Ten lot prezydenckiego samolotu miał być krótki. Ot, rutynowa podróż. Jednak lot do Rzeszowa mógł skończyć się tragedią. – Była atmosfera grozy. W tyle głowy był Smoleńsk – zdradza jeden z pasażerów. Andrzej Duda nie wspomina o tym publicznie, ale 10 kwietnia 2010 roku mial lecieć do Smoleńska wraz z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Co go uratowało? O szczegółach opowiadał profesor Andrzej Zoll w książce „Od dyktatury do demokracji. I z powrotem”. Dzień przed tragedią profesor spotkał Andrzeja Dudę na dworcu kolejowym. Przyszły prezydent zwierzył się prawnikowi, iż nie poleci do Smoleńska z powodu… choroby córki Kingi. – Spytałem go nawet, czy nie leci rano do Smoleńska. Powiedział, iż rozchorowała się jego córka i prezydent zwolnił go z tego lotu – czytamy w książce Zolla. Duda i dramatyczny lot 12 lat później Duda na pewno o tym myślał, gdy w samolocie, którym leciał do Rzeszowa, doszło do awarii. To też nie jest szerzej znany fakt, ale do tragedii było blisko. – Była atmosfera grozy. W tyle głowy był Smoleńsk – zdradza jeden z uczestników feralnego lotu w rozmowie z dziennikarzem Jackiem Gądkiem na łamach książki „Duduś. Prezydent we mgle. Kulisy Pałacu Andrzeja Dudy”. Był 25 marca 2022 roku, krótko po rosyjskiej agresji