Szanowni Czytelnicy. Korzystając z gościnności Redaktora Pawła, oddaję Wam pierwszy felieton mojego autorstwa dla portalu wGoleniowie.pl. Mam nadzieję, iż czas, który poświęcicie na lekturę nie będzie dla Was czasem straconym. Chciałbym jednak od razu zaznaczyć, iż „po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się”. Wszystko, co przeczytacie poniżej jest efektem moich przemyśleń i obserwacji zastanej rzeczywistości i dalekie jest od jakiegokolwiek obiektywizmu. Nie jest to również żadne oficjalne stanowisko portalu wGoleniowie.pl. Czytacie więc na własne ryzyko…
Już na samym początku muszę się do czegoś przyznać. Nie lubię polityków. Nie ufam im. Uważam za nieszczerych kombinatorów, którzy zamiast dbać o dobro państwa i jego obywateli, walczą między sobą o wpływy i władzę. A jak już się do tej władzy dorwą, to kradną. Jedni kradną skromnie i z umiarem, drudzy kradną bez opamiętania. Politykom trzeba nieustannie patrzeć na ręce, najlepiej bez mrugania, bo można przegapić, jak wywiną jakiś numer. Politycy są be, a wyjątki wśród nich trafiają się równie często, jak diamenty w czipsach. W tym miejscu z ogromną skruchą i wstydem przyznaję, iż jakieś 20 lat temu sam uległem pokusie i zapisałem się do jednej z partii. Moje ogłupienie trwało chyba ze dwa lata, jednak w końcu zrozumiałem swój błąd i zerwałem wszelkie kontakty z tym towarzystwem wzajemnej adoracji. w tej chwili wiodę szczęśliwe życie apolityczne. Muszę też dodać, iż jestem gorącym orędownikiem całkowitego oczyszczenia samorządów z partii politycznych. Z jednego prostego powodu. Partie dbają o partie, a nie o sprawy pojedynczych obywateli, czy choćby gmin i powiatów.
Przez lata uważałem nasz goleniowski samorząd za bezpieczną od polityki i polityków przystań, gdzie ludzie posiadający różne poglądy na życie potrafią wspólnie pracować dla dobra mieszkańców. Czasem się pokłócą, ale gdy przychodzi do rozstrzygania ważnych dla nas spraw, górę nad kłótniami bierze troska o naszą małą ojczyznę. Dzięki temu przez lata gmina rozwijała się dynamicznie, a nam wszystkim żyło się coraz lepiej. Jednak od 2010 roku polityka i politycy po cichu, jednak systematycznie przejmują goleniowski samorząd. Co prawda to Andrzej Lewek był pierwszym burmistrzem, który był wprost popierany przez partię (SLD), ale jego rządy trwały tylko jedną kadencję i macki partyjne jeszcze nie oplotły gminy ściśle, a w ówczesnej radzie miejskiej radni z zapleczem partyjnym stanowili bardzo wąskie grono. Później do sterów gminy powrócił Pan Andrzej Wojciechowski i mieliśmy kolejne cztery w miarę spokojne lata. I nagle, w tym 2010 roku, Platforma Obywatelska postanowiła nas uszczęśliwić kandydatem Robertem Krupowiczem. Ten, posiadając silne finansowo zaplecze i wsparcie partyjnych magików od marketingu politycznego, naobiecywał wszystko wszystkim i bum! Mamy nowego burmistrza! A razem z nim desant z miasta wojewódzkiego, w postaci „wysokiej klasy specjalisty od zarządzania samorządem”, który został Zastępcą Burmistrza. Tak, tak… chodzi mi o Tomasza Banacha.

Przez trzy długie kadencje Krupowicz nie zrealizował choćby znikomej części swoich wyborczych obietnic, większość swoich obowiązków podzielił pomiędzy swoich zastępców, a sam w tym czasie skupiał się na strzelaniu fochów, obrażaniu niektórych radnych i hamletyzowaniu. Kampanie wyborcze pomiędzy drugą i trzecią kadencją znowu napędzane były kasą z Platformy, a specjaliści od marketingu mieli co robić. Z całego tego okresu pozostał nam teraz jedyny na świecie park miejski widoczny nocą z orbity okołoziemskiej, zwany czasem Parkiem Światła.
Budżet gminy był w tym czasie stabilny i dosyć bogaty, jednak to zasługa poprzedników, bo to burmistrzowie Lewek i Wojciechowski włożyli mnóstwo wysiłku w to, żeby powstał i rozwinął się Goleniowski Park Przemysłowy. W czasach Krupowicza był on już źródłem pokaźnych dochodów do gminnej kasy, zapewniając przy tym mnóstwo miejsc pracy goleniowianom.
Jest jeszcze jedna sprawa, o której muszę wspomnieć. Trzy kadencje rozszerzania wpływów przez lokalną Platformę Obywatelską doprowadziły do interesującego zjawiska. Radni z komitetów wyborczych, tworzonych jako fasada dla Platformy Obywatelskiej, bardzo przyzwyczaili się do preferencyjnego traktowania podczas dzielenia mandatów według metody d’Hondta, premiującej duże komitety wyborcze. Po co być aktywnym w trakcie całej kadencji, skoro można cztery, czy pięć lat przesiedzieć na stołku radnego, w milczeniu podnosząc rękę wtedy, kiedy nakazuje dyscyplina partyjna? Po co prowadzić dialog z opozycją, wysłuchiwać innych punktów widzenia, iść na kompromisy? Przecież partia uczy, partia radzi, partia nigdy cię nie zdradzi. Wytyczne i interes miejscowych partyjnych książąt są ważniejsze niż interes ogółu mieszkańców i dobro wspólne. Trzeba pilnować, żeby nikt się nie wykruszył z szeregów, jednostki samodzielnie myślące należy tępić i wskazywać im miejsce w szeregu. A gdy nadejdzie czas wyborów, to znowu zasypie się miasto stertami ulotek i obietnicami ogłupi wyborców. Plan doskonały!
Tyle tylko, iż w ostatnich wyborach ten plan nie wypalił. O ile udało się wystawić Platformie aż dwa komitety wyborcze i poupychać w nich wszystkich lokalnych działaczy partyjnych i dodatkowo kilka osób, które chciały skorzystać i załapać się do „partyjnego pociągu wyborczego”, co zapewniło odpowiednią liczbę radnych do stworzenia większości w Radzie, to nie udało się zrealizować najważniejszego punktu planu. Nie udało się obsadzić stanowiska burmistrza swoim kandydatem. Dlaczego? Bo mimo całego partyjnego aparatu pracującego na Tomasza Banacha, nie udało się zamydlić oczu większości wyborców fałszywym obrazem świetnego menadżera, mającego genialne pomysły, który jako jedyny wie, jak rządzić gminą Goleniów. Nie udało się, bo Banach przez kilkanaście lat bycia Zastępcą Burmistrza Krupowicza wegetował, ograniczając się do mechanicznego wypełniania swoich urzędowych obowiązków i bawienia się w intrygi wobec ludzi, których uznał za zagrożenie.
I co teraz? Co zrobić, kiedy najważniejszy element układanki wypadł i jest poza kontrolą? Przecież to może spowodować erozję całego, budowanego przez lata układu wpływów i powiązań, który pozwalał wygodnie funkcjonować lokalnym partyjnym szczytom. Tak nie może być! Albo burmistrz będzie nasz, albo sparaliżujemy tak bardzo jego działania, iż nie będzie miał na nic wpływu. Trzeba zabetonować Radę. Trzeba przypilnować, żeby każdy pomysł nie naszego burmistrza spotkał się z odmową. Nieważne jest, czy to jest dobry pomysł, który poprawi sytuację w gminie. To nie był nasz pomysł, więc należy go pogrążyć. Radni mają blokować, co tylko się da! Aha, bardzo ważna rzecz! Niech cała zgraja internetowych trolli gryzie tego nie naszego burmistrza po piętach na fejsbuczku. Przy odrobinie szczęścia uda się nam obrzydzić tego impertynenta ludziom, doprowadzić do referendum i odwołać go, bo psuje nam powietrze swoją obecnością. A wtedy znowu posadzimy na stołku naszego człowieka i układ zabetonujemy na lata całe…
Wizja trochę przerażająca, prawda? Tylko, iż to nie jest wizja. To jest plan w trakcie realizacji. Żeby się o tym przekonać, wystarczy obejrzeć sobie transmisje sesji Rady Miejskiej w Goleniowie i zobaczyć, jakie fikołki wyczyniają radni klubu Koalicja dla Gminy. Czy plan uda się zrealizować? Ja uważam, iż nie. Może by się udało, bo w teorii jest to plan sensowny, jednak pojawiły się pewne czynniki, które burzą go. Po pierwsze, okazuje się, iż nowy burmistrz nie zamierza się kłaść i czekać aż go Platforma Obywatelska skopie. Jest inteligentny, ciężko pracuje i gwałtownie się uczy. Po drugie, na betonowym bloku partyjnego klubu gwałtownie zaczynają pojawiać się pęknięcia, a jego główny członek może niedługo w ogóle przestać być radnym. Okazuje się, iż mit wspaniałego fachowca-samorządowca ze Szczecina, który przybył do nas na białym koniu, by wprowadzić Goleniów w erę świetności, to wydmuszka zbudowana na ściemie i może się ona rozbić o oświadczenia majątkowe pana radnego. Nie minie dużo czasu i okazać się może, iż kolejny radny klubu również polegnie na minie, zwanej klubem piłkarskim. Do tego wcale bym się nie zdziwił, gdyby część radnych betonowego klubu postanowiła opuścić ten nabierający wody okręt, póki jeszcze jest to możliwe. Być może na koniec tej kadencji skład rady będzie się mocno różnił od tego obecnego, czego sobie i Państwu życzę z całego serca.
Do końca kadencji Krzysztofa Sypienia zostały cztery lata. Spraw do zrealizowania jest dużo, problemów również. Jednak jestem przekonany, iż burmistrz wspólnie ze swoim zespołem dadzą radę, niezależnie od tego, jak bardzo nie będzie się to podobało partyjnym cwaniakom.