Tusk uprawia mobbing na sztabach kryzysowych? "Żywioł wymaga dyscypliny"

2 godzin temu
W tych dniach cała Polska mówi nie tylko o przechodzącej przez kraj powodzi, konieczności udzielenia pomocy poszkodowanym i planach na odbudowę zniszczonych miejscowości. Szeroko komentowanym tematem jest też styl, w jakim premier Donald Tusk odnosi się do urzędników i funkcjonariuszy na obradach sztabów kryzysowych. – Żywioł wymaga konkretnych rozkazów – twierdzi w rozmowie z naTemat.pl europoseł KO Bogdan Zdrojewski, który był prezydentem Wrocławia w czasie powodzi tysiąclecia.


"Pasywno-agresywny styl", "autorytarny model zarządzania", "chamstwo", a choćby "mobbing" – to zarzuty, jakie padają pod adresem Donalda Tuska po kolejnych obradach sztabów kryzysowych. A to dlatego, iż podczas transmitowanych na żywo spotkań z urzędnikami, żołnierzami i policjantami premier prawie zawsze znajduje kogoś do obsztorcowania.

Komentujący zauważają, iż po kilku dniach część stałych uczestników kryzysowych obrad zaczęła się jąkać i zacinać – choćby wtedy, gdy ich zadanie polegało tylko na odczytaniu informacji z kartki i zakończeniu wypowiedzi zdaniem: "Panie premierze, melduję, iż skończyłem!".

Zdrojewski: Przy takim zagrożeniu dla życia, zdrowia i dobytku Polaków nie ma mowy o mobbingu


W najnowszym wywiadzie z cyklu #TYLKONATEMAT także o tę kwestię zapytałem Bogdana Zdrojewskiego – dziś europosła Koalicji Obywatelskiej, a przed laty prezydenta Wrocławia w czasach, gdy w miasto to uderzyła tzw. powódź tysiąclecia. Czy w 1997 roku na sztabach kryzysowych odnoszono się do siebie w podobnym stylu?

– W kryzysie, przy takim poważnym zagrożeniu dla życia, zdrowia i dobytku Polaków nie ma mowy o żadnym mobbingu. dla wszystkich powinno być jasne, iż w tych okolicznościach szef rządu będzie wymagający i będzie dyscyplinować podległych mu urzędników i funkcjonariuszy – odpowiada polityk.

– Ten, kto stoi na czele walki z kryzysem, w pierwszej kolejności na swoje barki bierze odpowiedzialność – dodaje Zdrojewski.

"Wrocław został obroniony i ten fakt sam się broni"


W rozmowie z naTemat.pl włodarz stolicy Dolnego Śląska z czasów powodzi tysiąclecia odniósł się także do pytań o ocenę działań obecnego magistratu.

– Wrocław został obroniony i ten fakt sam się broni. Obecne władze samorządowe miały inną sytuację niż my w 1997 roku. Przede wszystkim wtedy panował ogromny deficyt informacyjny, a dziś Jacek Sutryk miał gigantyczną nadwyżkę rozmaitych przekazów – podkreślił.

Bogdan Zdrojewski w ten sposób nawiązał do sytuacji, gdy podczas obrad sztabu kryzysowego Jacek Sutryk poinformował o otrzymaniu informacji, iż miało dojść do awarii jednego ze zbiorników retencyjnych. Na całe szczęście okazała się ona nieprawdziwa, ale prezydenta Wrocławia oskarżono o podawanie publicznie fake newsów.

– Sformułowany zarzut, iż błędnie poinformował on o awarii na jednym ze zbiorników, można jednak odwrócić: gdyby ta awaria rzeczywiście miała miejsce, a prezydent stracił sporo czasu w weryfikację, to stworzyłby zagrożenie dla życia i zdrowia określonej grupy ludzi – zauważa nasz rozmówca.

Zdaniem Zdrojewskiego, "w czasie kryzysu musi obowiązywać zasada racjonalnego pesymizmu".

Idź do oryginalnego materiału