Rzetelność wyborów i TDR

jacekh.substack.com 1 miesiąc temu

Na początek informacja, o której być może polskie media nie dyskutują zbyt rozwlekle. Mianowicie te wybory były pod znacznie silniejszą obserwacją niż poprzednie oraz poważnie uporządkowano warunki głosowania. Na przykład w wielu stanach zaczęto domagać się, aby wyborcy pokazywali dokument tożsamości. Zaostrzono też warunki głosowania pocztą itd. Tym samym ograniczono możliwość wielokrotnego głosowania przez te same osoby oraz udziału w wyborach nielegalnych imigrantów. Wszystko to w ramach dotychczas obowiązującego prawa federalnego zatem nie wszystkie stany zastosowały takie restrykcje.

Nam wydaje się to nieprawdopodobne, ale cztery lata temu w niemal całych Stanach można było oddać głos anonimowo, udając się do kilku kolejnych komisji wyborczych. Przez ostatnie 4 lata Republikanie toczyli walkę o zmiany takiego stanu rzeczy, za co ich ostro atakowano, albowiem domaganie się okazywania przez wyborców dokumentu tożsamości jest rasizmem, gdyż biedni Murzyni i Latynosi podobno ich nie posiadają. Jakoś kupując alkohol, nie mają problemów z dokumentami. Szczęśliwie wiele stanów poszło po rozum do głowy i zaczęło sprawdzać tożsamość wyborców.

Niezależnie od mobilizacji wyborców Trumpa i wzrostu liczby głosów oddanych na niego, dodatkowo skutkiem zwiększonej kontroli jest zniknięcie wielkiej części wyborców Demokratów. Nie zmiana preferencji, czyli przesunięcie głosów na Republikanów. Po prostu wyborcy z 2020 roku głosujący wtedy na Demokratów nie pojawili się w roku 2024. Co ciekawe, Kamala nie przegrała tam, gdzie w dalszym ciągu okazanie dowodu tożsamości nie było wymagane.

https://www.nytimes.com/2024/11/11/us/politics/democrats-trump-harris-turnout.html

W New York Times ukazał się powyższy artykuł, w którym redakcja zastanawia się, co się stało z kilkoma milionami wyborców. Analizują wiele hipotez, czasem dosyć zawiłych, jednakże nie pomyśleli o tej najprostszej, iż ci wyborcy po prostu nie istnieją, więc nie mogli się pojawić w warunkach zaostrzonej kontroli.

Wymieniona tu liczba 1,7 miliona wyborców może nie wydawać zbyt wielka, jak na USA, ale ta informacja dotyczy wybranych powiatów. Powinniśmy także pamiętać o specyfice amerykańskich wyborów, gdzie o ogólnym wyniku mogą zadecydować wyniki ze stosunkowo niewielkich kluczowych miejsc. Warto popatrzeć na wyborczą mapę USA. Czerwony kolor to Republikanie. Jasno widać, iż Trump wygrał nie tylko głosami elektorskimi, ale również w głosowaniu powszechnym.

Także w stanach, w których nie wygrał, nastąpiła znacząca zmiana na korzyść kandydata Republikanów. Czyli praktycznie wszędzie. Coś to mówi o tym, jak większość amerykanów ocenia rządy Biden-Harris. Źródło mapy: Al Jazeera. Wybrałem tę mapę, bo jest sugestywna i przejrzysta. Jak ktoś woli, może zobaczyć wyniki tutaj na BBC, lub tutaj na New York Times. Drobne różnice tych map mogą wynikać z różnych momentów zbierania danych. Kolor czerwony oznacza oczywiście Republikanów.

Nie sprawdzałem danych bezpośrednio u źródeł, ale na stronie perplexity.ai zapytałem AI.

https://www.perplexity.ai/search/jaka-byla-calkowita-liczba-glo-SoNaM5GuQiypIzybItUcqQ

Pytanie

Jaka była całkowita liczba głosów oddanych na poszczególnych kandydatów w wyborach prezydenckich w USA w roku 2020 i 2024?

(Pytanie zadałem po polsku, więc odpowiedź uzyskałem na podstawie polskich portali internetowych, głównie tvn24.pl, pokreślenia w tekście moje)

Odpowiedź

Oto porównanie liczby głosów oddanych na głównych kandydatów w wyborach prezydenckich w USA w 2020 i 2024 roku:

2020:

Joe Biden (Demokrata): 81,283,098 głosów

Donald Trump (Republikanin): 74,222,958 głosów

2024:

Donald Trump (Republikanin): 74,600,000 głosów

Kamala Harris (Demokratka): 70,900,000 głosów

W wyborach w 2024 roku Donald Trump zdobył więcej głosów od Kamali Harris w skali całego kraju (74,6 mln do 70,9 mln)

Warto zauważyć, iż w 2020 roku Joe Biden uzyskał rekordową liczbę głosów w historii wyborów prezydenckich w USA. W 2024 roku frekwencja była nieco niższa, ale wciąż bardzo wysoka. Należy pamiętać, iż w amerykańskim systemie wyborczym o zwycięstwie decyduje liczba głosów elektorskich, a nie bezpośrednia liczba głosów oddanych przez wyborców. W 2024 roku Donald Trump zdobył 312 głosów elektorskich, podczas gdy Kamala Harris uzyskała 226 głosów.

No właśnie, warto zauważyć tę rekordową liczbę głosów na Bidena. Teraz jakby te głosy gdzieś wyparowały. Wszystkie media głównego nurtu od miesięcy agresywnie atakowały Trumpa i promowały Harris, a wcześniej Bidena. Tymczasem pomimo pełnej mobilizacji i nawoływania mediów gdzieś zniknęło około 10 mln wyborców, którzy w 2020 roku głosowali na Demokratów. Oczywiście pomijamy spiskowe teorie, iż tamte wybory były manipulowane, a ówczesne wielotygodniowe liczenia głosów napływających pocztą i afery z maszynami firmy Dominion to nie było nic takiego. Zresztą to ostatnie fakt-czeka od Reutersa podobno sprawdziło i zapewnia nas tutaj, iż nic podejrzanego nie było.

W tegorocznych wyborach liczba wyborców Trumpa wzrosła o kilkaset tysięcy, zatem tego rzędu jest prawdopodobnie efekt mobilizacji. Zatem podobnie w stosunku do roku 2020 mogła też wzrosnąć skutkiem mobilizacji liczba wyborców głosujących na Demokratów. Tymczasem zmalała o 10 mln. Odlecieli z UFO albo wyprowadził ich szczurołap z Hameln. Ale to Trump jest zagrożeniem dla demokracji, a nie ci zwalczający go per fas et nefas.

W tym miejscu warto odnieść się do mocno nagłaśnianych zarzutów, jakoby Donald Trump był przestępcą. Przez osiem ostatnich lat media realizujące propagandę Demokratów, czyli praktycznie wszystkie media głównego nurtu w USA (i Polsce), na wszelkie sposoby starały się zohydzić Trumpa w oczach opinii publicznej. Także przejęty wymiar sprawiedliwości nieustannie zajmował się szukaniem haków i próbami oskarżania Donalda Trumpa o cokolwiek w celu uniemożliwienia mu kandydowania. Z braku miejsca przedstawię tylko jedną sprawę, w której Trump został skazany. Zarzucono mu zawyżanie wartości swojego majątku w celu wyłudzenia kredytów. Z długiej listy zarzutów konkretnym powodem skazania okazało się rzekome zawyżenie wartości posiadłości Mar-a-Lago podczas występowania o kredyt w Deutsche Banku.

Wycena nieruchomości pod zastaw może być przeprowadzona na różne sposoby. Najprostsze jest oświadczenie właściciela, które tym razem bankowi wystarczyło. Gdyby bank się z podaną sumą nie zgadzał, to mógł dokonać wyceny sam lub zażądać wyceny przez zewnętrznych rzeczoznawców. Nikt nikogo do niczego nie zmuszał. W ówczesnych dokumentach przewijają się kwoty rzędu 20-30 mln dolarów, natomiast w tej chwili wartość posiadłości szacowana jest na około 290 mln. Zatem Trump nikogo nie oszukał i nikt nie został poszkodowany ani się nie skarżył. Kredyt został terminowo spłacony. Zwróćmy uwagę, iż rzekome przestępstwo dotyczyło posiadłości na Florydzie, ale zajęła się nim Letitia James Demokratyczna prokurator generalna stanu Nowy York, a następnie sąd w tym stanie. Rzut oka na powyższą mapę wyborczą wyjaśnia dlaczego. To jest mocno niebieski stan.

Pozostałe oskarżenia są równie wątpliwe, ale dużo bardziej skomplikowane, więc ich omówienie tutaj byłoby trudne. Jednakże w świetle powyższego koszulki z napisem Głosuję na przestępcę, wbrew oburzonym głosom lewicy, są sarkazmem i dowodem poczucia humoru raczej, niż zatwardziałości wyborców Trumpa.

Trump Derangement Syndrome (TDS), czyli syndrom zaburzeń na punkcie Trumpa podobno nie istnieje, ale jednak niedługo po wyborach zamanifestował się z całą siłą. To, iż w USA masowo histeryzują sojowi mężczyźni, czy zagubieni osobnicy o nieznanej samym sobie płci i zawiłych zaimkach, czy też osoby bez kwalifikacji zajmujące stanowiska dzięki polityce DEI lub akcji afirmatywnej nie powinno nikogo dziwić. Tam masowa histeria wśród tego typu publiczności jest na porządku dziennym. Nie będę zamieszczał linków do filmików przedstawiających żałosny stan i beznadziejne zachowania tych ludzi jak na przykład samookaleczanie przed kamerą lub publiczne golenie głowy. Poniżej tylko obrazek z postu Roberta Malone.

Także media głównego nurtu, których zadaniem jest mówienie publiczności, co ma myśleć, mają problem, gdyż im samym jeszcze tego zwierzchność nie powiedziała. Poradzą sobie, przedstawiali Trumpa jako przestępcę, barbarzyńcę, czy choćby Hitlera, więc mają przynajmniej na początek jakiś punkt zaczepienia, a potem się okaże. Na przykład Washington Post oraz Los Angeles Times już przed dniem wyborów wycofały artykuły popierające Kamalę Harris i atakujące Trumpa, pomimo długotrwałego wcześniejszego popierania Demokratów. Po prostu ich właściciele wyczuli nadchodzącą zmianę wiatru.

Nie wszyscy zwolennicy Demokratów tak się zachowują. Są również inne głosy jak na przykład Bena Appela Demokraty piszącego na Substacku. Jego niedawny post ma tytuł: Nie głosowałem na Trumpa. Dlaczego więc czuję nadzieję? Ben głosował na Kamalę Harris, ale powiedział też, iż ulżyło mu, gdy przegrała. Jak słowa tytułu jego posta dobitnie wyrażają, Ben czuje nadzieję. Jak możemy wyjaśnić ten rozdźwięk?

Ben jest homoseksualistą i popiera małżeństwa homoseksualne, jednakże Ben jest podejrzliwy wobec rewolucji trans i nie chce mężczyzn dominujących w kobiecych sportach. Był obrażony i przerażony, gdy korporacyjne media świętowały mianowanie Rachel Levine jako pierwszej kobiety na stanowisko asystentki sekretarza ds. administracji zdrowia. Ben popiera Palestyńczyków, ale był zszokowany, widząc studentów Uniwersytetu Columbia świętujących barbarzyństwo z 7 października i nawołujących do eksterminacji żydów. Ben jest przeciwny rasizmowi, więc był zdezorientowany popularnym przekonaniem Ibrama X. Kendiego, iż jedynym lekarstwem na przeszły rasizm jest więcej rasizmu teraz. Lista jest długa. Ideologiczne przegięcia i bezsensowne działania zniechęciły wielu wyborców Demokratów do popierania tej partii.

O ile zamieszanie w USA można zrozumieć, to reakcje naszych dziennikarzy, pisarzy, aktorów, czyli tak zwanej śmietanki są zadziwiające. W większości ci wydawałoby się wykształceni i myślący ludzie bezkrytyczne przyjmują wszystko zgodnie z narracją oficjalnych mediów. choćby ci podobno bywali w świecie nie poszukują niezależnych informacji, a gdy choćby natkną się na takie, to odrzucają je, dając wiarę wyłącznie propagandzie mediów głównego nurtu i myśleniu stadnemu. Równocześnie nie odczuli na własnej skórze skutków rządów Biden-Harris, są więc jak XX-wieczni zwolennicy komunizmu z państw Zachodu, którzy nigdy nie byli w ZSRR lub Chinach.

Tygodnik Przegląd jest tygodnikiem lewicy w starym stylu. Nie przejmuje się nowinkami w stylu transgenderyzmu, podejmując tradycyjne tematy lewicy jak równość ekonomiczna, dostęp do edukacji i opieki lekarskiej, problemy mieszkaniowe, czy ochrona praw pracowniczych. Tymczasem kilka ostatnich numerów zawiera jęki, zgrzytanie zębów i rozdzieranie szat z powodu wygranej Trumpa.

Na przykład filozof Andrzej Szahaj w felietonie Tragedia Ameryki, Przegląd 12-17.11.2024. Przytaczam małe fragmenty:

Wprawdzie nazwanie właśnie wybranego prezydenta USA faszystą jest nieco na wyrost, ale niewątpliwie reprezentuje on skrajnie prawicowe siły polityczne, dążące do demontażu amerykańskiej demokracji. Jego ponowne dojście do władzy jest dla mnie szokiem. I to choćby nie z powodu samego Trumpa, ale tych milionów Amerykanów, którzy na niego znów głosowali.

[…]

To musi się skończyć źle. Piszę to z wielkim żalem, wręcz rozpaczą, bo kocham Amerykę. Spędziłem tam najlepsze lata życia. Z przerażeniem obserwuję proces upadku tego kraju. Także dlatego, iż jego zsuwanie się po równi pochyłej może pociągnąć za sobą cały Zachód.

Tego typu wypowiedzi pojawiały się w tygodniku Przegląd od chwili wyborów, a choćby jeszcze przed nimi. Nie są odosobnione, tak zareagowało wielu. Zacząłem choćby czytać tego typu wypowiedzi w różnych miejscach z zamiarem wybrania co ciekawszych przypadków, ale podróż po tej krainie może zaszkodzić zdrowiu, więc zaprzestałem i tylko jeden cytat z portalu onet.pl:

To straszne, iż miliony Amerykanów są gotowych zagłosować na skazanego przestępcę i patologicznego kłamcę zamiast na wykwalifikowaną i doświadczoną kobietę… — napisał europoseł Lewicy Robert Biedroń.

To jest wypowiedź eksperta, który znakomicie wie, o czym pisze, gdyż kwalifikacje i prawdomówność Kamali Harris są na tym samym poziomie, co kwalifikacje i prawdomówność Roberta Biedronia.

Amerykanie wynaleźli lekarstwo na tego rodzaju problemy psychiczne. Lekarstwo nazywa się Trumpenol, a osobnikom dotkniętym TDS zalecana jest kuracja tym specyfikiem. Ostrożnie! Wśród skutków ubocznych wystąpić mogą patriotyzm, zamiłowanie do wolności słowa oraz sporadyczne napady zdrowego rozsądku.

My w Polsce wcale nie jesteśmy gorsi. Mamy swój polski niezwykle skuteczny lek o dużo szerszym spektrum zastosowań. Można i warto go stosować w wielu różnych sytuacjach, nie tylko na hyzia na punkcie Trumpa, ale tym razem zaproponujmy go zdruzgotanym miłośnikom Demokratów. Warto kliknąć link, aby poznać ten potężny lek (niecała minuta).

Dziękuję za czytanie Substacka Jacka! Subskrybuj za darmo, aby otrzymywać nowe posty i wspierać moją pracę.

Idź do oryginalnego materiału