, ponieważ w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska powiedziano mi, iż to organizacje ekologiczne próbują wpływać na ministra, żeby nam ten projekt odebrać.
Czyli to nie chodzi o polityków, tylko bardziej jednak o te organizacje ekologiczne, które obawiają się utraty możliwości działania z powodu waszego projektu?
No ale jeżeli ci politycy ręka w rękę z tymi organizacjami działają, tak jak pani wiceminister klimatu i środowiska Urszula Zielińska, która mówi ich językiem i ich wspiera, i tak samo bałamutnie jak oni, no to chodzi i o polityków, i o organizacje „ekologiczne”, które mają swoje interesy, a posługują się argumentami ekologicznymi. 17 czerwca oddaliśmy wszystkie pieniądze, bo był wymóg rozliczania niewydatkowanych pieniędzy z jednej transzy do drugiej. Również 17 czerwca na Radzie Europejskiej przegłosowano przy negatywnym głosie Polski wdrożenie tak zwanej regulacji Nature Restoration Law, czyli unijne rozporządzenie o przywracaniu zasobów naturalnych środowisku. Polska głosowała przeciw, bo mówiła: „nie wiemy, ile to będzie kosztowało, nie mamy narzędzi oceny”. Niniejszym informuję, iż mapy cyfrowe miały w tym pomóc i to ocenić i wycenić. Więc pani minister działa kompletnie nielogicznie. Stąd podejrzewam, iż była powodowana z zewnątrz. Skoro z jednej strony wie, iż nie mamy narzędzi i jest to problem dla nas, a z drugiej strony projekt, który ma dać narzędzia, jest obrzydzany i się mówi, iż jest niepotrzebny, to najwyraźniej komuś zależy na tym, żeby Polska dalej nie miała narzędzi i dalej z Polską można było robić, co się chce.