Zapraszamy do zapisywania się na newsletter „Stanu Wyjątkowego”. Co tydzień zwracamy Państwa uwagę na najważniejsze wydarzenia oraz polecamy interesujące teksty. Zapisać można się tu:
Zajrzyjmy na konto pana Mateusza w serwisie X/Twitter. Mnóstwo tam walki z zieleniną. „Obiecuję skrzynkę polskiego każdemu, kto znajdzie moją zgodę i podpis pod Zielonym Ładem” — pisze, bo dobrze wie, iż zgoda nie była kwitowana podpisem.
„Ilość kłamstw i manipulacji wokół tego tematu zasługuje, by powiedzieć wyraźnie — mój rząd i PiS blokował i skarżył WSZYSTKO, co było szkodliwe dla Polski!
NIGDY NIE ZGODZIŁEM SIĘ NA TO, NA CO ZGODZIŁ SIĘ NIEDAWNO DONALD TUSK” — próbuje przerzucać odpowiedzialność na Platformę. Odpowiedzialnością dzieli się choćby z Trzaskowskim: „Rafał dziś w końcu się przyznał. Chciał Zielonego Ładu, chce Zielonego Ładu i wprowadza Zielony Ład — na razie i na szczęście tylko w Warszawie. Jego partia głosowała ZA Zielonym Ładem. PiS był przeciw. Ja protestowałem, opóźniałem, hamowałem — za co atakowała mnie prasa polska i europejska. A oni m.in. głosami PO — wprowadzili Zielony Ład tylnymi drzwiami. Wszystko jest w internecie. Rafał — nie udawaj”.
Janusz Kowalski i Zbigniew Ziobro w 2023 r.
Gra Morawieckiego jest na tyle czytelna, iż jego wrogowie z wewnątrz PiS postanowili zareagować. Wyznaczyli do tego Janusza Kowalskiego, znanego miłośnika polityki europejskiej Morawieckiego, łatwego do podpuszczenia. „Nie róbmy z ludzi idiotów. Bo prawica znowu przegra. Czy pod Zielonym Ładem znajdziemy podpis Angeli Merkel? Pytanie powinno być postawione tak: pokażcie mi polskie weto albo puste krzesło zrywające posiedzenie Rady Europejskiej przyjmującej w grudniu 2019 r. Zielony Ład.”
Dostał fangę od byłego ministra funduszy Waldemara Budy, człowieka Morawieckiego, który dzięki jego poparciu został europosłem PiS. „Proponuję nie kłamać, bo za to się wylatuje z PiS, a drugi raz byłoby szkoda. Tym bardziej jak się było już w PO, SP i nie ma gdzie pójść” – wypomniał Kowalskiemu bogatą polityczną przeszłość.
Ale uciszenie Kowalskiego — dość proste — nie zmienia faktu, iż jest w PiS zbyt wielu ludzi, którzy myślą podobnie jak on.
Waldemar Buda i Mateusz Morawiecki
Do polityków PiS właśnie dociera, iż Nawrockiemu brakuje talentu i charyzmy, żeby pozyskać nowych wyborców
Moment ataku Morawieckiego na Nawrockiego nie jest przypadkowy. Jako prezesowski kandydat Nawrocki dostał na początku kampanii ślepe poparcie elektoratu Kaczyńskiego. Ale do polityków PiS właśnie dociera, iż brakuje mu talentu i charyzmy, żeby pozyskać nowych wyborców — a do zwycięstwa potrzebuje poparcia większego, niż ma PiS. W dodatku Nawrocki popełnił pierwszy poważny błąd — pogubił się w deklaracjach dotyczących aborcji.
Było pewne, iż tematów kampanii będzie kilka. A sprawy światopoglądowe — w tym nade wszystko aborcja — otwierały tę listę. W tej sytuacji sztabowcy PiS postanowili przygotować Nawrockiego do odpowiedzi na trudne pytania. Kluczowe było to, iż to za rządów PiS zerwany został trwający od lat 90. tzw. kompromis aborcyjny, który zakładał legalną aborcję w razie zagrożenia zdrowia kobiety, gdy ciąża była efektem przestępstwa oraz w sytuacji ciężkiego uszkodzenia płodu. Kaczyński dał swej pomagierce Julii Przyłębskiej z Trybunału Konstytucyjnego zielone światło dla wyeliminowania tej ostatniej przesłanki — w efekcie kobiety muszą rodzić, choćby jeżeli płód nie ma szans na przeżycie.
Julia Przyłębska i Jarosław Kaczyński
Takie przepisy wywołały masowe protesty i przyczyniły się do trwałego spadku notowań PiS — w efekcie partia straciła władzę. A zatem w kampanii prezydenckiej sztabowcy PiS musieli wymyślić, jak sobie z tym poradzić, by nie zaszkodzić Nawrockiemu.
Sama formuła „kandydata obywatelskiego” wymyślona jest właśnie po to, aby Nawrocki — który wcześniej nie był powszechnie kojarzony z PiS — mógł się dystansować od co bardziej kontrowersyjnych decyzji Kaczyńskiego z dwóch kadencji jego rządów.
Ale w kwestii aborcji to za mało — było pewne, iż to jedna z pierwszych kwestii, o którą Nawrocki będzie pytany na spotkaniach z wyborcami.
Sztabowcy PiS postanowili upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony — chcieli zaprezentować Nawrockiego jako kandydata konserwatywnego, ale bez antyaborcyjnego zacietrzewienia. Z drugiej — postanowili przy tej okazji rozbroić bombę, która dotyczyła jego życia osobistego.
Szopka prezesa. Kaczyński odcina się do decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia aborcji
Otóż emocje w kręgach politycznych budziło to, iż żona Nawrockiego ma 38 lat, zaś jego najstarszy syn 22 lata. Matematyka jest bezwzględna — pani Marta urodziła w wieku 16 lat, a zatem zaszła w ciążę prawdopodobnie w wieku lat 15. To rodziło plotki, iż Nawrocki uprawiał seks z nieletnią — potencjalnie dewastujące dla wizerunku konserwatywnego kandydata.
Na początku grudnia podczas spotkania ze zwolennikami PiS w Bielsku-Białej Nawrocki został całkowicie przypadkowo zapytany o aborcję. I całkowicie przypadkowo zaczął mówić o swym życiu osobistym. Jak opowiadał, jest ojcem „wspaniałego syna, Daniela”, którego bardzo kocha i bez którego nie wyobraża sobie życia. — Wychowuję go od drugiego roku życia. Nie jest on biologicznym synem, ale zapominam czasami o tym, bo nie znam innego życia jak to z Danielem, a on nie zna innego ojca — mówił. — Mamy świadomość w moim domu, iż Daniel żyje dzięki głębokiej odporności psychicznej, poświęcenia jego młodej wówczas mamy do tego, by go urodzić i aby życie wygrało — dodał.
Karol Nawrocki z rodziną w Krakowie w listopadzie 2024 r.
Nawrocki zastrzegał jednocześnie — bo taki był element strategii — iż jest przeciwnikiem „ideologicznej wojny na ulicach polskich miast”. — To są tak delikatne sprawy i dotyczą kwestii tak fundamentalnych, iż najgorsze co by się mogło stać w Polsce, to powtórzenie wychylonych wahadeł sprzed kilku lat — mówił.
Tak się składa, iż — znów całkowicie przypadkowo — dokładnie w tym samym czasie szef PiS Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu propisowskiemu „Tygodnikowi Solidarność”, w którym… odciął się od orzeczenia TK w sprawie aborcji, na które sam wydał zgodę. — Zdajemy sobie sprawę, iż państwo nie powinno zbyt głęboko ingerować w ludzką prywatność. Mamy świadomość, iż decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji naruszała to poczucie i dlatego wywołała tak silny sprzeciw — oświadczył. — Trzeba spróbować zbudować w sprawach obyczajowych kompromis między myśleniem konserwatywnym a liberalnym — mówił.
Rzecz jasna, Kaczyński był całkowicie niewiarygodny. Ale cel całej operacji był prosty — demobilizacja elektoratu obecnej koalicji, zwłaszcza wyborców KO oraz Lewicy. Pisowcy chcieli ich uspokoić, iż Nawrocki nie będzie hamulcowym w liberalizacji prawa aborcyjnego.
Plan PiS na trzymanie Nawrockiego z dala od tematu aborcji skończył się fiaskiem
Wydawało się, iż Nawrocki ma mniej więcej poukładane, co ma mówić o aborcji do końca kampanii. „Jestem za życiem”, „nie chcę wojny ideologicznej”, „są różne wrażliwości”, „zobaczymy, jakie będą projekty zmian prawa”, „najważniejsze jest zdrowie i życie kobiet”. Plus ciągłe przypominanie swej osobistej sytuacji, by pokazywać, iż potrafił zaakceptować cudze dziecko jako swoje — co budzi pozytywne odczucia.
Wszystko to działało, dopóki Nawrocki spotykał się ze zwolennikami PiS i rozmawiał z mediami wspierającymi PiS. Gdy jednak postanowił zrobić pierwszy krok poza to getto — to zaliczył gigantyczną wpadkę. Podczas wizyty w Polsacie kompletnie się pogubił pytany o aborcję. W finale wypalił, iż nie zgodzi się na żadną liberalizację przepisów i oznajmił, iż Polacy przyzwyczaili się do drastycznych przepisów zatwierdzonych przez Trybunał Konstytucyjny.
Nie zrozumiał jak poważna to deklaracja. Zamiast demobilizować wyborców Trzaskowskiego, to ich znakomicie zmobilizował.
Nie ma przypadku w tym, iż Morawiecki powtarza, iż jest zwolennikiem powrotu do kompromisu aborcyjnego, czyli wycofania drastycznych przepisów przyjętych za rządów PiS.
Sztabowcy Nawrockiego rozumieją, jak dewastującą politycznie deklarację złożył ich pupil. Dlatego próbowali zmniejszyć rozmiar wpadki — Nawrocki opublikował na swym koncie na portalu X/Twitter zdumiewające oświadczenie, które łączyło aborcję z drożyzną i VAT na żywność.
„Polacy twierdzą, iż żyje im się coraz gorzej. A rządzący, zamiast rozwiązywać problemy gospodarcze, wynoszą na sztandary tematy obyczajowe i światopoglądowe. Osobiście jestem za ochroną życia. Każdy kandydat na prezydenta musi wiedzieć, iż podpis pod zakwestionowaną konstytucyjnie ustawą, byłby złamaniem ustawy zasadniczej. Jako Prezydent będę gotowy rozważyć nowy kompromis, który będzie zgodny z Konstytucją RP. A skoro rozmawiamy o podpisywaniu ustaw, to wyślę wiceszefowi PO moje projekty obniżki podatku VAT na żywność, gaz i prąd — Polacy tego oczekują. Niech pokaże swoją sprawczość nie tylko w mówieniu, ale też w działaniu”.
Trudno o lepszy dowód na desperację sztabowców Nawrockiego po jego wtopie. Poza wszystkim — jego wypowiedź z Polsatu żyje już własnym życiem i wpisy w Internecie tego nie zatrzymają.
Morawiecki ma dwa miesiące na wysadzenie Nawrockiego z siodła
Morawiecki może zacierać ręce — im więcej takich wtop, tym większe jest prawdopodobieństwo, iż Kaczyński się przerazi widmem klęski i postanowi wymienić kandydata.
Dlatego w najbliższych tygodniach będziemy wnikliwie obserwować nie tylko Nawrockiego, ale także Morawieckiego. Święcie wierzymy, iż nie będzie czekał z założonymi rękami na kłopoty Nawrockiego, tylko postanowi pomóc losowi — jednak trochę pana Mateusza i jego ego znamy.
W przyszłym tygodniu marszałek Sejmu oficjalnie ogłosi wybory, które odbędą się 18 maja. Od 15 stycznia zacznie biec kalendarz wyborczy. Z punktu widzenia Morawieckiego najważniejszy będzie 24 marca — tego dnia upływa termin na zawiadomienie PKW o utworzeniu komitetu wyborczego kandydata na prezydenta. A zatem Morawiecki ma dwa miesiące na wysadzenie Nawrockiego i wystawienie własnego komitetu. Po 24 marca, gdy stawka kandydatów zostanie zamknięta, Nawrocki stanie się wewnątrz PiS nietykalny.
Obajtek uderza w Kamińskiego. Nie dziwimy się — nikt nie ma na niego tylu haków
Z euforią konstatujemy, iż do PiS wróciła normalność — czyli wzajemne okładanie się i kopanie po kostkach przez czołowych zawodników tej partii. Nietykalni przestali być choćby byli szefowie specsłużb Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. To fakt — są w PiS znienawidzeni przez niemal wszystkie frakcje, bo zbierali haki na swych własnych kumpli z partii. Do tej pory nikt nie mówił tego głośno, no bo jak tu atakować „więźniów politycznych”, których reżim Tuska rok temu wpakował za kraty?
Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński
Pierwszy na odwagę zdobył się Daniel Obajtek, który jako prezes Orlenu był za rządów PiS pod stałym nadzorem specsłużb Kamińskiego. — Mam wiele zastrzeżeń do działania ABW, do szefostwa, szczególnie do jednego pana. o ile ci panowie myślą, iż ja nie wiem, to ja doskonale wiem — stwierdził na kanale Bogdana Rymanowskiego na YT.
Żalił się, iż nie czuł się bezpiecznie jako prezes Orlenu. — Czy w którymś kraju byłaby sytuacja, iż byłby taki atak, wypływały maile, adresy zamieszkania? Gdzie tu było jakiekolwiek działanie? — pytał. Zarzucał zresztą służbom nie tylko to, iż go nie chroniły — głównie przed dziennikarzami — ale wręcz oskarżył specsłużby o przekazywanie mediom informacji w niego wymierzonych. — Służby jakoś nie interweniowały, kiedy z nami inwestował kapitał międzynarodowy. Ale o ile inwestował z nami polski kapitał, niektórzy zachowywali się jak opętani — stwierdził były prezes Orlenu. Chodzi np. o krytyczne stanowisko ABW wobec inwestycji Orlenu z miliarderem Michałem Sołowowem w tzw. SMR, czyli małe reaktory atomowe.
Daniel Obajtek (1L) i Michał Sołowow (Ś)
— Niejednokrotnie trafiały do mnie notatki. Nie mogę powiedzieć jakie, bo chroni mnie tajemnica. Ale te notatki sprawdzaliśmy i pisaliśmy odpowiedzi w tym zakresie, mimo iż były niejednokrotnie konfrontacje w tych sprawach. W tych konfrontacjach wychodziło, iż służby nie mają racji. I te notatki nie były zmieniane. Potem na ich podstawie wpadano ludziom do domu, sprawdzano ich. Na podstawie notatek, które były jedną, wielką fikcją literacką i w tych notatkach może się zgadzała kochanka kogoś, ale nic innego — wściekał się Obajtek.
Tym samym Obajtek potwierdził, iż za rządów PiS specsłużby Kamińskiego na niego polowały — o czym informowaliśmy w „Stanie Wyjątkowym”.
Czemu służby zajęły się Obajtkiem? Formalnie dlatego, iż wdzwaniał się do swego zaufanego współpracownika Adama Buraka, członka zarządu Orlenu, który był intensywnie inwigilowany przez specsłużby. W drugiej połowa 2019 r. agenci z warszawskiej delegatury CBA wszczęli przeciwko niemu antykorupcyjne rozpracowanie o kryptonimie „Vampiryna”.
Ernest Bejda i Mariusz Kamiński
Na przełomie 2019 i 2020 szef CBA Ernest Bejda — zaufany człowiek Mariusza Kamińskiego — złożył w Sądzie Okręgowym w Warszawie cztery wnioski o zgodę na kontrolę operacyjną telefonów Buraka. Wszystkie w związku z możliwością korupcji.
Przy czym trzy pierwsze dotyczą zwykłego podsłuchu telefonu komórkowego, a czwarty został opisany tak, iż mógł to być Pegasus.
Wbrew twierdzeniom Obajtka, służby miały powody, by się zajmować nim i Burakiem — a sprowadzanie tego do intryg Kamińskiego to zręczny wybieg byłego prezesa Orlenu.
Orlen, Duda i papież. Srebrne maski od Obajtka dla Franciszka
Jest 30 kwietnia 2020 r., początek pandemii.
O godz. 17.54 prezes Orlenu Daniel Obajtek dzwoni do swego najbardziej zaufanego współpracownika Adama Buraka, członka zarządu Orlenu ds. marketingu i komunikacji.
Daniel Obajtek i Adam Burak
DO: „Adam, słuchaj, dzwonił do mnie Parys , iż Franciszek dzwonił dwa tygodnie przed… teraz do prezydenta i Parys mnie prosił, żebym dał do Watykanu płyn, musimy naszykować masę płynu!”
AB: „No.”
DO: „A Franciszek wie, iż już Orlen ma dać płyn i wyobraź sobie, iż Franciszek…”
AB: „Papież?”
DO: „… dziękował prezydentowi papież…”
AB: „kur… hehehe”.
Jarosław Kaczyński i Jan Parys w 2006 r.
DO: „Dziękował prezydentowi w rozmowie telefonicznej, iż Orlen przekaże im płyn kur…, wyobrażasz to sobie?”
AB: „Hehehe, no zajebi… no”.
DO: „Kur… Adam, szykujmy tira płynu do Watykanu”.
AB: „No ale, to co trzeba zrobić, żeby teraz to dostarczyć?”
DO: „Tira płynu szykuj! Słuchaj kur… maseczek, tych srebrnych kur…, tam załadujmy tych maseczek srebrnych dwieście tysięcy z jonami srebra”.
AB: „Dobra”.
DO: „Szykujcie to kur… wszystko na poniedziałek i wyjedzie tir do Watykanu w poniedziałek. Ja już dzwonię do prezydenta. I to trzeba rozgłosić na prawo i lewo!”
Daniel Obajtek i Andrzej Duda
O 18.10 podniecony Obajtek znów dzwoni do Buraka:
DO: „Adam, gadałem z prezydentem bardzo długo. I prezydent mówi, iż tak, papież bardzo zadowolony i ustalili my tak, iż w połowie tygodnia spakujemy te tiry w maski. Okleimy „Orlen dar Watykan”. Słuchaj i on to ogłosi na swoich mediach społecznościowych, iż po rozmowie z papieżem Franciszkiem, poprosił prezesa Orlenu Daniela Obajtka, a no… i Orlen przekazał to do Watykanu! Zrobimy zdjęcia i w ogóle słuchaj, dwa tiry załadujemy, okleimy, oni to…”
AB: „No”.
DO: „Słuchaj, to jest naprawdę… te maski zajebi…te, te, te ze srebrem damy, słuchaj, no wiesz, no”.
AB: „no”.
DO: „I potem ja w mediach społecznościowych, prezydent mi musi podziękować! Będzie zajebi…!”
Właśnie za tę operację przerzutu do Watykanu sprzętu ochronnego, który powinien trafić do polskich szpitali, agenci CBA chcieli postawić Obajtkowi zarzuty. Zarzucali Obajtkowi, iż wysyłając wart niemal 3,5 mln zł konwój do Watykanu, w praktyce szkodził polskim pacjentom.
Z analizy agentów CBA prowadzących inwigilację: „Organizacja transportu z pomocą medyczną dla Watykanu w znacznym stopniu ograniczyła na pewien czas pomoc spółki PKN Orlen S.A. dla placówek medycznych, gdyż, jak wynika z ustaleń, sprzęt medyczny, jaki został dostarczony do Watykanu, przeznaczony był między innymi dla szpitali w Polsce oraz do ochrony osobistej pracowników PKN Orlen S.A.”
I dalej, mocno politycznie: „Transport pomocy medycznej do Watykanu został zorganizowany i wysłany na polecenie Prezydenta RP Andrzeja Dudy po rozmowie telefonicznej Prezydenta RP Andrzeja Dudy z Papieżem Franciszkiem i nie miał nic wspólnego z działalnością promocyjną lub PR-ową spółki PKN Orlen S.A., a jedynie miał na celu przysłużyć się w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy”.
Papież Franciszek i Andrzej Duda w 2016 r.
Konwój tirów Orlenu dociera za Spiżową Bramę 8 maja 2020 r. rano. A prezydenckie wybory kopertowe planowane były na 10 maja. Jednym słowem — transport zaplanowany był na ostatni dzień kampanii wyborczej w wyborach, które ostatecznie się nie odbyły.
Pusty lot Boeinga do Chin, czyli interesy Obajtka z handlarzem bronią
Ludzie Kamińskiego przyłapali też Obajtka na interesach ze słynnym handlarzem bronią Andrzejem Izdebskim, handlarzem bronią z czarnej listy ONZ. Ta sama firma Izdebskiego E&K, która nacięła Ministerstwo Zdrowia na respiratorach, naraziła też Orlen na straty sięgające miliona dolarów. Chodzi o pusty lot do Chin i z Chin, o którym nikt miał się nie dowiedzieć.
Jest 18 kwietnia 2020 r. Wyczarterowany od LOT-u boeing leci do Szanghaju po sprzęt ochronny, który miał dostarczyć Izdebski. Jeszcze tego samego dnia zdenerwowany Obajtek dzwoni do Buraka:
DO: „No ten samolot przyleci pusty LOT-u, który… gdzie służby za tamtą firmę tak gwarantowały pana Izdebskiego!”.
AB: „Kur…, co oni nie zdążą odprawić?”
DO: „On w ogóle tego nie ma, nie mówiąc, żeby zdążyli odprawić! No po prostu oszust, no po prostu oszust, którego wskazały służby, no niestety. Adam, słuchaj, ale nie zaatakują mnie medialnie o to, iż pusty samolot przyleci?”
Agenci CBA w swej analizie napiszą potem: „Spółka PKN Orlen S.A. wyczarterowała samolot należący do LOT-u, tj. Boeing 767, którym miały zostać przetransportowane maseczki ochronne z Chin do Polski. Przedmiotowy zakup miał zostać dokonany za pośrednictwem spółki E&K Sp. z o.o. Jednak z uwagi na niedotrzymanie warunków współpracy przez ww. spółkę E&K Sp. z o.o. maseczki na terenie Chin nie zostały przygotowane w terminie, w którym miał zostać dokonany ich odbiór. W związku z czym samolot typu Boeing 767 prawdopodobnie przeleciał „na pusto” na trasie Polska – Chiny – Polska”.
Stratę Orlenu z tego tytułu agenci szacują w analizie na 500 tys. do 1 mln dolarów amerykańskich. „Wybór firmy E&K Sp. z. o.o., tj. podmiotu bez odpowiedniego doświadczenia oraz rekomendacji jest działaniem na szkodę spółki PKN Orlen S.A”.
I za to też chcieli mu postawić zarzuty.
Oczywiście, takie konkluzje agentów CBA nie mogły się ostać. Dlatego kierownictwo CBA wyrzuciło ich analizę do kosza. Kamiński chciał mieć haki na Obajtka, a nie stawiać mu zarzuty.
Mariusz Kamiński i Jarosław Kaczyński
Tajemnicą poliszynela jest to, iż Kamiński biegał na Nowogrodzką do Kaczyńskiego z materiałami specsłużb, które miały skompromitować Obajtka. Dziś obaj panowie szerokim łukiem omijają się w europarlamencie, ale przewidujemy, iż ta wojna będzie mieć dalszy, bardziej krwawy ciąg.
Domański nie da kasy PiS. Analizujemy dokumenty, które wysłał do PKW
Wszystkie te wewnątrzpisowskie wojenki wracają, mimo iż partia wciąż jest w trudnym położeniu. Chodzi przede wszystkim o brak pieniędzy z budżetu państwa.
Subwencje i dotacje dla PiS wstrzymywane były przez pół roku przez członków Państwowej Komisji Wyborczej, związanych z obecną władzą — to w sumie ponad 100 mln zł, bez których PiS przymierać będzie głodem. To była kara za to, iż ludzie Kaczyńskiego w kampanii wyborczej na potęgę wydawali państwowe pieniądze na promowanie PiS — a finansowanie kampanii z publicznych pieniędzy jest nielegalne. Jednak stworzona przez PiS i kontrolowana przez PiS Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym nakazała PKW zmienić tę decyzję — przyjąć rozliczenie wyborcze PiS i wypłacić kasę. To nie jest dziwne, wszak po to Kaczyński powołał tę izbę, na której czele stoi koleżanka prezydenta Joanna Lemańska.
Andrzej Duda i Joanna Lemańska
Korzystając z tego orzeczenia, szef PKW sędzia Sylwester Marciniak — prący do wypłaty pieniędzy Kaczyńskiemu — postawił na swoim. Doprowadził do przyjęcia karkołomnej uchwały, która odpowiedzialność za wypłatę zdejmuje z PKW, a przenosi na ministra finansów Andrzeja Domańskiego. Udało się to Marciniakowi dlatego, iż w głosowaniu nad uchwałą wstrzymało się dwóch członków PKW, profesorów związanych z Koalicją Obywatelską.
Sylwester Marciniak
Przyjęta przez PKW uchwała jest mętna. W pierwszym paragrafie — zgodnie z wolą Izby Kontroli Nadzwyczajnej — PKW przyjmuje sprawozdanie finansowe PiS. Ale w paragrafie drugim zastrzega, iż w sumie nie wie, czy ta izba to w pełni legalny sąd.
Ów słynny paragraf 2 głosi: „Niniejsza uchwała została podjęta wyłącznie w wyniku uwzględnienia skargi przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego i jest immanentnie i bezpośrednio powiązana z orzeczeniem, które musi pochodzić od organu będącego sądem w rozumieniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i Kodeksu Wyborczego. Państwowa Komisja Wyborcza nie przesądza przy tym, iż Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jest sądem w rozumieniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i nie przesądza o skuteczności orzeczenia”.
To zastrzeżenie z paragrafu drugiego wynika z tego, iż wedle sądów europejskich Izba Kontroli Nadzwyczajnej sądem nie jest — właśnie dlatego, iż stworzył ją PiS i obsadził ludźmi PiS, którzy chronią interesy PiS.
Andrzej Domański i Donald Tusk
Nie zmienia to faktu, iż minister finansów Andrzej Domański — zaufany człowiek premiera — chodzi w ostatnich tygodniach blady. jeżeli zablokuje wypłaty, to nie ma wątpliwości, iż Kaczyński mu tego nie zapomni i postawi go przed własnym, dobrze wylosowanym sądem, jeżeli kiedykolwiek wrócił do władzy. jeżeli zaś Domański podpisze przelew, to furii dostaną jego towarzysze partyjni, koalicjanci, a nade wszystko wyborcy Platformy, którzy domagają się ukarania PiS za geszefty wyborcze.
Na razie Domański zagrał na czas — zwrócił się do komisarzy z PKW, żeby mu wytłumaczyli, o co im chodzi w tej wewnętrznie sprzecznej uchwale.
Ale jednocześnie napisał do nich jednoznacznie: „Przyjąć należy, iż Państwowej Komisji Wyborczej, jako stałemu najwyższemu organowi wyborczemu, z urzędu znany jest stan prawny obowiązujący w Rzeczpospolitej Polskiej obejmujący także wiążące Rzeczpospolitą Polską prawo międzynarodowe (…), w tym orzeczenia trybunałów międzynarodowych, których jurysdykcja została przez Polskę uznana w wiążących umowach międzynarodowych. W tym kontekście należy przypomnieć, iż Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) stwierdził, iż Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie jest „niezawisłym i bezstronnym sądem ustanowionym ustawą”. W ocenie ETPC Izba ta nie spełnia wymagań niezawisłości i bezstronności”.
I dalej: „Wobec treści tych — znanych Państwowej Komisji Wyborczej z urzędu — orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz sądów krajowych — uprawnione i uzasadnione jest przyjęcie, iż treść §2 uchwały Państwowej Komisji Wyborczej (…), oznacza, iż skarga Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość nie została w przedmiotowej sprawie rozpatrzona przez sąd w rozumieniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i Kodeksu Wyborczego. Rozpatrzenie skargi przez prawidłowo ukształtowany sąd jest warunkiem dalszych czynności w tej sprawie, w tym podjęcia przez Państwową Komisję Wyborczą uchwały”.
Na nasze oko — biorąc pod uwagę także to, co nieoficjalnie słyszymy w obozie władzy — te cytaty przesądzają, iż „piniendzy ni ma i nie bedzie”.