Polskie gminy mogły zarobić prawie 4 miliardy złotych więcej z podatku od nieruchomości. Tyle zostawiają w kieszeniach mieszkańców, decydując się na niższe stawki niż maksymalne. Od stycznia 2026 roku podatek pójdzie w górę we wszystkich metropoliach, które już teraz stosują najwyższe możliwe stawki. Sprawdzamy, gdzie zapłacimy najwięcej.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Wielkie miasta bez skrupułów podnoszą podatki
Od 1 stycznia 2026 roku w największych polskich miastach mieszkańcy i przedsiębiorcy zapłacą wyższy podatek od nieruchomości. Ministerstwo Finansów ogłosiło maksymalne stawki na przyszły rok, które wzrosną o 4,5 procent. To konsekwencja inflacji za pierwsze półrocze 2025 roku, która wyniosła właśnie tyle. Dla lokali mieszkalnych maksymalna stawka wzrośnie z obecnych 1,19 złotych do 1,25 złotych za metr kwadratowy rocznie. Jeszcze większy skok czeka przedsiębiorców – tu stawka wzrośnie z 34 złotych do 35,53 złotych za metr kwadratowy.
Największe polskie metropolie nie wahają się przed wykorzystaniem pełnego limitu określonego przez ministra. Warszawa, Wrocław, Gdańsk, Łódź, Poznań, Szczecin, Bydgoszcz, Białystok, Częstochowa, Katowice, Lublin i Olsztyn już tradycyjnie decydują się na najwyższe możliwe stawki. Mieszkańcy tych miast przyzwyczaili się, iż do kosztów życia w metropolii muszą doliczyć maksymalny podatek od każdego metra kwadratowego swojego mieszkania czy domu.
Przykład? Właściciel 200-metrowego domu położonego na działce o powierzchni tysiąca metrów kwadratowych zapłaci w przyszłym roku 1020 złotych podatku od nieruchomości. To o 52 złote więcej niż w 2025 roku. Z kolei przedsiębiorca posiadający 100-metrowe biuro wyłoży z kieszeni 3553 złote, czyli o 153 złote więcej niż obecnie.
Mniejsze gminy bronią portfeli mieszkańców
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w mniejszych miejscowościach. Choć rady gmin mogą podnieść stawki tak jak duże miasta, wiele z nich decyduje się na ostrożność. W Bochni stawka podatku od budynku mieszkalnego wzrośnie z 0,84 złotych do 0,88 złotych za metr kwadratowy, a nie do pełnych 1,25 złotych, które pozwala nałożyć ministerstwo. W Radomiu mieszkańcy zapłacą po 1 złotym za metr kwadratowy mieszkania zamiast maksymalnych 1,25 złotych. Jeszcze łagodniej potraktowano podatników w Świdnicy i Sanoku, gdzie postanowiono utrzymać stawki na poziomie z 2025 roku.
Dlaczego mniejsze gminy rezygnują z dodatkowych wpływów? Lokalni włodarze przyznają wprost, iż boją się reakcji mieszkańców. Podwyżki wiążą się z oburzeniem i protestami, dlatego stawiają na stopniowe, niewielkie zwiększanie obciążeń. W mniejszych ośrodkach o wiele łatwiej o konflikt między burmistrzem a radą gminy, która może zablokować drastyczne podwyżki. Poza tym włodarze mniejszych miejscowości liczą, iż niższe podatki mogą stać się ich atutem w konkurencji z sąsiednimi gminami o mieszkańców i przedsiębiorców.
Gigantyczna luka w budżetach samorządów
Ostrożność mniejszych gmin ma swoją cenę. Według danych opublikowanych przez Dziennik Gazetę Prawną, gdyby wszystkie polskie samorządy przyjęły w 2024 roku maksymalne stawki podatku od nieruchomości, do ich budżetów wpłynęłoby dodatkowo 3,8 miliarda złotych. To ogromna kwota, która mogłaby zostać przeznaczona na inwestycje, remonty dróg, szkoły czy transport publiczny. Dla porównania – to tyle, ile wszystkie polskie samorządy wydają rocznie na utrzymanie bibliotek i domów kultury.
Luka budżetowa systematycznie rośnie. W 2023 roku wyniosła 2,6 miliarda złotych, czyli o 1,2 miliarda mniej niż w kolejnym roku. Do tego trzeba doliczyć ponad 850 milionów złotych utraconych w 2024 roku przez przyznane ulgi i zwolnienia w podatku od nieruchomości. W sumie polskie gminy zrezygnowały z ponad 4,6 miliarda złotych potencjalnych wpływów. Nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższych latach ta tendencja miała się odwrócić.
Eksperci podkreślają, iż podatek od nieruchomości to adekwatnie jedyne tak istotne źródło dochodów, nad którym samorządy mają niemal pełne władztwo. Dlatego decyzje o jego wysokości często padają ofiarą obietnic wyborczych i bieżących sporów politycznych. Łatwo przecież obiecać mieszkańcom, iż gmina zadba o ich budżety domowe, nie myśląc całościowo o polityce finansowej miasta. Lokalni włodarze w niższych stawkach widzą też szansę na uzyskanie przewagi konkurencyjnej w regionie.
Co to oznacza dla ciebie
Jeśli mieszkasz w dużym mieście wojewódzkim, przygotuj się na wyższy rachunek od gminy na początku 2026 roku. Podwyżka o 4,5 procent dotknie zarówno właścicieli mieszkań, jak i przedsiębiorców. Dla przeciętnego mieszkania o powierzchni 60 metrów kwadratowych oznacza to wzrost podatku o około 3,60 złotych rocznie. To niewiele, ale trzeba pamiętać, iż w ciągu ostatnich trzech lat podatek wzrósł łącznie o niemal 30 procent.
Jeśli prowadzisz działalność gospodarczą i wynajmujesz lokal na biuro czy sklep, szykuj się na znacznie wyższe koszty. Właściciele lokali użytkowych od lat najbardziej odczuwają coroczne waloryzacje. Dla 150-metrowego lokalu handlowego podwyżka może wynieść ponad 200 złotych rocznie.
W mniejszych gminach sytuacja wygląda różnie. Warto śledzić uchwały lokalnej rady gminy, które zwykle podejmowane są pod koniec roku. jeżeli twoja gmina dotychczas stosowała stawki poniżej maksymalnych, może zdarzyć się, iż lokalni radni zdecydują o wyrównaniu do pełnego limitu. W takim przypadku podwyżka może być znacznie większa niż standardowe 4,5 procent.
Warszawa jeszcze nie podjęła decyzji, ale nikt nie ma wątpliwości
Na razie nie wszystkie największe miasta podjęły oficjalne uchwały w sprawie stawek podatku od nieruchomości na 2026 rok. Warszawski magistrat ma czas do końca roku, ale biorąc pod uwagę wieloletnią praktykę, nikt nie ma wątpliwości co do wyniku. Stolica zawsze decyduje się na maksymalne stawki. Argument jest prosty – budżet miasta potrzebuje każdej możliwej złotówki na realizację inwestycji i utrzymanie infrastruktury.
Samorządowcy nie ukrywają, iż politycznie łatwiej jest podnosić podatki stopniowo co roku, niż mrozić je przez kilka lat, a potem zaskoczyć mieszkańców drastyczną podwyżką. Małe, coroczne zwiększenia przechodzą znacznie łagodniej niż jednorazowy skok o kilkanaście procent. Dlatego metropolie regularnie podnoszą podatki wraz z inflacją, a mniejsze gminy preferują ostrożniejsze podejście, choćby jeżeli oznacza to rezygnację z dodatkowych wpływów do budżetu.

1 godzina temu











