„Rybie disco” może opóźnić budowę elektrowni jądrowej

8 godzin temu

Hinkley Point C ślizga na rybach

Akustyczny odstraszacz ryb, w kręgach rządowych żartobliwie nazywany "rybim disco", może być kolejnym czynnikiem opóźniającym budowę elektrowni jądrowej Hinkley Point C - informuje "Financial Times".

Pierwotnie elektrownia o mocy 3,2 GW miała zostać oddana do użytku w 2025 r. i kosztować 18 mld funtów. w tej chwili przewiduje się, iż nastąpi to najwcześniej w 2029 r., a jej budowa pochłonie 46 mld funtów.

Teraz na horyzoncie pojawia się kolejny problem dla inwestycji realizowanej przez EDF. Francuska grupa chce się bowiem wycofać ze wcześniej podjętego zobowiązania, związanego z ochroną ryb w Kanale Bristolskim, nad którym powstaje elektrownia.

Chodzi o system odstraszania ryb, składający się z "288 podwodnych głośników, które przez sześć dekad będą wytwarzać hałas głośniejszy niż odrzutowiec". Dzięki temu - według szacunków - wciągnięcia do systemu chłodzenia elektrowni ma uniknąć od 18 do 46 ton ryb rocznie.

EDF próbuje jednak odejść od tego zobowiązania, gdyż - zdaniem spółki - taki system stanowiłby zagrożenie dla nurków, a jego konserwacja byłaby trudna. Natomiast jako alternatywne rozwiązanie firma zaproponowała stworzenie słonych bagien, które zapewniłyby ochronę rybom.

Tym planom sprzeciwiają się ekolodzy, którzy wskazują na ryzyko lokalnego wyginięcia niektórych gatunków. Oficjalny wniosek EDF w tej sprawie odrzuciła też Agencja Ochrony Przyrody, ale spółka planuje się zwrócić do ministra energii o zgodę na zmianę pierwotnego pozwolenia na budowę, wskazując na potrzebę realizacji inwestycji ważnej dla dekarbonizacji brytyjskiej energetyki.

Rządząca od połowy 2024 r. Partia Pracy zapowiadała, iż będzie eliminować zbędne wymogi środowiskowe, aby przyspieszyć realizację inwestycji. Rachel Reeves, kanclerz skarbu, stwierdziła choćby niedawno, iż inwestorzy mogą „przestać martwić się nietoperzami i traszkami”, bo Labourzyści planują usprawnić procedury związane z budową nowej infrastruktury, w tym ograniczyć prawo do odwołań od decyzji administracyjnych.

Problemy w tej kwestii dotyczą nie tylko energetyki, ale też choćby transportu. Przykładem są kontrowersje związane z budową kilometrowego tunelu nad planowaną linią dużych prędkości HS2 z Londynu do Birmingham, którego celem będzie ochrona nietoperzy. Koszt tunelu oszacowano na 100 mln funtów.

BP jednak bardziej ceni czarne niż zielone

Zwrot w strategii BP stanowi lekcję dla koncernów naftowych zaliczanych do tzw. grona Big Oil. Transformacja energetyczna to długi maraton, a nie sprint - ocenia Ron Bousso, komentator Reutersa.

Brytyjski koncern w 2020 r. był pionierem zielonych zmian w branży naftowej, gdy ogłaszał ambitne plany związane inwestycjami w odnawialne źródła energii oraz wodór.

Strategia ta spotkała się wówczas z pozytywnym przyjęciem ze strony inwestorów, gdyż pandemia COVID-19 oraz polityka klimatyczna państw zachodnich wzmocniły przekonanie co do nieuchronności transformacji energetycznej. Również kwestie związane z ochroną środowiska oraz wskaźnikami ESG, zaczęły coraz mocniej kształtować podejście ze strony banków i funduszy.

Jednak już w 2022 r. te założenia zderzyły się z wysoką inflacją, która po pandemii rozlała się po zachodnich gospodarkach. Jej skalę dodatkowo zwiększyła agresja Rosji na Ukrainę. Związany z nią kryzys energetyczny wywindował ceny ropy i gazu na rekordowe poziomy. Dzięki temu koncerny naftowe, które do transformacji energetycznej miały mniej ambitne podejście niż BP, mogły w tym czasie maksymalizować zyski.

Tymczasem BP - podobnie jak inni inwestorzy, którzy mocno postawili na rozwój morskiej energetyki wiatrowej - musiało zacząć weryfikować swoje plany, gdyż wcześniejsze budżety i harmonogramy przestały przystawać do nowej rzeczywistości. To samo dotyczy zielonego wodoru, który wciąż pozostaje zbyt drogi, aby popyt na to paliwo osiągnął odpowiednią skalę. Problemy te skutkowały wielomiliardowymi odpisami.

W efekcie - jak podkreśla Ron Bousso - ceny akcji BP znajdują się w tej chwili na mniej więcej podobnym pułapie jak pięć lat temu. Tymczasem walory jego amerykańskich rywali, chociażby takich grup jak Chevron i ExxonMobil wzrosły o kolejno ponad 50 i 100 proc.

Dlatego w ostatnich dniach Murray Auchincloss, dyrektor generalny brytyjskiego koncernu, ogłosił wyczekiwany od dłuższego czasu reset strategii. BP zamierza znacząco zwiększyć wydobycie ropy i gazu, a rezygnuje z ambitnych planów inwestycji w OZE oraz dotychczasowych celów redukcji emisji CO2 do 2030 r. Działalność związana z wiatrakami na morzu została wydzielona. Natomiast połowa biznesu w fotowoltaice jest planowana do sprzedaży, a projekty wodorowe do zamknięcia.

Publicysta Reutersa przypomina, iż w ostatnich kwartałach znaczą swoje plany dekarbonizacji spowolniły też takie koncerny jak brytyjski Shell czy norweski Equinor. Jednocześnie Ron Bousso zaznacza, iż zbyt gwałtowny odwrót od działań związanych z transformacją energetyczną też może być ryzykowny.

W przypadku ropy popyt najpewniej będzie stopniowo zwalniał, gdyż zużycie paliw na największych rynkach - w Chinach i USA - zaczyna hamować. Natomiast biorąc pod uwagę podaż surowca na globalnym rynku raczej nie należy oczekiwać wzrostów cen. Perspektywy dla gazu są lepsze, ale jego podaż na rynku również będzie rosła w kolejnych latach w związku z oddawaniem do użytku kolejnych terminali do eksportu LNG.

Tymczasem Międzynarodowa Agencja Energetyczna przewiduje, iż do 2030 r. moc zainstalowana w OZE zwiększy się na świecie prawie trzykrotnie. Dlatego mimo wszystko inwestorzy oczekują od koncernów naftowych długoterminowych strategii, bo o ile w krótkim terminie można rezygnować z zielonych celów, to w dłuższej perspektywie transformacji energetycznej nie da się odwołać.

Nierynkowe redysponowanie OZE coraz mocniej daje się we znaki

W ubiegłym roku nierynkowe redysponowanie objęło prawie 10 proc. możliwości wytwórczych energetyki wiatrowej w Wielkiej Brytanii i blisko 30 proc. w Irlandii Północnej - informuje "Financial Times".

Dziennik powołuje się przy tym na analizę firmy Aurora Energy Research. Dla porównania, według danych grupy Montel, w 2024 r. w Niemczech redysponowano ok. 5 proc. produkcji energii z OZE. Skala ograniczeń w produkcji energii odnawialnej rośnie coraz bardziej w kolejnych krajach Europy, gdyż mocy w źródłach wiatrowych i słonecznych przybywa znacznie szybciej niż możliwości magazynowania energii.

Ma to wpływ również na ceny energii. Eurelectric podaje, iż w minionym roku w całej Europie odnotowano rekordowe 4838 godzin z ujemnymi cenami. W samej Wielkiej Brytanii było ich 176.

Często możliwości lepszego spożytkowania nadwyżek energii z OZE uniemożliwia brak wystarczających mocy przesyłowych pomiędzy regionami, gdzie znajdują się farmy wiatrowe czy słoneczne a obszarami, w których zapotrzebowanie na energię jest większe - dużymi miastami, czy strefami przemysłowymi.

W Wielkiej Brytanii większość niewykorzystanej energii jest produkowana w Szkocji, gdzie znajduje się najwięcej farm wiatrowych. Przepustowość sieci przesyłowych jest jednak zbyt mała, aby bardziej zaludnione i uprzemysłowione południe Anglii mogło tę energię wykorzystać. Analogiczne przypadki występują w Irlandii Północnej, Niemczech czy Hiszpanii.

"Financial Times" podkreśla, iż priorytetem powinno być magazynowanie energii. Według niedawnej analizy BloombergNEF, w 2024 r. na ten cel wydano rekordowe 54 mld dolarów. Dla porównania wydatki na sieci elektroenergetyczne wyniosły 390 mld dolarów, a na OZE przeznaczono 728 mld dolarów. W UE szacunkowe nakłady na sieci wyniosły ponad 81 mld dolarów, a na magazynowanie energii wydano przeszło 10 mld dolarów.

Czy nowy kanclerz Niemiec przestawi klimatyczną wajchę?

Choć w kampanii wyborczej Friedrich Merz nie stronił od krytykowania transformacji energetycznej, to wcale nie musi oznaczać odwrotu Niemiec od dotychczasowego kursu w polityce klimatycznej. Kluczową rolę w tej kwestii może odegrać stanowisko przemysłu - uważa Lara Williams, publicystka Bloomberga.

Lider CDU, które wygrało pod koniec lutego przyspieszone wybory do Bundestagu, mówił m.in., iż energetyka wiatrowa jest „przejściową” i „brzydką” technologią, a także opowiadał się za zniesieniem zakazu rejestracji nowych samochodów spalinowych od 2035 r. Natomiast Roberta Habecka z Zielonych, byłego już wicekanclerza oraz ministra gospodarki i klimatu, nazwał "sprzedawcą pomp ciepła".

Dlatego też Friedrich Merz nie jest wymarzonym w oczach aktywistów klimatycznych szefem rządu dla największej europejskiej gospodarki, będącej jednocześnie największym emitentem CO2. Zwłaszcza w sytuacji, gdy w ostatnich dniach choćby sama Komisja Europejska postanowiła nieco przyhamować i uprościć dotychczasowe regulacje związane z raportowaniem wskaźników ESG.

Jednak zdaniem publicystyki Bloomberga obawy aktywistów związane z podejściem Merza do polityki klimatycznej nie muszą się spełnić.

Choć winił on regulacje związane z klimatem za problemy gospodarcze kraju i mówił o „lewicowych i zielonych wariatach”, to ani on, ani jego partia, nie zapowiedzieli odejścia od wyznaczonego wcześniej celu osiągnięcia przez Niemcy neutralności klimatycznej w 2045 r. Ponadto potencjalnym koalicjantem CDU/CSU w nowym rządzie będzie lewicowe SPD, które może być siłą hamującą ewentualne próby istotnej zmiany głównych celów niemieckiej polityki klimatycznej.

Lara Williams zwraca uwagę, iż jednak kluczowym czynnikiem wpływającym na poczynania Merza w tym zakresie może być postawa największych niemieckich koncernów. Te - mimo trudności - w ostatnich latach mocno skupiły się na tym, aby dostosować się do realiów związanych z transformacją energetyczną.

BDI - stowarzyszenie firm przemysłowych - oceniło, iż globalna dekarbonizacja może w perspektywie 2030 r. otworzyć przed Niemcami nowe rynki zbytu warte biliony euro. Jednak nim to nastąpi, rząd musi wspierać przemysł na wielu płaszczyznach stabilną polityką.

Stąd choćby najwięksi producenci samochodów, tacy jak Volkswagen, BMW i Mercedes-Benz, nie wzywają do porzucenia zakazu rejestracji nowych samochodów spalinowych od 2035 r. Bardziej apelują natomiast o większą elastyczność przepisów, czy też mniej surowe kary związane z emisyjnością pojazdów w nadchodzących latach.

Idź do oryginalnego materiału