Projekt zmiany ustawy, jaki rząd wniósł do Sejmu przewidywał, iż to Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych zostanie obciążona obowiązkiem utrzymywania strategicznych zapasów gazu. Projekt wyznaczał ich wysokość i polecał RARS zarządzanie zapasami: kupowanie gazu na giełdzie albo w przetargach, utrzymywanie ich w magazynach, za zgodą ministra także w zagranicznych, Agencja mogłaby też je sprzedawać. Ażeby sfinansować te operacje wprowadzona zostałaby opłata gazowa, płacona przez zlecających przesył gazu. Ale wszystko to trafiło do kosza.
Rząd wykreśla to, co najważniejsze
Pod koniec czerwca projektem zajęła się sejmowa komisja klimatu, energii i aktywów, a na jej posiedzeniu wybuchła awantura. Posłowie opozycji zarzucali rządowi, iż znów zamierza wpuścić na polski rynek „pośredników”, sprzedających „ruski gaz”. A na dokładkę przedstawiciele zarządu Grupy Azoty stwierdzili, iż rządowy pomysł będzie ich kosztował 100 milionów złotych rocznie w opłacie gazowej. Ta z kolei miałaby jakoby wynieść 14 złotych za MWh (nie widzieliśmy wyliczeń to potwierdzających).
Rozpatrzenie projektu więc odłożono na 2 tygodnie, a na posiedzeniu komisji 7 lipca posłowie koalicji zgłosili szereg pochodzących z rządu poprawek, wyrzucających z projektu sporo ważnych zmian.
Wyleciały więc wszystkie zapisy dotyczące RARS i opłaty gazowej, które miały zacząć obowiązywać z nowym rokiem gazowym, czyli od 1 października 2025. Minister przemysłu Marzena Czarnecka stwierdziła, iż wrócą w ustawie Prawo gazowe, nad którą rząd myśli, i będą obowiązywać od 1 października 2026 roku.
Casus belli dla KE zostaje
Usunięte też z projektu zostały zapisy o skreśleniu regulacji, za które ściga Polskę Komisja Europejska. Dokładnie chodzi o to, iż jak handlujący gazem w Polsce chce trzymać obowiązkowe zapasy za granicą, to musi wykupić przepustowość na interkonektorze i nie może jej używać w żaden sposób poza jednym, czyli sprowadzeniem zapasów w razie kryzysu do kraju w wyznaczonym terminie. Od początku było wiadomo, iż przepis ten to oczywisty nonsens, bo istotą kryzysu jest brak gazu, czyli wolne interkonketory. Co potwierdziło się całkowicie w 2022 roku, kiedy Gazprom zakręcił przysłowiowy kurek i rzeczywiści rury były puste. Dokładnie tak, jak prognozowano w 2017 roku, kiedy ustawę magazynową rząd PiS przeforsował.
?KE prawie 2 lata temu ogłosiła, iż kieruje sprawę do TSUE, bo utrzymywanie niewykorzystywanych przepustowości jest sprzeczne z regulacjami UE poprzez dyskryminację podmiotów, które akurat nie chcą magazynować gazu w Polsce. Można przypuszczać, iż przyjęcie ustawy w tym kształcie będzie dodatkowym argumentem przeciwko Polsce w potencjalnym procesie.
Magazynowanie za granicą jeszcze trudniejsze
To co pozostało z poszatkowanego w sejmowej komisji projektu czyni tymczasem magazynowanie za granicą jeszcze trudniejsze. Otóż w pierwotnym projekcie rząd chciał zastąpić konieczność wykupu przepustowości zgodą odpowiedniego ministra po zasięgnięciu opinii Gaz-Systemu. I akurat ten zapis pozostał. Czyli jeżeli ustawa wejdzie w życie w tej formie, to nie dość, iż potencjalny chętny będzie musiał nie tylko wykupić przepustowość i jej nie wykorzystywać, ale jeszcze zdobyć zgodę ministra. To w praktyce oznacza, iż na polskim rynku próby podkopywania pozycji kontrolowanego przez państwo monopolisty będą jeszcze trudniejsze.
Monopol a ceny
Posłowie komisji klimatu, energii i aktywów solidarni rozdzierali szaty nad konkurencyjnością polskiego przemysłu, osłabianej przez ceny gazu. Z ostatnich danych International Gas Union wynika, iż hurtowe ceny gazu w Polsce są praktycznie najwyższe na świecie, a to z powodu praktycznego monopolu Orlenu na dostawy na giełdę. Projektowana ustawa mogłaby poprawić warunki konkurencji i doprowadzić do spadków cen na rynku większych niż płacona przez wszystkich opłata. Ale rząd najwyraźniej postanowił postawić na półśrodki, które nie załatwiają niczego. Ani nie oddalają groźby weta przyszłego prezydenta, ani nie odblokują rynku.