Konsumujemy nieświadomi, iż jesteśmy jednym z najuboższych w wodę państw na kontynencie – na każdego z nas przypada rocznie około 1,6 tys. metrów sześciennych, trzy razy mniej niż wynosi średnia europejska, ponad cztery razy mniej niż średnia światowa. Balansujemy na granicy stresu wodnego, o krok od sytuacji, gdy nie będziemy w stanie zaspokoić naszego zapotrzebowania. Brak refleksji o ograniczoności pozornie nieskończonego zasobu dotyczy wszystkich – osób prywatnych, firm, instytucji i rządu.
Apele o oszczędzanie adresowane są zwykle do gospodarstw domowych, tymczasem w Polsce najwięcej wody zużywa przemysł – 72 proc. Do produkcji pary tanich dżinsów, od uprawy bawełny po przyszycie ostatniego guzika, potrzeba około 11 tys. litrów wody, a drogich – choćby ponad 40 tys., czyli tyle, ile średnio zużywa jeden człowiek podczas całego życia. KGHM, producent miedzi, polska firma o globalnym zasięgu, potrzebuje 20 mln metrów sześciennych wody rocznie, zaś wszystkie elektrownie węglowe na świecie – 19 mld metrów sześciennych. Oczywiście zużytą wodę zakłady kierują z powrotem do obiegu, ale to już jest ciecz skażona.
W Odrze źle się dzieje
Rok po katastrofie ekologicznej na Odrze słona woda z kopalń wciąż do niej spływa, informuje Greenpeace, przypominając słowa Mateusza Morawieckiego, który obiecywał ukrócenie procederu i ukaranie winnych. Wydawało się, iż premier rozumie powagę sytuacji, kiedy mówił, iż zatrucie rzeki nie jest zwykłym przestępstwem, a szkody pozostaną z nami na całe lata. Niestety, jego świadomość okazała się złudzeniem.