Rząd Donalda Trumpa staje się symbolem ekologicznego zacofania i klimatycznej krótkowzroczności. Zakończone w piątek posiedzenie Międzynarodowej Organizacji Morskiej (IMO) okazało się całkowitym fiaskiem po tym, jak amerykańska administracja zanegowała projekt zasadniczego ograniczenia emisji w transporcie morskim. Dekarbonizacja sektora żeglugi staje się coraz mniej realna.
Trump znowu grozi
W ubiegłym tygodniu w Londynie spotkali się przedstawiciele 100 państw, aby oficjalnie zatwierdzić uzgodniony w kwietniu br. plan obligatoryjnej redukcji emisji w transporcie morskim. Obrady odbywające się pod auspicjami IMO stały się niestety sceną politycznego zastraszania i forsowania partykularnych interesów. Przedstawiciele administracji Trumpa zagrozili, iż w ramach odwetu za przyjęcie niekorzystnego dla nich planu nałożą na popierające go kraje ograniczenia wizowe, zakażą ich statkom wpływania do amerykańskich portów oraz wprowadzą sankcje wobec urzędników sponsorujących politykę klimatyczną.
Oprócz Stanów Zjednoczonych gorącym oponentem dekarbonizacji transportu morskiego okazała się Arabia Saudyjska, która w sierpniu wsparła USA w blokowaniu postępów w pracy nad Global Plastic Treaty. Przeciwko opowiedziała się również Rosja, Brazylia oraz małe państwa wyspiarskie, których gospodarki zależą od żeglugi, a amerykańskie pogróżki wywarły na nich zamierzony wpływ.
Za kontynuacją rozmów o dekarbonizacji transportu morskiego opowiedziała się większość państw członkowskich oraz Wielka Brytania. Z europejskiej solidarności klimatycznej wyłamała się Grecja.
Dekarbonizacja transportu morskiego zwalnia
Przyjęty w kwietniu projekt ramowy nowego porozumienia miał na celu zmianę obowiązującego traktatu MARPOL dotyczącego zapobiegania zanieczyszczania środowiska przez statki. Dokument wprowadza nowe normy paliwowe dla transportu morskiego oraz zasady ustalania cen dla emisji gazów cieplarnianych ze statków. Te ostatnie stanowią dziś aż 3 proc. globalnych emisji, a ich redukcja jest kluczowym elementem walki ze zmianą klimatu.
Według propozycji operatorzy statków mieliby odprowadzać do specjalnego funduszu stworzonego przez IMO opłaty za emisje gazów cieplarnianych. Zgromadzone środki byłyby wykorzystywane na działania na rzecz klimatu. Sam mechanizm podatku miałby oczywiście motywować do odchodzenia od paliw kopalnych w kierunku bardziej zielonych rozwiązań.
Gdyby porozumienie udało się przyjąć, byłaby to pierwsza w historii globalna decyzja o dekarbonizacji całego sektora. Członkowie IMO już 2023 r. zgodzili się, iż ok. 2050 r. powinien on osiągnąć poziom zerowych emisji netto. Administracja Stanów Zjednoczonych uznała jednak, iż mechanizm cenowy dla morskich emisji to nic innego jak nowy podatek węglowy, który podwyższy koszty żeglugi o 10 proc. Sam Donald Trump nazwał pomysł oszukańczym podatkiem, a amerykański Sekretarz Stanu wydał oficjalne oświadczenie, w którym czytamy:
Administracja jednoznacznie odrzuca tę propozycję (…) i nie będzie tolerować żadnych działań, które zwiększają koszty dla naszych obywateli, dostawców energii, firm żeglugowych i ich klientów, a także turystów.
Co dalej z emisjami w transporcie morskim?
Sekretarz Generalny IMO Arsenio Dominguez w przemówieniu końcowym starał się zmotywować uczestników do dalszej pracy i niepoddawania się frustracjom. W tej sesji nie ma zwycięzców ani przegranych. Wykorzystajmy ten moment, aby wyciągnąć z niego wnioski i wrócić gotowymi do negocjacji oraz podjęcia kolejnych kroków – mówił, namawiając do dalszej współpracy w ramach IMO.
W rzeczywistości rozmowy zakończyły się decyzją o odroczeniu podjęcia decyzji o 12 miesięcy, co oznacza, iż dokument w obecnym kształcie nie zostanie już nigdy przyjęty, gdyż będzie wymagał aktualizacji. Większość uczestników, którym zależało na przyspieszeniu tempa dekarbonizacji sektora transportu morskiego, odjechała więc z poczuciem głębokiej porażki. Również Sekretarz Generalny ONZ António Guterres wyraził swoje rozczarowanie, mówiąc o straconej szansie.
zdj. główne: Hennie Stander/Unsplash