Neil John O’Brien to brytyjski polityk Partii Konserwatywnej, który od 2017 roku reprezentuje okręg Harborough, Oadby i Wigston w Izbie Gmin. W latach 2022–2023 pełnił funkcję ministra ds. podstawowej opieki zdrowotnej i zdrowia publicznego. Wcześniej doradzał kanclerzowi skarbu George’owi Osborne’owi (2012–2016) oraz premier Theresie May. Znany z analitycznego podejścia do polityki, ostatnio ostrzegł przed rosnącą bałkanizacją Wielkiej Brytanii – procesem, który według niego zagraża narodowej spójności i może prowadzić do trwałego podziału społeczeństwa.
W zdobywającym rozgłos eseju opublikowanym na swoim blogu Neil O’Brien ostrzega przed procesem, który określa jako bałkanizacja Wielkiej Brytanii. Używa tego historycznie nacechowanego pojęcia, aby opisać zjawisko rozpadu spójności narodowej pod wpływem zbyt szybkich i niezintegrowanych zmian demograficznych. Termin ten, wywodzący się z doświadczeń Europy Południowo-Wschodniej, symbolizuje rozpad jednego państwa na szereg mniejszych, często wrogich sobie bytów, opartych na różnicach etnicznych, językowych i kulturowych. Zdaniem O’Briena, podobny mechanizm w łagodniejszej, społecznej wersji, można zaobserwować w dzisiejszym Zjednoczonym Królestwie.
Parlamentarzysta zwraca uwagę, iż w wielu częściach kraju rośnie liczba ludzi, którzy żyją w paralelnych społeczeństwach — dzieląc przestrzeń z innymi, ale nie tworząc z nimi wspólnoty. Nie chodzi tu tylko o imigrację jako zjawisko, ale o skrajny brak integracji nowych mieszkańców, który prowadzi do tego, iż „przestajemy być jednym narodem, a stajemy się zbiorem zamkniętych światów”.
Jak pisze:
„Nie chodzi o to, iż mamy imigrantów. Chodzi o to, iż przestajemy być jednym społeczeństwem – stajemy się zlepkiem, który nie ma wspólnej kultury, języka, a czasem choćby wspólnego prawa moralnego.”
Jego diagnoza ma charakter alarmowy, ale niepozbawiony konkretów. O’Brien nie tylko identyfikuje problem, ale też próbuje wskazać jego źródła: w polityce migracyjnej ostatnich lat, w edukacji, w braku oczekiwań wobec nowych przybyszów oraz w coraz bardziej rozwarstwionym krajobrazie społecznym współczesnej Wielkiej Brytanii. Szczególnie mocno podkreśla problem coraz bardziej widocznej segregacji społecznej i kulturowej. Jego zdaniem, nie chodzi jedynie o to, iż ludzie różnią się pochodzeniem czy wyznaniem, bo to zjawisko znane i obecne w Wielkiej Brytanii od dawna. Problem polega na tym, iż coraz więcej społeczności nie wchodzi ze sobą w kontakt, a wręcz tworzy paralelne światy, które się mijają, ale się nie spotykają.
„Mamy dziś części kraju, gdzie dzieci zaczynają szkołę mówiąc innymi językami, gdzie dorastają, niemal nie spotykając się z Brytyjczykami.”
O’Brien przywołuje przykłady dzielnic miejskich, w których większość mieszkańców wywodzi się z jednej grupy etnicznej, mówi innym językiem i praktykuje inną religię, a kontakt z szerszym społeczeństwem brytyjskim jest minimalny lub wręcz zerowy. Taka sytuacja tworzy zamknięte kulturowo enklawy, które nie tylko nie uczestniczą w życiu narodowym, ale również zaczynają wytwarzać własne normy społeczne i zasady życia zbiorowego. Według O’Briena, państwo przez lata nie tylko nie przeciwdziałało temu zjawisku, ale wręcz je pogłębiało, unikając podejmowania tematów integracji czy wymagań wobec migrantów. Wskazuje na przykład szkolnictwa, w którym rosnąca liczba placówek ma strukturę etniczną bliską monoetniczności — co jest sprzeczne z ideą wspólnego wychowania w duchu narodowej jedności.
„Ludzie mówią o ‘różnorodności’, ale jeżeli oznacza to, iż dzieci chodzą do szkół, w których nie ma żadnych rówieśników z innych kultur, to nie mamy do czynienia z różnorodnością – mamy segregację.”
O’Brien ostrzega, iż jeżeli nie nastąpi zdecydowana zmiana kierunku, Wielka Brytania może znaleźć się w sytuacji, w której społeczeństwo będzie funkcjonować w bańkach etnicznych, a nie jako wspólnota z jasnymi wartościami i ramami współistnienia. Jego diagnoza nie wynika z ksenofobii, ale z przekonania, iż wspólna przestrzeń kulturowa i językowa jest warunkiem istnienia stabilnego państwa.
Jednym z najważniejszych i najbardziej stanowczych elementów diagnozy Neila O’Briena jest krytyka brytyjskiej polityki migracyjnej ostatnich lat. W jego ocenie, to właśnie niekontrolowany napływ ludności, przy braku odpowiednich mechanizmów integracyjnych, jest główną przyczyną postępującej bałkanizacji kraju. Polityk nie pozostawia tu miejsca na niedomówienia: Wielka Brytania, według niego, po prostu utraciła kontrolę nad tym, kto i w jakiej liczbie do niej przybywa.
„To nie są małe liczby. Przez ostatnie dwa lata do kraju przybyły cztery miliony ludzi – to więcej niż populacja Irlandii.”
O’Brien podkreśla, iż taka skala migracji byłaby trudna do zaabsorbowania choćby przez kraje przygotowane do masowej integracji, a Wielka Brytania jego zdaniem takim krajem nie jest. Według niego państwo zignorowało własne ograniczenia i zredukowało imigrację do zagadnienia ekonomicznego, zapominając, iż ma ona również wymiar społeczny, kulturowy i polityczny.
„Rządy różnych partii mówiły o potrzebie ograniczenia migracji, ale w rzeczywistości otworzyliśmy drzwi na oścież i pozwoliliśmy, by liczby wymknęły się spod kontroli.”
Polityk nie neguje faktu, iż Wielka Brytania potrzebuje pracowników z zagranicy. Zwraca jednak uwagę, iż zbyt często imigracja była traktowana jako szybka odpowiedź na potrzeby rynku, bez myślenia o długofalowych skutkach dla społeczeństwa. Jego zdaniem brakuje realistycznej strategii integracji, a kolejne fale migracyjne prowadzą do coraz większych napięć i fragmentaryzacji kraju. O’Brien sugeruje również, iż brak odwagi w mówieniu prawdy o liczbach i ich skutkach to efekt politycznej poprawności oraz obawy przed oskarżeniami o rasizm. Tymczasem on sam twierdzi, iż jego ostrzeżenia nie są wymierzone w imigrantów, ale w nieskuteczność i bierność państwa.
„To nie jest krytyka ludzi, którzy przyjeżdżają. To krytyka systemu, który nie zadaje pytania: jak chcemy, by wyglądało nasze społeczeństwo za 20 lat?”
Jednym z najpoważniejszych problemów, które zdaniem Neila O’Briena przyczyniają się do postępującej bałkanizacji Wielkiej Brytanii, jest brak wspólnego języka. W jego analizie brak znajomości angielskiego nie jest tylko barierą komunikacyjną, ale fundamentalnym zagrożeniem dla jedności narodowej i integracji społecznej.
„To jest problem systemowy – nie tylko nie mówimy imigrantom, iż muszą się integrować, ale choćby nie wymagamy, by znali język.”
Polityk opisuje sytuacje, w których dzieci rozpoczynające edukację nie znają angielskiego, a szkoły, zamiast być miejscem budowania wspólnej tożsamości, stają się narzędziem podtrzymywania separacji. W niektórych rejonach, jak twierdzi, całe grupy społeczne dorastają i funkcjonują w językowym zamknięciu, co oznacza, iż mają ograniczony kontakt z kulturą brytyjską, mediami, instytucjami publicznymi czy choćby sąsiadami.
O’Brien podkreśla, iż język to nie tylko narzędzie porozumiewania się, ale także nośnik wartości, historii, norm społecznych i wspólnego doświadczenia. Brak wspólnego języka automatycznie ogranicza poczucie przynależności, wpływa negatywnie na edukację i zatrudnienie, a także osłabia poczucie odpowiedzialności za wspólne dobro.
„Jak mamy budować wspólne społeczeństwo, skoro tysiące ludzi nie mogą czytać naszych gazet, oglądać wiadomości ani rozumieć zasad życia publicznego?”
Według O’Briena państwo powinno nie tylko umożliwiać naukę języka angielskiego, ale też jej zdecydowanie wymagać. W przeciwnym razie, ostrzega, społeczeństwo zostanie rozbite na grupy, które nie tylko się nie rozumieją, ale również nie mają wspólnego kodu kulturowego, przez co nie mogą współistnieć w jednej przestrzeni obywatelskiej.
Oprócz skutków społecznych i kulturowych, Neil O’Brien ostrzega również przed daleko idącymi konsekwencjami politycznymi bałkanizacji. Według niego rozpad społeczeństwa na zamknięte grupy etniczne, religijne i językowe prowadzi do deformacji życia obywatelskiego i demokratycznego — szczególnie na poziomie lokalnym. To, co powinno być przestrzenią wspólnego działania i odpowiedzialności, coraz częściej staje się polem politycznego klientelizmu i grupowych lojalności.
„Zaczynamy widzieć powstawanie zamkniętych politycznych ‘klientelizmów’ – grup, które głosują wyłącznie na podstawie lojalności etnicznej czy religijnej.”
Taka sytuacja, ostrzega O’Brien, zagraża fundamentom brytyjskiej demokracji, która opiera się na uniwersalnych wartościach, wspólnych zasadach gry i debacie publicznej. Gdy grupy społeczne nie tylko nie integrują się kulturowo, ale również budują odrębne struktury wpływu politycznego, dochodzi do sytuacji, w której decyzje są podejmowane nie w interesie wspólnoty, ale według zasady „nasi dla nas”.
Wskazuje też na ryzyko wzrostu ekstremizmu (zarówno religijnego, jak i politycznego) w sytuacji, gdy niektóre społeczności funkcjonują poza głównym nurtem życia publicznego i nie uznają wspólnego systemu wartości czy instytucji. Co więcej, w jego ocenie, taka sytuacja nie tylko utrwala podziały, ale również tworzy mechanizmy presji wewnątrz samych wspólnot, gdzie lojalność wobec grupy może być ważniejsza niż prawo jednostki do samodzielnego myślenia czy głosowania.
„To nie tylko zagraża spójności, ale też wolności – jeżeli wchodzisz do życia publicznego jako przedstawiciel grupy etnicznej, a nie jako obywatel, to znaczy, iż coś poszło bardzo nie tak.”
Choć Neil O’Brien formułuje diagnozę ostrą i alarmistyczną, nie poprzestaje na krytyce. W drugiej części swojego eseju proponuje konkretne kierunki zmian, które mają zapobiec dalszej bałkanizacji Wielkiej Brytanii i odbudować społeczną spójność. Centralnym elementem tej wizji jest zmiana paradygmatu migracyjnego: z ilościowego na jakościowy.
„Potrzebujemy nowego paradygmatu: mniej ludzi przyjeżdża, ale lepiej się integrują. Musimy wymagać więcej – nie tylko dawać.”
O’Brien twierdzi, iż państwo brytyjskie zbyt długo podchodziło do kwestii migracji mechanicznie, traktując imigrantów wyłącznie jako uzupełnienie niedoborów na rynku pracy. Tymczasem, jak podkreśla, skala migracji zaczęła wywierać realny wpływ na strukturę społeczną i kulturową kraju, czego elity polityczne nie chciały przyznać. Dlatego pierwszym krokiem, który proponuje, jest znaczące ograniczenie liczby przyjmowanych imigrantów, zwłaszcza w sytuacji, gdy brakuje skutecznych narzędzi integracyjnych. Drugim filarem reformy miałoby być ustanowienie jasnych wymagań wobec przybyszów, przede wszystkim w zakresie znajomości języka angielskiego. O’Brien podkreśla, iż zintegrowane społeczeństwo nie powstanie samo — musi istnieć infrastruktura integracji, ale również oczekiwanie, iż nowi członkowie społeczeństwa podejmą wysiłek, by stać się jego częścią.
„Powinniśmy dawać narzędzia do integracji, ale też wymagać, by były używane. Kto nie chce się dostosować, nie powinien tu przyjeżdżać.”
O’Brien proponuje m.in. rozszerzenie i obowiązkowość kursów języka angielskiego, wsparcie lokalnych inicjatyw integracyjnych, wzmocnienie roli szkół jako instytucji wspólnotowych oraz zmianę systemu wizowego tak, by promował integrację, a nie tylko liczby.Propozycje te wzbudziły spore kontrowersje. Krytycy zarzucają mu, iż uproszcza problem, zrzucając odpowiedzialność na migrantów, a nie uwzględniając złożoności procesów globalnych. Z kolei zwolennicy widzą w jego postulatach szansę na przywrócenie kontroli i odbudowę spójności narodowej.
O’Brien odpowiada jednoznacznie:
„Nie chodzi o to, by zamykać się na świat. Chodzi o to, by nie zatracić siebie.”
W swojej analizie Neil O’Brien nie odnosi się wprost do przykładów z zagranicy, ale jego ostrzeżenia i diagnozy można z łatwością zestawić z doświadczeniami innych państw Europy Zachodniej. Podobne procesy, które on nazywa bałkanizacją, były i są obserwowane m.in. w Francji, Niemczech, Szwecji czy Holandii, gdzie również odnotowano problemy związane z segregacją etniczną, gettoizacją i nieudanymi próbami integracji.
W Niemczech przez lata panowała polityka tzw. „multikulti”, która zakładała pokojowe współistnienie różnych kultur bez silnej presji na asymilację. Z czasem jednak, szczególnie po kryzysie migracyjnym z 2015 roku, zaczęły się nasilać głosy krytyczne. Sam kanclerz Angela Merkel przyznała, iż „wielokulturowość zawiodła – zupełnie zawiodła”. O’Brien zdaje się iść tym samym torem, choć jego ton jest bardziej stanowczy: nie tyle „zawiodła”, co doprowadziła do strukturalnych podziałów.
„Nie jesteśmy wyjątkiem. Inne kraje też próbowały ignorować te procesy. Teraz płacą za to wysoką cenę społeczną i polityczną.”
Szwecja, przez lata uważana za model tolerancji i otwartości, również walczy z rosnącymi napięciami w dzielnicach zamieszkiwanych przez imigrantów, wysoką przestępczością zorganizowaną i brakiem integracji. We Francji z kolei narastają konflikty wokół laickości i tożsamości narodowej, a dzielnice imigranckie bywają praktycznie poza kontrolą państwa. Dla O’Briena te przypadki są ostrzeżeniem. Uważa, iż Wielka Brytania powinna wyciągnąć wnioski z błędów innych krajów, zanim będzie za późno.
„Jeszcze mamy szansę. Ale tylko, jeżeli przestaniemy udawać, iż wszystko dzieje się samo i bez kosztów.”
Neil O’Brien, w swojej analizie bałkanizacji Wielkiej Brytanii, stawia przed czytelnikiem pytanie, które wykracza poza bieżącą politykę migracyjną czy debatę o integracji. Jego tekst nie dotyczy wyłącznie statystyk ani partyjnych sporów, ale uderza w samo sedno pytania o narodową tożsamość i przyszłość brytyjskiej wspólnoty. Według niego stawką nie jest już to, ilu ludzi przyjeżdża, ale czy Brytyjczycy przez cały czas mają wspólne „my”, które obejmuje wszystkich niezależnie od pochodzenia — czy też kraj rozpada się na grupy, które nie dzielą ani języka, ani wartości, ani podstawowej lojalności wobec państwa.
„To nie jest pytanie o to, czy mamy być otwarci czy nie. To pytanie, czy chcemy pozostać jednym narodem, czy rozpłynąć się w podzielonych światach.”
Dla O’Briena Wielka Brytania znajduje się dziś na rozdrożu cywilizacyjnym. Z jednej strony stoi model państwa otwartego, różnorodnego, ale też coraz bardziej fragmentarycznego. Z drugiej — wizja wspólnoty, która wymaga większego wysiłku ze strony wszystkich: imigrantów, instytucji państwowych i społeczeństwa obywatelskiego. Torys nie proponuje powrotu do przeszłości, ale odbudowę wspólnoty politycznej i kulturowej na nowych zasadach, które uwzględniają rzeczywistość, ale też nie rezygnują z aspiracji do jedności.
Jego głos wpisuje się w szerszy, ogólnoeuropejski kryzys zaufania do idei wielokulturowości — nie jako faktu, ale jako ideologii, która nie zakładała, iż różnorodność bez integracji może prowadzić do rozpadu wspólnoty. Wielu jego krytyków zarzuca mu, iż przerysowuje obraz, posługuje się retoryką strachu i ignoruje pozytywne przykłady integracji. Jednak O’Brien odpowiada: nie chodzi o intencje, tylko o efekty.
„Nie jesteśmy rasistami, gdy mówimy o granicach. Nie jesteśmy fanatykami, gdy mówimy o wspólnym języku. Jesteśmy realistami, jeżeli chcemy, by nasze dzieci żyły w jednym społeczeństwie, a nie w dziesięciu obok siebie.”
Diagnoza Neila O’Briena może budzić niepokój, ale zmusza do refleksji: czy Wielka Brytania ma jeszcze jedną wspólną przyszłość czy tylko równoległe losy, które coraz mniej się przecinają? To pytanie, którego niezależnie od poglądów nie da się już dłużej unikać.
Rafał Skórniewski