Gospodarka ludzka nie istnieje bez mórz, oceanów i portów. Słowo zaś „port” pochodzi od łacińskiego słowa portus oznaczającego „otwór, przejście, azyl, schronienie” – jakże trafna to nazwa. W niedawno przeprowadzonym przeze mnie dla „Plus Minus Rzeczpospolitej” [wywiadzie](https://www.rp.pl/plus-minus/art41307661-oceanolog-ostrzega-tego-nie-wytrzyma-zadne-miasto-portowe-na-swiecie) fizyk i oceanolog, prof. dr. hab. Jacek Piskozub z Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie mówi tak: „my się możemy próbować adaptować do znacznie większych deszczów, ale do zmiany poziomu morza nie da się zaadaptować. Ludzie wprawdzie żyją na kilku depresjach, a wiatraki od stuleci pompują wodę w Holandii… ale to nie będzie ta skala. Z dzisiejszych nabrzeży i portów trzeba się będzie po prostu wycofać. choćby jeżeli przestaniemy emitować CO
2, proces podnoszenia się poziomu mórz będzie trwał. W tym wieku to będzie średnio 1 metr, ale w kolejnych dwu stuleciach to będzie od 2 do 7 metrów dodatkowych. Tego nie wytrzyma żadne dzisiejsze miasto portowe na świecie, ani delty wielkich rzek, czyli np. Gangesu – a to oznacza zatopienie połowy Bangladeszu. Floryda, tak dziś dotknięta kataklizmem pod wdzięcznym imieniem Helena, adekwatnie przestanie istnieć”.