Kiedy w Polsce dla zniwelowania mojego śladu węglowego zabronią mi jeść mięsa, rozpalać grilla, jeździć moim własnym samochodem, albo w ogóle zaczną mi wydzielać na co mogę, a na co nie wydawać moje własne pieniądze, czy to w trosce o moje zdrowie, czy może jako kara za moje niepoprawne poglądy polityczne, to nie pójdę protestować pod sejm. Ludzie tam siedzący dawno przestali nas słuchać i działać w naszym interesie, poza tym nie wiem czy znalazła by się wystarczająco duża grupa chętnych do takiej wyprawy, abyśmy byli w stanie ich przestraszyć. Nie, zrobię coś innego. Zabiorę rodzinę i tyle dobytku ile będę w stanie, a później pojedziemy swoimi dieslami na południe, na wschód, nie wiem na zachód, jeżeli będzie trzeba przeprawię się przez Atlantyk do jednego z miejsc jakich jeszcze wiele na tym świecie gdzie ludzie mają wybór czy chcą się truć papierosami lub nie, płacić gotówką, jeździć elektrykiem, czy jeść mąkę z robaków.
Doszedłem do takich wniosków siedząc sobie ostatnio w małej knajpce gdzieś w jednej z biednych dzielnic Casablanki. Przez nikogo nie niepokojony piłem sobie herbatę i paliłem papierosa. Normalnie nie palę, ale widząc w kioskach opakowania bez obrazków amputowanych kończyn i zgniłych zębów od razu kupiłem dwie paczki. Wcześniej zjadłem kawałek mięsa z kozy lub barana, który miał tyle szczęścia iż swoje życie spędził na pastwisku, a nie w klatce po kostki w swoich odchodach jedząc paszę zrobioną z resztek kurczaków i ryb, które jadły taką samą paszę zrobioną z resztek innych zwierząt i ich odchodów. W ciągu dziesięciu dni przejechałem blisko półtora tysiąca kilometrów odwiedzając wiele podobnych miejsc w Maroku. Praktycznie nie wyciągałem karty kredytowej przypominając sobie jak to jest płacić papierowym pieniądzem. Piłem sok wyciskany na ulicy wyżymaczką z pralki Frani i jadłem smaczne i zdrowe jedzenie w miejscach, które nasz sanepid zamknąłby bez wchodzenia do środka. Jeździłem zdezelowanymi taksówkami, które jednak mają coś wspólnego z ekologią, gdyż oszczędzają energię włączając światła tylko wtedy gdy jest to konieczne, na przykład w pochmurny dzień lub w nocy. I tak krążąc między tymi obcymi mi ludźmi zastanawiałem się kto tu jest normalny, my w Europie czy oni w Afryce?
Tak, wiem, iż żyjący w podobnych miejscach borykają się z mnóstwem innych problemów i ograniczeń, ale ja nie o tym. Mówię o zdrowym rozsądku, równowadze i poczuciu własnej wartości, których nam w Europie najwyraźniej zaczyna brakować. Oczywiście nie łudzę się, iż ci wszyscy pseudozbawcy świata i ludzkości nie dotrą ze swoimi chorymi pomysłami także tam, mam jednak nadzieję, iż nie stanie się to za mojego życia i emeryturę będę mógł spędzić w jednym z miejsc, podobnych do tego które opisuję. Ten cały nowy, ideologiczny, oczyszczający powietrze i wyjaławiający ciała i umysły nibyekologiczny hiperekonomizm rozlewa się po całym świecie i dotrze także i do państw trzeciego świata przeżuwając i pożerając tożsamość, zwyczaje i kulturę zamieszkałych tam ludzi, dając im w zamian śmieciowe jedzenie, Twittera i trochę innych świecidełek na zachętę, dzięki którym w przyszłości dołączą do grona przymusowych entuzjastów tego wspaniałego systemu. Jestem jednak optymistą – ludzkość przetrwała już nie takie choroby i tą także przetrwa. Nim to się jednak stanie, okres przejściowy bez uszczerbku dla zdrowia psychicznego i fizycznego można przetrzymać w jednym z opisywanych przeze mnie miejsc, gdzie żyje się - może nie łatwiej - ale na pewno spokojniej.