Polska triumfalnie ogłosiła, iż wydaje 5 proc. PKB na zbrojenia i jest to powód do dumy, co prawie codziennie przypomina minister obrony narodowej i premier Donald Tusk.
Amerykanie, zainteresowani wciskaniem każdemu swojej broni za wielkie pieniądze, wskazują Polskę jako przykład dla ociągających się państw NATO. Aby uzasadnić te horrendalne wydatki (ok. 200 mld złotych rocznie!) – bije się w wojenne tarabany, ujawnia plany ewakuacji dzieł sztuki na wypadek wojny, przy praktycznym braku sprzeciwu Sejm upoważnia prezydenta do wypowiedzenia konwencji o niestosowaniu min przeciwpiechotnych, snuje się plany budowy schronów, trwa budowa Tarczy Wschód. Jest jasne, iż Polskę ogarnęła tzw. choroba bałtycka, bo podobna a choćby większa histeria wojenna panuje tylko na Litwie, na Łotwie i w Estonii.
Politycy nakręcający tę histerię nie napotykają oporu, bo posługują się szantażem moralnym i patriotycznym. Po pierwsze, straszą przykładem Ukrainy, choć wiadomo, iż przyczyny trwającej tam wojny są zupełnie inne niż nam się wciska. Nie ma to jednak znaczenia, zawsze można za to mówić malkontentom: „Przecież przed 22 lutego 2022 roku też nikt nie wierzył w to, iż wojna wybuchnie, a wybuchła, Rosja nie zatrzyma się na Ukrainie, pójdzie dalej”. Ta absurdalna argumentacja, podsycana przez cyniczną i bezwzględną propagandę Kijowa, jest na tyle skuteczna, iż dyskusji w Polsce nie tylko na temat przyczyn wojny na Ukrainie, ale i kierunku naszej polityki bezpieczeństwa – nie ma.
Dominuje też wszechobecne hasło-slogan: „Bezpieczeństwo nie ma ceny”. Otóż jest to kłamstwo. Ma cenę, i to wysoką. Jedynym człowiekiem z kręgów establishmentu, który mówi o tym otwarcie jest prof. Grzegorz Kołodko. W wydanej niedawno książce pt. „Trump 2.0. Rewolucja chorego rozsądku” pisze: „Czyż to nie zdumiewające, iż kierując jeszcze nie tak dawno pracami rządu [Donald Tusk] nie rozumie, iż podwyższanie udziału wydatków wojskowych w PKB automatycznie powoduje spadek ich relatywnego poziomu gdzie indziej, przede wszystkim na szkołę, opiekę zdrowotną i dobrobyt? No to się przygotowujemy; do wojny, nie do pokoju. Dlatego iż na Kremlu, jak twierdzi „The Economist”, zasiada „morderczy rewanżysta, który atakuje swoich sąsiadów, sabotuje infrastrukturę w całej Europie i ingeruje w demokratyczne wybory na całym świecie”. W całej Europie? Na całym świecie? No, jeżeli tak, to bezsprzecznie trzeba się zbroić. I tak czynimy. Decyzyjni politycy licytują się, który wyda więcej. Teraz to niektórym z nich już i 5 proc. PKB, co głośno postuluje prezydent Trump, nie wydaje się za dużo. Gorzej; niedługo poczną głosić, iż to za mało”.
Kołodki nikt nie słucha, bo nie jest już w grze i uchodzi za ekscentryka. Ale to on ma rację. Gigantyczne zbrojenia, w dodatku chaotyczne i nieskoordynowane, są drogą donikąd i mogą zakończyć się gospodarczą katastrofą już za naszego pokolenia. Wojny i tak nie będzie, ale szaleńcy powiedzą wtedy: nie nastąpiła, bo się uzbroiliśmy.
Jan Engelgard
fot. wikipedia
Myśl Polska, nr 27-28 (6-13.06.2025)