San Francisco rozważy, czy wypłacić czarnoskórym mieszkańcom po 5 mln dol. rekompensaty za systemową dyskryminację
Korespondencja z USA
Specjalna komisja, nazwana African American Reparations Advisory Committee, w uproszczeniu AARAC (Komisja Doradcza ds. Odszkodowań dla Afroamerykanów), przez ponad dwa lata zbierała materiały i szykowała rekomendacje, które w połowie stycznia 2023 r. zostały przedstawione radzie miejskiej w San Francisco. Komisja przyjrzała się dokumentom dowodzącym, iż w ciągu ostatnich 80 lat władze miasta uprawiały politykę dyskryminowania Afroamerykanów w niemal wszystkich sferach życia. Mimo ustaw antyrasistowskich i zakazu praktyk segregacyjnych „cicha segregacja” dokonywała się zwłaszcza poprzez regulację rynku wynajmu i kupna nieruchomości, tak by prowadziło to do tworzenia całkowicie czarnych dzielnic, dużo biedniejszych i celowo niedoinwestowanych. Aż do roku 2008 (sic!) praktykowano np. redlining (od zakreślania na czerwono na planach okolic ubogich i zamieszkanych przez mniejszości etniczne), polegający na tym, iż agenci nieruchomości przedstawiali białym klientom pewne osiedla i ulice jako nieatrakcyjne. Był to jednocześnie sygnał, iż decydując się na taką nieruchomość, klient może nie dostać pożyczki gwarantowanej przez rząd. Afroamerykanie w San Francisco byli też systemowo wykluczani z partycypacji w szeroko pojętym życiu kulturalnym i politycznym. To dlatego, iż reprezentacja czarnoskórych urzędników, komisarzy i radnych na wszystkich szczeblach administracji pozostawała niedostateczna.
By kwalifikować się do jednorazowej wypłaty w wysokości 5 mln dol., a w wybranych przypadkach także do zniesienia długów, trzeba będzie udowodnić, iż urodziło się w San Francisco bądź sprowadziło do miasta między 1940 a 1996 r. i mieszkało tam przez co najmniej 13 lat. Decyzję o tym, czy wprowadzić w życie rekomendacje AARAC, rada miasta ma ogłosić w czerwcu.
Długi lont
Idea odszkodowań dla Afroamerykanów nie jest niczym nowym. Pierwsza próba wypłaty nastąpiła już w roku 1865 (rok zakończenia wojny secesyjnej). Gen. William Sherman wydał wówczas rozkaz, by ziemie i dobra skonfiskowane konfederatom w Georgii i Karolinie Południowej rozdzielić między wyzwolonych niewolników, po 40 akrów i jednego muła na głowę. Gwoli ścisłości – przedsięwzięcie upadło. Po uchwaleniu w 1965 r. Ustawy o prawach obywatelskich ruch domagający się zadośćuczynienia przybrał na sile, ale dopiero w 1989 r. w Kongresie pojawił się projekt ustawy autorstwa czarnoskórego polityka z Michigan, Johna Conyersa. Do głosowania nigdy nie doszło, choć Conyers wracał do ustawy rokrocznie, aż do śmierci w 2019 r.
Na pierwszą ustawę odszkodowawczą z prawdziwego zdarzenia trzeba było czekać do marca 2021 r. Przegłosowano ją w Evanston w stanie Illinois. Pieniądze dla potomków tamtejszych niewolników są co prawda dużo skromniejsze niż w San Francisco – to „tylko” 25 tys. dol. na głowę – ale milowy krok bezsprzecznie został wykonany.
Działania San Francisco są o tyle nowatorskie, iż Kalifornia dołączyła do unii w roku 1850 jako tzw. wolny stan. Absurdem byłoby więc szukać w niej potomków niewolników, których, przynajmniej ustawowo, nigdy tam nie było. Miasto miało jednak na początku XX w. sławę bastionu Ku Klux Klanu, było areną rasistowskich ataków na mienie i życie ludności niebiałej (w Kalifornii rasizm od początku dotyczył również Latynosów i Azjatów), a w latach 1886-1947 otwarcie praktykowało wiele praw rasistowskich, sankcjonujących ustawową segregację i dyskryminację ludności kolorowej. Powołanie do życia komisji odszkodowawczej, bez względu na to, jak potoczą się losy jej rekomendacji, to sygnał dla reszty kraju, iż Ameryka winna jest zadośćuczynienie wszystkim, którzy ze względu na kolor skóry byli przez system odsuwani od szans i możliwości dostępnych białym.
Niektórzy już posłuchali, i to na samym Kapitolu. Miejsce Johna Conyersa zajęła tam w zeszłym roku czarnoskóra kongresmenka Sheila Jackson Lee z Teksasu, a jej wniosek o ustawę powołującą do życia federalną komisję ds. odszkodowań poparło prawie 200 kongresmenów. Ustawę promuje też Biały Dom; niestety, wiadomo, iż w najbliższych dwóch latach, dopóki izba niższa pozostaje pod kontrolą republikanów, nie ma szans, iż wróci ona na wokandę. Poza Waszyngtonem ruchy na rzecz utworzenia komisji rozpoczęły się w kilkunastu stanowych legislaturach, m.in. w Kalifornii, New Jersey i Nowym Jorku oraz w radach miejskich Saint Louis (stan Missouri), Bostonu (Massachusetts), Wilmington (Delaware) i Providence (Rhode Island).
Źródło zła
Nie ma wątpliwości, iż spuścizna po okresie niewolnictwa to największy i najbardziej palący społeczny problem, z którym światowy lider demokracji boryka się do dzisiaj. Inne to bieda, bezdomność, marne wskaźniki zdrowia, w tym zatrważająco wielka jak na kraj wysokorozwinięty umieralność niemowląt i matek przy porodzie, także dysfunkcyjność organów bezpieczeństwa (stosowanie nieuzasadnionej przemocy przez policję), wreszcie narkomania i przestępczość. Wszystkie te zjawiska bardziej dotykają Afroamerykanów i osoby kolorowe niż białych. Dawne Południe, gdzie niewolnicy stanowili swego czasu choćby przeszło połowę populacji (w roku 1860 55% w Missisipi i 57% w Karolinie Południowej) i które do dziś jest domem dla największego odsetka ludności kolorowej w USA, pozostaje najbiedniejsze, najsłabiej rozwinięte, z najbardziej kulejącą edukacją i infrastrukturą. Przez dziesięciolecia narracja na temat tego, dlaczego ludność kolorowa, zwłaszcza Afroamerykanie, ciągnie się na szarym końcu społecznego marszu po sukces, wspierała się teorią osobistych wyborów. Tłumaczenie to świetnie się wpisywało w osadzoną w amerykańskiej kulturze i obyczajowości doktrynę o nadrzędnej roli w życiu człowieka talentu, determinacji i pracowitości. W takim ujęciu winna porażki zawsze jest osoba nią doświadczona. Biedniejsi, gorzej wykształceni, mniej mobilni i częściej niż biali korzystający z pomocy socjalnej Afroamerykanie już dawno dorobili się etykietki „roszczeniowych leniuchów i darmozjadów”. Również – ludzi o mniejszej niż biali inteligencji. Stereotyp ten pokutuje do dziś.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 6/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Fot. East News