WIERZYĆ, CZYLI WIDZIEĆ WIĘCEJ

1 dzień temu

Zawsze zdumiewała mnie ta niczym przecież nieuzasadniona nuta dumy jakże fałszywie, ale często wyraźnie brzmiąca w słowach osób publicznie deklarujących swój ateizm. Skąd ona się bierze? Z przekonania, iż wiedzą wszystko, jak pilot samolotu z sowieckiego plakatu stwierdzający, iż „w niebie byli, rozglądali się” i stąd nie mają wątpliwości, iż „Boga niet”?

Zdarzało mi się wdawać w rozmowę z deklarującymi swój ateizm i owocem tych dyskusji jest nadzieja, iż ateizm nie pozostało postawą z możliwych – najgorszą. Wielu bowiem ateistów skłonnych jest w końcu przyznać, iż w tym czy innym aspekcie – czegoś nie ogarniają, nie wiedzą. A nawet, iż mamy we wszechświecie kategorie dla rozumów największych choćby geniuszy gatunku homo sapiens – do ogarnięcia niemożliwe. Wielu też potrafi w końcu przyznać, iż będąc ateistami są w jakimś wymiarze – ubożsi. Że nie ma w ich osobowości tej sfery, którą ludzie wierzący – mają. Pamiętam np. wykład i dyskusję z literaturoznawcą Janem Józefem Lipskim. Wydarzenie to miało miejsce około czterdziestu lat temu we wrocławskim Klubie Inteligencji Katolickiej w ramach Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. Na wstępie Lipski stwierdził, iż jest ateistą a przedmiotem jego wywodu miała być twórczość Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Kiedy przyszło dyskutować nad religijnymi wierszami największego z „Pokolenia Kolumbów” w wywołanej wtedy polemice sam Lipski powtórzył, iż jakiegoś aspektu „nie ogarnia”, bo po prostu – jest niewierzący. Tak stałem się świadkiem tego, jak ubóstwo wynikłe z braku w człowieku czynnika duchowego upośledza go także – intelektualnie. A kilka lat później okazało się, iż umierając Jan Józef Lipski wyraził wolę pochowania go w obrządku katolickim. Ileż my znamy podobnych historii zdeklarowanych czy choćby wojujących ateuszy w ostatnich chwilach życia proszących o spowiednika, o udzielenie sakramentów!

Nie wiem, jak to wygląda w wymiarze „bardziej statystycznym”, ale większą od ateistów obawę budzą we mnie agnostycy. Ateista bowiem zwykle twardo deklaruje swój pogląd. Pogląd, do którego w ten czy inny sposób doszedł i który stanowi jakiś nazwijmy to – owoc jego wyboru. Czyli – ateista z ważnym pytaniem o istnienie Boga i duszy nieśmiertelnej – się zmierzył. I, jak tego dowodzą liczne przykłady, późno bo późno, ale swoje stanowisko wielu z nich potrafi zmienić. Bardziej niepokoją mnie – agnostycy. Czyli ludzie, którzy w stosunku do spraw najważniejszych – są obojętni. A postawa obojętności – należy do najbardziej niebezpiecznych…

W czasach młodzieńczych przeżywałem fascynację postaciami takimi, jak Błażej Pascal czy Adam Mickiewicz. Wielkim przeżyciem było dla mnie zrozumienie, iż jeden z największych w dziejach fizyków, matematyków i wynalazców, twórca fundamentalnych naukowych praw i np. pierwszej maszyny liczącej – wszystkie te osiągnięcia zawarł w pierwszych dwudziestu kilku latach swojego życia. Potem, dochodząc do wniosku, iż samym rozumem wszystkiego ogarnąć nie sposób, zajął się duchową sferą ludzkiego bytowania i – metafizyką. Równie niezwykłe było znalezienie przeze mnie na kartach jednej z książek o Adamie Mickiewiczu spisu lektur, w jakich się zanurzał w czasie pamiętnej wyjątkowo srogiej zimy z przełomu roku 1817 i 1818. Nie mogąc wychodzić z domu – przede wszystkim zajmował się czytaniem. A co czytał? Po angielsku – najnowsze prace z dziedziny mechaniki i innych działów fizyki. Po francusku i niemiecku – pierwsze dzieła na temat elektrostatyki. A poza tym całe mnóstwo prac dotyczących nauk przyrodniczych, matematyki, oczywiście także filozofii, choć chyba większość lektur – należała do nauk ścisłych. Bez dwóch zdań – Mickiewicz jak najwięcej starał się ogarnąć rozumem a rozum miał do tego wyjątkowy. Solidnie zapoznał się z zasadniczą częścią dorobku ówczesnych nauk. A „Romantyczność”, w której wyrażał wyższość postrzegania „duchem i wiarą” nad „spojrzeniem mistrza szkiełko i oko” – napisał dopiero potem. Ni mniej ni więcej – w naukową wiedzę wyposażony jak mało kto uznał, iż zawsze będzie ona miała ograniczenia. I nigdy – nie odpowie na wszystkie z zasadniczych pytań.

O takich między innymi sprawach w swej książce pt. „Kto wierzy, widzi więcej” opowiada jeden z najznakomitszych kaznodziejów współczesnej Polski – ksiądz profesor Robert Skrzypczak. Kapłan ten, mimo ogromnego intelektualnego dorobku z zakresu teologii, filozofii, psychologii, myśli swoje wyraża w sposób nadzwyczaj komunikatywny. Wieloletni duszpasterz akademicki z wielką uwagą słuchany jest przez tłumy złożone nie tylko z naukowców i studentów, ale też z ludzi bez formalnego wysokiego wykształcenia. To z tej przyczyny szerokie rzesze jego słowa czytają i słuchają zarówno w świątyniach, jak i przed ekranami komputerów.

Dzieło wydane z edytorskim arcy – mistrzostwem, co jest znakiem firmowym Białego Kruka, podejmuje tematykę często postrzeganą jako trudno uchwytna. A jednak znakomity duszpasterz wykazuje się w nim darem zbliżania czytelnika do spraw w Kościele i życiu duchowym najważniejszych, nadzwyczaj umiejętnie wyjaśniając choćby niezbywalną rolę sakramentów w ludzkiej drodze do Chrystusa i do zbawienia.

Książkę księdza profesora Roberta Skrzypczaka wypełnia przede wszystkim wiedza i refleksja z tej kategorii, która choćby ułamka swej aktualności nie utraci nigdy. Ten niezwykły tom jest zaproszeniem do przemyśleń, których owocem niezawodnie musi być wielokrotna lektura tej książki. Książki podejmującej problematykę niełatwą, ale w sposób zdumiewająco atrakcyjny. W ujęciu tego kapłana i uczonego – wiedzą „wykładaną na miarę zwykłego człowieka”. W zdolność tę na pewno nie wątpi nikt z tych, którzy choć raz mieli szczęście posłuchać homilii księdza profesora.

Dla mnie – „Kto wierzy, widzi więcej” będzie lekturą, do której wracał będę nie raz. I chyba każdy już po pierwszym przeczytaniu nie może mieć wątpliwości, jak istotną i jak oczywistą prawdę wyraża zdanie stanowiące jej tytuł.

Artur Adamski

Idź do oryginalnego materiału