O co naprawdę chodzi w fuzji PiS i Suwerennej Polski? W weekend mogliście to przegapić

3 godzin temu
Fuzja, albo bardziej "wchłonięcie" Suwerennej Polski przez PiS to temat numer jeden minionego weekendu. jeżeli nie wiecie, o co tak naprawdę chodzi w tym politycznym sojuszu, odpowiadamy na najważniejsze pytania. Jedno jest pewne – z tej współpracy nie wszyscy są zadowoleni choćby w partii Jarosława Kaczyńskiego.


Cykl życia na prawicy wygląda mniej więcej tak, iż obok PiS rodzi się mała partia, która później staje się jej "przybudówką". Powstaje koalicja, wewnętrze tarcia pudruje się jak najdłużej. A jeżeli się już nie da, dochodzi do głośnego rozłamu. Mija trochę czasu, zbliżają się kolejne wybory, więc fajnie byłoby znowu się dogadać i podać sobie ręce.

I PiS właśnie połączyło się z Suwerenną Polską.

W sobotę 12 października w Przysusze odbył się kongres oraz Rada Polityczna Prawa i Sprawiedliwości. Pod wspólną, 10-punktową deklaracją podpisali się Jarosław Kaczyński i Patryk Jaki, który pełni obowiązki prezesa Suwerennej Polski.

Połączenie PiS i Suwerennej Polski. O co chodzi w tej współpracy?


Tych 10 kluczowych punktów współpracy to tak naprawdę ogólniki, którymi politycy obu formacji posługują się regularnie w debacie publicznej. Poniżej przedstawiamy pełną treść deklaracji, z której wynika, iż liderzy zobowiązali się do:

O tej politycznej umowie mówiło się od dłuższego czasu, jednak słowa "fuzja" czy "współpraca" brzmią tu wyjątkowo łaskawie dla Suwerennej Polski. Bardziej pasuje "wchłonięcie", bo przecież ugrupowanie, którym do niedawna kierował Zbigniew Ziobro jest tu skazane na jakiś "deal". Zwracają na to uwagę choćby politycy PiS.

– Dobrze, iż koledzy z Suwerennej Polski zrozumieli, iż w jedności siła – powiedziała dla "Faktu" Jadwiga Wiśniewska, europosłanka PiS. Decyzję SP chwalił też Jacek Kurski. – PiS jest jedyną, rozsądną, dużą, wiarygodną opozycją, która ma machinę polityczną, wyborczą, zdolną do wygrywania wyborów, odzyskiwania władzy – podkreślał.

Współpraca i zgrzyt. W PiS mają krótką pamięć?


Żeby zrozumieć, o co naprawdę chodzi w tej współpracy, trzeba trochę cofnąć się w czasie. Bo naprawdę trudno tu mówić o politycznej miłości.

Pod koniec drugiej kadencji rządów PiS, Kaczyński musiał mieć mocny ból głowy. Dochodziło do poważnych tarć między jego partią a działaczami od Ziobry. Były żądania, wzajemne wbijanie sobie szpilek.

Dlatego nic dziwnego, iż teraz choćby w PiS łatwo znaleźć przeciwników "wchłonięcia" SP. Michał Dworczyk, były szef Kancelarii Premiera jeszcze przed podpisaniem umowy tak mówił o SP w TVN24: – W moim przekonaniu to środowisko w dużej mierze jest winne przegranych wyborów w 2023 roku.

Dworczyk doceniał, iż z jednej strony w SP jest "bardzo dużo wartościowych ludzi", ale "z drugiej strony w kierownictwie jest sporo osób, które są cyniczne, radykalne i nastawione na swój indywidualny albo partyjny interes polityczny".

No i jeszcze kluczowa postać w tej układance – Mateusz Morawiecki, przez wielu wskazywany jako możliwy sukcesor Kaczyńskiego. kooperacja z Solidarną Polską może być dla niego jak policzek. Delikatnie mówiąc, byłemu premierowi jest kompletnie nie po drodze z SP w wielu kwestiach. Dochodziło do publicznych przepychanek słownych.

– Premier w kluczowych europejskich kwestiach miał mniej niż jeden procent racji – wskazywał Ziobro w wywiadzie dla "Do Rzeczy" w maju 2023 r. Morawiecki potrafił wtedy wyprowadzić kontrę i zmiażdżyć zmiany w wymiarze sprawiedliwości, których twarzą został przecież Ziobro.

– Nie wyszła im ta reforma sądownictwa za bardzo. Dlatego staram się dopingować ministra sprawiedliwości, aby jeszcze przed wyborami usprawnić sądy, skrócić czas postępowań, zmniejszyć koszty funkcjonowania, bo one są jednymi z najwyższych w Europie – punktował Morawiecki. Ziobro bronił się, iż może nie poszło wszystko po ich myśli, ale to m.in. przez "unijny szantaż".

Jeszcze mocniej atakował Patryk Jaki, który grzmiał publicznie, iż Morawiecki i m.in. jego "Polski Ład" są przyczyną utraty wyborców. Potrafił też powiedzieć: "Ktoś te wszystkie dziadostwa w Unii podpisywał, ktoś za to wszystko odpowiada". Te słowa ostro skrytykowali ludzie z PiS.

Wyciągamy fragmenty z przeszłości, ale Ziobro choćby teraz, wycofany z pierwszego szeregu z powodu choroby, nie oszczędza Morawieckiego. Dziennikarz "Rzeczpospolitej" zapytał go niedawno o szanse byłego premiera w wyborach prezydenckich (jeśli zostałby kandydatem). – Sprawę tę już dawno przeciął prezes Kaczyński, wskazując, iż wiele badań nie daje żadnych szans Mateuszowi na zwycięstwo w drugiej turze – uciął Ziobro.

Jak więc nową polityczną umowę tłumaczył Kaczyński? – Ja wiem, iż to wzbudza wiele oporów, ale w polityce trzeba umieć nad pewnymi faktami przechodzić do porządku dziennego. Żartem często mówię, iż w polityce trzeba mieć pamięć dobrą, ale krótką – przekonywał prezes PiS.

Morawiecki kiedyś też powiedział, iż są w stanie wiele wybaczyć koalicjantom. Przed kolejnymi wyborami w PiS podeszli więc do sprawy taktycznie – muszą konsolidować środowisko. Skupić własny obóz, wyborców i pokazać, iż to partia Kaczyńskiego pozostaje tą, która wyznacza kierunek.

Kaczyński zdecydował się na ten ruch, mimo iż niektórzy w jego partii pewnie będą kręcić nosem. – Po pierwsze nie płakać, po drugie się konsolidować, po trzecie aktywizować i dynamizować – zachęcał prezes na kongresie w Przysusze.

Idź do oryginalnego materiału