Żałosne słowa Czarnka. Tak wygląda upadek PiS

2 dni temu
Zdjęcie: Czarnek


Przemysław Czarnek, poseł PiS i były minister edukacji, po raz kolejny postanowił zaatakować Donalda Tuska, tym razem w kontekście jego wizyty w Kijowie.

W rozmowie z portalem wPolityce.pl Czarnek z typową dla siebie butą i brakiem klasy ocenił, iż Tusk podczas spotkania z Wołodymyrem Zełenskim, Emmanuelem Macronem, Keirem Starmerem i Friedrichem Merzem był jedynie „biernym przysłuchującym się”. Według niego Polska została zmarginalizowana, a Tusk – jako szef rządu państwa sprawującego prezydencję w UE – „odstawiony z głównego wagonu” na obrzeża polityki międzynarodowej. Te słowa to jednak nie tylko kolejny przejaw politycznej zawiści, ale przede wszystkim dowód na to, jak żenująco niski poziom reprezentuje sam Czarnek i jego partia.

Zacznijmy od samego zarzutu. Czarnek ubolewa, iż Tusk nie przyjechał do Kijowa jednym pociągiem z Macronem, Starmerem i Merzem, co ma rzekomo świadczyć o marginalizacji Polski. Serio? Czy były minister naprawdę uważa, iż polityka międzynarodowa sprowadza się do tego, kto z kim jedzie pociągiem? To absurdalne i dziecinne podejście, które pokazuje, jak bardzo PiS-owscy politycy odkleili się od rzeczywistości. Tusk, niezależnie od tego, czy ktoś go popiera, czy nie, jest premierem państwa, które od lat aktywnie wspiera Ukrainę – zarówno militarnie, jak i humanitarnie. Polska pod jego rządami nie jest „na obrzeżach”, jak chciałby Czarnek, ale pozostaje kluczowym graczem w regionie, co potwierdzają liczne analizy i wypowiedzi przywódców europejskich. Ale Czarnek woli skupić się na obrazkach i płytkich narracjach, bo przecież merytoryka nigdy nie była jego mocną stroną.

Dalej Czarnek rzuca, iż Tusk „nie ma zdolności” do rozmowy z Donaldem Trumpem, bo kiedyś nazwał go rosyjskim agentem. To kolejny przejaw hipokryzji. Przypomnijmy, iż to właśnie PiS przez lata budował swoją politykę zagraniczną na konfrontacji – nie tylko z UE, ale i z wieloma światowymi liderami. Ich „sukcesy” w dyplomacji to między innymi konflikty z Brukselą, fatalne relacje z Niemcami i brak realnego wpływu na decyzje NATO. jeżeli ktoś tu nie ma umiejętności dialogu, to raczej Czarnek i jego partyjni koledzy, którzy przez osiem lat rządów zamienili polską politykę zagraniczną w festiwal awantur i izolacji. Tusk, przy wszystkich swoich wadach, przynajmniej próbuje odbudować pozycję Polski na arenie międzynarodowej, co wymaga czasu i cierpliwości – coś, czego Czarnek najwyraźniej nie rozumie.

Najbardziej żenujące w tej całej wypowiedzi jest jednak to, kim jest sam Czarnek. Mówimy o człowieku, który jako minister edukacji zasłynął nie reformami czy poprawą jakości nauczania, ale skandalami, nietolerancją i próbami ideologicznego zawłaszczenia szkół. To on chciał karać uczelnie za krytykę rządu, to on promował homofobiczne i ksenofobiczne narracje, a jego „reformy” doprowadziły do chaosu w systemie oświaty. I taki człowiek śmie krytykować Tuska za brak kompetencji? To jakby złodziej pouczał, jak być uczciwym. Czarnek nie ma moralnego prawa, by wypowiadać się o czyjejkolwiek wiarygodności czy skuteczności, bo sam jest symbolem wszystkiego, co w polityce PiS najgorsze – arogancji, agresji i braku merytoryki.

Cała ta krytyka Tuska to nic innego jak desperacka próba PiS, by odwrócić uwagę od własnych porażek. Partia Kaczyńskiego nie może się pogodzić z utratą władzy, więc chwyta się każdej okazji, by rzucić błotem w obecny rząd. Czarnek, ze swoją retoryką pełną jadu i pustych haseł, idealnie wpisuje się w ten schemat. Problem w tym, iż Polacy coraz mniej wierzą w takie tanie zagrywki. Czarnek i jego partia powinni raczej spojrzeć w lustro, zanim zaczną pouczać innych. Bo jeżeli ktoś tu jest na obrzeżach – to oni sami, zepchnięci tam przez własną niekompetencję i agresję.

Idź do oryginalnego materiału