Już od czasów starożytnych ludzie przejawiają tendencję do gromadzenia interesujących, czy wręcz osobliwych obiektów. W czasach minionych takie kolekcje były świadectwem wiedzy i światowego obycia, ale także statusu materialnego i wyczucia artystycznego ich właścicieli. W Europie owo kolekcjonerstwo stało się szczególnie popularne w okresie nowożytnym.
W willach i pałacach elity finansowej i intelektualnej Europy jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać gabinety osobliwości. Eksponaty oraz forma ich prezentacji i opisu lokowały je na pograniczu sztuki, nauki i zabobonu. Rzecz jasna gabinety osobliwości istniały także u nas, w Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Takowe kolekcje były wysoce różnorodne. Obok autentycznych i dobrze opisanych eksponatów przyrodniczych znajdowały się szczątki fantastycznych stworzeń i ordynarne falsyfikaty. Z czasem zresztą gabinety osobliwości zatraciły choćby para-naukowy charakter, przekształcając się w salony makabry stanowiące tanią rozrywkę dla gawiedzi. Zamiast eksponatów z obszaru historii naturalnej czy anatomii, zaczęły się w nich pojawiać ofiary tragicznych wypadków czy obsceniczne inscenizacje. W końcu i one zniknęły wyparte przez bardziej efektowne formy rozrywki.
Tym większym zaskoczeniem jest powrót do tej, wydawałoby się zapomnianej tradycji, jaki na koszt warszawskiego podatnika zafundował nam Rafał Trzaskowski. „QueerMuzeum Warszawa to założona oddolnie, otwarta przestrzeń spotkań z historią osób i społeczności LGBTQ+, miejsce gromadzenia i udostępniania dokumentów, artefaktów i świadectw. Jako pierwsza tego typu placówka w Polsce i jedna z nielicznych na świecie, Muzeum będzie uzupełniać historię głównego nurtu, upominać się o to, co zapomniane, wymazane i przemilczane, odzyskiwać i przywracać miejsce historiom mniejszościowym” – podano na stronie nowego cabinet de curiosités.
O ile być może i ów gabinet w istocie jest inicjatywą oddolną (w co wątpię) o tyle jego finansowanie z całą pewnością takie nie jest. Na ekspozycję dotyczącą „nieheteronormatywnej historii Polski”, warszawski ratusz już w tej chwili wydał 150 tysięcy złotych. To dopiero początek, gdyż owo „muzeum” czynne jest jak na razie tydzień.
Może zatem zamiast eksponować nowoczesne dziwadła twórcy rzeczonego obiektu wystawiliby coś bardziej sprawdzonego: jajo smoka, cielę o dwóch głowach czy czaszkę giganta. Z nauką miałoby to tyle wspólnego co obecna kolekcja osobliwości, za to byłaby szansa na komercyjne powodzenie przedsięwzięcia. Tymczasem uzależnienie od budżetowej kroplówki może zakończyć krótki żywot tej interesującej rekonstrukcji historycznej. A nóż Trzaskowski uzna, iż warszawski gabinet jest przeszkodą na drodze do pałacu prezydenckiego i nieszczęście gotowe…
Przemysław Piasta
fot. FB QueerMuzeum Warszawa