Wielomski: Globalistyczny panteizm

1 rok temu

Dość rzadko projekt globalistyczny oglądany jest w kategoriach religijnych. Zwykle wystarcza nam stwierdzenie, iż czołówka ideologów i aktywistów globalistycznych to ludzie niewierzący czy mocno zsekularyzowani, bez precyzowania szczegółów. ale globalizm ma wyraźny odcień religijny w postaci panteizmu, tyle, iż ukryty jest on za innym słownictwem.

Papierkiem lakmusowym, po którym możemy poznać globalistę, jest nacisk stawiany na ekologizm. Nie na ekologię, na ekologizm. Rozumiem przez to pojęcie klasyczne – i same w sobie słuszne – postulaty czystego środowiska podane w kategoriach ideologicznych. Ekolog to ktoś, kto chce czystego środowiska dla człowieka. Ekologista traktuje jako podmiot planetę i chce czystości dla jej dobra, a nie ze względu na zamieszkującego ją człowieka, którego traktuje jako jej niszczyciela, pasożyta. Tym samym ekolog jest antropocentryczny, gdy ekologista globocentryczny i z tego też powodu jest gotowy poświęcić interesy ludzkie na rzecz planety, a w ekstremalnych wypadkach przebąkuje coś nie coś na temat konieczności „depopulacji” Ziemi i redukcji ludzi do kilkuset milionów. Globaliści są globocentryczni. Klaus Schwab z pełną powagą pisze, iż nasza planeta jest jednym z najważniejszych „interesariuszy” w jego projekcie tzw. kapitalizmu interesariuszy i dlatego przedstawiciele organizacji ekologicznych winni zasiadać – jako przedstawiciele naszej planety – w radach nadzorczych wszystkich spółek. Tak jakby planeta była jednym wielkim żywym organizmem, który deleguje do zarządów swoich (ludzkich) przedstawicieli, gdyż sama nie umie mówić. Zarówno Szwab, jak i Yuval Noah Harari ustawicznie poruszają problemy klimatyczne, dowodząc, iż na polu walki z „emisją CO2” jedno czy kilka państw nic nie mogą zrobić. Skoro problem jest globalny i wymaga wprowadzenia „zielonego ładu” równocześnie na całym świecie, to może to skutecznie przeprowadzić tylko jeden zjednoczony rząd światowy, ewentualnie kilka rządów reprezentujących wielkie przestrzenie kontynentalne, działające na podstawie kompromisu. 150 czy 200 państw do jednomyślności nigdy nie dojdzie.

Warto czasami zajrzeć do literatury z lat siedemdziesiątych XX wieku, gdy na Zachodzie zaczęła się moda na ekologię. Wielu ówczesnych badaczy zwracało uwagę, badając nową modę, iż między ekologizmem a panteizmem istnieje niewypowiedziana do końca zbieżność (pod pojęciem panteizmu rozumiem tutaj pogląd o nieistnieniu objawionego i transcendentnego Boga, ale bóstwa przenikającego cały świat materialny). Zresztą w pismach ekologistów znajdujemy czasami wyraźnie panteistyczne stwierdzenia. Najbardziej znanym z nich jest pogląd jednego z norweskich ideologów ruchu, iż regulacja rzeki czy też postawienie na niej tamy tę rzekę „boli”. Rzeczy, a woda jest rzeczą, nie odczuwają przecież bólu. choćby rośliny nie odczuwają bólu, a jedynie zwierzęta i człowiek. Ta często przytaczana wypowiedź, zwykle z dużym aplauzem, świadczy, iż ekologiści przypisują przyrodzie umiejętności odczuwania. Przypisują ją planecie, a więc ujmują ją jako jeden gigantyczny i żywy organizm. Podobno starożytni Grecy uważali, iż astronomia jest nauką pozbawioną sensu, gdyż w każdej planecie zamieszkuje jakieś bóstwo, więc planeta ta może zmienić swój tor czy wprost odlecieć. Ale Grecy byli panteistami! jeżeli więc Klaus Schwab uważa, iż drastyczny program ekologiczny należy wprowadzić nie ze względu na człowieka, ale ze względu na planetę, a w dodatku daje jej prawo delegacji interesariuszy do zarządów firm na całym świecie, to trudno tutaj nie znaleźć jakiegoś mocnego śladu panteistycznego! To także tłumaczy jego kosmopolityzm: skoro wszyscy zamieszkujemy jedno planetarne bóstwo, to powinniśmy tworzyć jedno planetarne społeczeństwo!

Yuval Noah Harari przedstawia jeszcze radykalniejszy program panteistyczny. Jego zdaniem, istotą życia jest ruch danych, przekazywanie danych. Ten radykalny naturalista i ateista życie identyfikuje z obrotem informacją. Żyję, gdyż widzę, czuję, wącham, dotykam – za każdym razem pozyskane w ten sposób przez moje zmysły dane, dzięki połączeń nerwowych, przekazywane są do mojego mózgu. Gdy moje zmysły przekazują dane, a mózg je odbiera i przetwarza, to znaczy, iż żyję. Gdy pies liże moją rękę, a ona tego nie czuje, oko tego nie widzi, a mózg nie odbiera sygnałów, to znaczy, iż przestałem już żyć. Schwab i Harari są zwolennikami tzw. internetu rzeczy i powszechnego biochipowania. Ideą internetu rzeczy jest podłączenie do sieci całej planety, wszystkich znajdujących się na niej przedmiotów, aby mógł nimi zarządzać jeden centralny komputer wyposażony w futurystyczną sztuczną inteligencję. Z kolei każdy z nas będzie miał wszczepionego chipa, który do centralnego komputera (tego samego lub innego) będzie zbierał informacje o naszym zdrowiu – oczywiście dla naszego dobra, bo gdy zbliża się np. zawał to chip poinformuje o tym szpital dobę wcześniej. Tym samym wszystkie rzeczy i wszyscy ludzie zostaną podłączeni do systemu kierowanego przez planetarną sztuczną inteligencję. Wykorzystując swoją teorię życia jako przesyłu danych, Harari dowodzi, iż w ten sposób cały świat – rzeczy i ludzie – stanie się jednym jakby żywym organizmem, centralnie sterowanym przez komputerowy supermózg. Śmierć polegać będzie na odłączeniu od światowego systemu obiegu danych. Kto lub co nie jest częścią systemu, ten nie żyje. Czyż nie jest to, zapisana w języku algorytmów i informatyki, stara panteistyczna koncepcja, iż bóstwo przenika cały świat, wszystkie rzeczy i wszystkich ludzi?

Panteizm zawsze łączył się z projektem despotycznym, w XX wieku nazwanym totalitaryzmem. Dlaczego? Dlatego, iż idea, iż bóstwo przenika wszystkich i wszystko prowadzi do wniosku, iż wszyscy i wszystko są kierowani przez jedną wyższą inteligencję. Nie ma tutaj miejsca na wolność, indywidualizm, wolną wolę. System centralnego planowania to zsekularyzowane panteistyczne wyobrażenie świata. I to nam szykują w Davos.

Adam Wielomski

Idź do oryginalnego materiału