Po ośmiu latach w opozycji i niedługo półtora roku rządów premier Donald Tusk wjechał na białym koniu zapowiedzi rozwojowych. „Polska. Rok przełomu”. Dalej idą wielkie słowa: bezpieczeństwo, energia, deregulacja i inwestycje. Żeby nie było, padają ukonkretnienia: „Zainwestujemy w infrastrukturę kolejową, transportową, logistykę, CPK. Do roku 2037 przeznaczymy na polską kolej 180 mld zł”. Elektrownie jądrowe. Jedna, jak mówi Tusk, „u mnie na Kaszubach”. I giganty technologiczne: Google, Amazon, IBM i Microsoft. I zapowiedź uwolnienia jeszcze jednej, w mniemaniu premiera znaczącej energii: energii przedsiębiorców. Równocześnie pada rytualne zaklęcie neoliberalnej filozofii, która poza Polską przeszła do niechlubnego wspomnienia: „Deregulacja”.
Deregulację jako hasło ekonomii politycznej wskrzesił ostatnio Donald Trump, wciągając do tej działalności miliardera nad miliarderami Elona Muska. Jaki kraj, taki Musk, Tusk wciąga na pokład Rafała Brzoskę, właściciela sieci paczkomatów InPost, wołając doń ze sceny: „Niech pan się za to weźmie” (za „deregulację”). Brzoska chętnie się weźmie, cały jego biznes to jedna wielka deregulacja, degeneracja – praw pracowniczych – oraz rozkwit cięcia kosztów pracowników. Podążanie za trendem jest proste, przekłada się też na to, iż media korporacyjne łykają temat bez zbędnych pytań i wątpliwości – przecież wielki Trump tak robi, a najbogatszy z miliarderów chętnie zdereguluje.
I tak jak sam impuls rozwojowo-inwestycyjny jest zasadniczo dobrym krokiem (zauważcie, iż nagle w świecie, gdzie „nie ma kasy”, gdzie trzeba ciąć po najsłabszych, choćby po 800+ dla ukraińskich dzieciaków – nagle na pstryk jest 650 mld – dwa budżety roczne), ustawka z Brzoską i nawiązywanie w XXI w. do Chrobrego to jeden marny i wielki zarazem spektakl propagandowy. Rafał Brzoska, który jest symbolem i wzorcem wyzysku pracujących dla niego kurierów, nie ma ani kompetencji, ani interesu, żeby w jakiejkolwiek
Post Rzeczpospolitomat SA pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.