Wstępne wyniki exit poll po pierwszej turze wyborów prezydenckich w Polsce pokazują, iż Rafał Trzaskowski zdobył 30,8% głosów, nieznacznie wyprzedzając Karola Nawrockiego z wynikiem 29,1%., przy frekwencji 66,8%.
Mimo, iż to różnica niewielka, a late pool może się okazać mniej sprzyjające Trzaskowskiemu, w jego opolskim sztabie wyborczym wynik przyjęto go z zadowoleniem.
– Przed nami dwa tygodnie jeszcze cięższej, bardziej wymagającej pracy. Musimy walczyć o każdego wyborcę – mówił Robert Węgrzyn, szef regionalny sztabu Trzaskowskiego. – Rafał zapowiadał także u nas w Brzegu, iż będzie bardzo blisko. – Marzyliśmy o tym, żeby wygrać w pierwszej turze, ale to z różnych powodów okazało się niemożliwe – dodawał Tomasz Kostuś, poseł KO. – Tak czy siak, Rafał Trzaskowski wygrywa pierwszą turę wyborów. Tak czy siak, czekają nas dwa tygodnie bardzo ciężkiej pracy.
Ta przewaga nie daje jeszcze spokoju – druga tura zapowiada się jako niezwykle zacięta i wymagająca. To nie tylko wyścig między dwoma politykami, ale także zderzenie dwóch wizji Polski: otwartej, europejskiej i obywatelskiej kontra bardziej zachowawczej, odwołującej się do tożsamości narodowej i konserwatyzmu.
Rafał Trzaskowski jest dziś liderem wyścigu, ale do zwycięstwa droga wciąż daleka. Aby wygrać drugą turę, musi przede wszystkim stać się kandydatem szerokiej opozycji – nie tylko KO, ale też elektoratu Lewicy, Trzeciej Drogi czy osób niezdecydowanych. Potrzebna jest umiejętność budowania mostów, a nie barykad. Trzeba mówić językiem wspólnych spraw, takich jak zdrowie, edukacja, mieszkania, bezpieczeństwo czy silna pozycja Polski w Europie. To nie czas na partyjne kalkulacje – to moment, w którym stawką jest kształt całej polskiej demokracji na kolejne lata.
Szczególną wagę należy przywiązać do mobilizacji młodych wyborców. To grupa, która może przechylić szalę zwycięstwa, ale która często głosuje tylko wtedy, gdy czuje, iż jej głos naprawdę coś znaczy. Potrzeba kampanii, która będzie ich językiem, ich energią, ich sprawami. Pokazanie, iż Rafał Trzaskowski rozumie ich świat – cyfrowy, różnorodny, pełen wyzwań – może zmienić reguły gry.
Co ciekawe, bardzo pouczające są też wyniki wyborów prezydenckich w Rumunii, które odbyły się niemal równolegle. Tam zwyciężył Nicușor Dan, burmistrz Bukaresztu, wyraźnie pokonując radykalnie prawicowego George’a Simiona. To zwycięstwo pokazuje, iż można wygrać z populizmem, jeżeli zaproponuje się coś więcej niż tylko „anty-”. Dan wygrał, bo mówił o wspólnocie, dialogu i przyszłości w Europie – i został usłyszany. To powinno być lekcją także dla nas.
Dziś Trzaskowski ma wszystkie atuty, by powtórzyć ten scenariusz. Ale musi grać odważnie, mądrze i z sercem. Polska nie potrzebuje dziś prezydenta z kalkulatorem w ręku. Potrzebuje przywódcy, który ma wizję, który umie słuchać i łączyć. Który nie boi się mówić jasno o wartościach, a jednocześnie umie zejść z mównicy i rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz. Przed nami decydujące dni – i być może ostatnia szansa na prawdziwą zmianę.
W tej kampanii nie można pozwolić sobie na złudzenia. Powrót PiS-owskiego myślenia o państwie, choć niekoniecznie pod tym szyldem, byłby dramatycznym cofnięciem się do logiki konfliktu, centralizacji władzy, pogardy dla niezależnych instytucji i systematycznego osłabiania demokracji. Nawrocki, choć może sprawiać wrażenie bardziej stonowanego niż jego poprzednicy, to przecież wychowanek tamtego systemu – lojalny wobec jego wartości, metod i celów. I jeżeli on wygra, to wróci cała ta machina, tylko może już nie pod nazwą PiS, ale z tym samym trzonem kadrowym, tą samą logiką podporządkowywania sądów, mediów, szkół i samorządów.
Rafał Trzaskowski musi w tej kampanii nie tylko prezentować pozytywną wizję Polski, ale także mówić otwarcie i odważnie o tym, co grozi, jeżeli tę walkę przegra. Musi powiedzieć jasno: stawką nie jest tylko to, kto będzie siedział w Pałacu Prezydenckim, ale czy Polska pozostanie krajem prawa, otwartym, nowoczesnym i szanowanym w Europie. Czy też zacznie się powolny marsz w stronę demokracji fasadowej, gdzie głosy liczy się tylko wtedy, gdy są „właściwe”, a media mówią tylko to, co partia każe.
I nie chodzi tu o sianie paniki, tylko o przypomnienie faktów. PiS już raz pokazał, co robi, gdy ma realną władzę. Zawłaszczenie Trybunału Konstytucyjnego, paraliż KRS, media publiczne zamienione w partyjną tubę, nagonki na sędziów, strefy „wolne od LGBT”, ataki na niezależne organizacje społeczne, dzielenie społeczeństwa według ideologicznych kluczy. Tego przecież nie wymyślamy – to się wydarzyło. I wydarzyć może się znowu, jeżeli dziś zlekceważymy tę drugą turę, jeżeli uznamy, iż „już prawie wygraliśmy”.
Dlatego Trzaskowski musi być nie tylko kandydatem nadziei, ale też realnym ostrzeżeniem przed powrotem starego systemu pod nowym logo. Powinien mówić: „Jeśli nie teraz, to kiedy? jeżeli nie razem, to z kim?” – i pokazywać, iż ta decyzja to nie wybór między dwoma politykami, tylko między Polską obywatelską a autorytarną. Wybór, który zaważy na dekadach, nie tylko na kadencji.
Po ogłoszeniu wyników exit poll pierwszej tury wyborów prezydenckich Rafał Trzaskowski wygłosił przemówienie w Sandomierzu, gdzie ogłosił zwycięstwo w pierwszym etapie wyborczego wyścigu i zarysował strategię na decydującą drugą turę. Wystąpienie miało silny emocjonalny i programowy charakter.
Nie było w tym przemówieniu pustych frazesów ani PR-owego blasku. Był konkret. Była determinacja. Był Rafał Trzaskowski — kandydat, który nie musi udawać, iż zna Polskę, bo ją zna naprawdę. Stał na scenie w Sandomierzu, miejscu symbolicznie wybranym nie po to, by wzruszyć, ale by przypomnieć: „Byłem z wami, gdy trzeba było działać. I będę z wami, gdy trzeba będzie decydować”.
To nie był polityczny występ, to było otwarcie ostatniego, najważniejszego rozdziału tej kampanii. Trzaskowski mówił jasno: druga tura to nie wybór między dwoma stylami rządzenia. To wybór między Polską otwartą, obywatelską, europejską, a Polską zawłaszczoną przez fanatyków, poddaną woli partyjnych struktur i ideologicznych dogmatów.
Najmocniejsze słowa padły w momencie, gdy mówił, dla kogo idzie po zwycięstwo: dla tych, którzy byli bici i ignorowani przez osiem lat rządów PiS-u. Dla kobiet, które państwo odwróciło się plecami. Dla lekarzy, nauczycieli, dla młodych i seniorów, którzy mieli do wyboru albo posłuszeństwo, albo pogardę. I wreszcie — dla tych, którzy chcą żyć w kraju, gdzie nie trzeba się bać urzędnika, prokuratora czy ministra.
Ale Trzaskowski mówił też: nie chodzi tylko o rozliczenie. Trzeba przyspieszyć. I tu znów był konkret. Reforma sądów, koniec z antyaboracyjnym średniowieczem, rozdział państwa od Kościoła, wsparcie dla psychiatrii dziecięcej, deregulacja, tanie mieszkania, Unia, NATO, USA – nie jako slogany, tylko jako konkretna architektura bezpieczeństwa i dobrobytu.
A przede wszystkim: gwarancja, iż prezydent nie będzie już więcej partyjnym komisarzem w Pałacu, tylko strażnikiem konstytucji i praw obywatelskich.
Bo tego potrzebujemy dzisiaj najbardziej. Kogoś, kto powie „dość” – ale nie w złości, tylko z rozsądkiem. Kogoś, kto nie będzie nas straszył, ale przypomni: „Tak, trzeba się bać powrotu PiS-u. Bo drugi raz nie będzie już tylko niszczenia instytucji. Będzie niszczenie społeczeństwa”.
Wybór jest jasny. I jest w zasięgu ręki. Ale tylko jeżeli żadna ręka nie zostanie w kieszeni.
Opole, 18.05. 2005 – Oczekiwanie na wyniki



























































