„Pierwsze święta, które pamiętam, to wczesne lata 90. – zaczyna wójt. – Mieszkałem wtedy na ulicy Małszyckiej w Łowiczu. Przyszedł Mikołaj i do dziś nie wiem, kto się za niego przebrał! Dostałem ciężarówkę z czterema resorakami. To był prawdziwy hit – kupiona pewnie w Pewexie. Wszystkie dzieci mi jej zazdrościły, bo wcześniejsze zabawki były proste, metalowe, a ta wyglądała jak z innego świata!” – wspomina z uśmiechem.
Jego siostra dostała wtedy lalkę Barbie. „To były czasy, kiedy żyli jeszcze moi dziadkowie. Babcia, jedynaczka, zawsze przypominała nam o tym, jak ważne są rodzinne więzi. Choinka była zawsze żywa, ozdobiona watą, a pod obrusem obowiązkowo sianko. Po kolacji wigilijnej to sianko było już wszędzie!”
Tradycje, które przetrwały
„Zawsze łamaliśmy się opłatkiem, a po kolacji szliśmy na pasterkę. Nie było jeszcze kościoł