Marcin Bogdan: Różnica i podobieństwa

Różnica
19 września 1939 roku lokalny przewodnik bieszczadzki ostrzegł księcia Leona Aleksandra Sapiehę, iż Armia Czerwona lada moment wejdzie do Krasiczyna, iż Rosjanie szykują się do zajęcia zamku, a na rynku miejskim planowana jest publiczna egzekucja pary książęcej. Leon Sapieha poważnie potraktował ostrzeżenie. Na ewakuację całego zamku i wszystkich zgromadzonych tam dóbr nie było czasu, książę wraz z małżonką księżną Katarzyną, opuścił zamek w Krasiczynie jeszcze tego samego dnia, 19 września. Przedostając się na okupowane przez Niemców tereny na drugim brzegu Sanu, uciekł przed Sowietami i uratował w ten sposób życie swoje oraz swojej małżonki.
9 kwietnia 2010 roku czeskie biuro systemu SIRENE (system wymiany informacji policyjnych w ramach strefy Schengen) przekazało polskim służbom specjalnym alert dotyczący możliwego zagrożenia samolotu należącego do jednego z państw Unii Europejskiej. Ostrzeżenie to trafiło do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (RCB) a następnie zostało przekazane do Centrum Antyterrorystycznego ABW, do Komendy Głównej Straży Granicznej, do Dyżurnej Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych, do Agencji Wywiadu, do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, do Krajowego Centrum Koordynacji i Ochrony Ludności oraz dodatkowo informacje ostrzegające przesłano SMS-ami do Stałego Dyżuru Operacyjnego Prezesa Rady Ministrów, do sekretarza stanu w MSWiA oraz do rzecznika MSWiA. Państwo polskie nie podjęło jednak działań ochronnych, chociażby w stosunku do lotu samolotu rządowego z Prezydentem na pokładzie do Smoleńska w dniu 10 kwietnia. Wręcz przeciwnie, pozwolono, by Dowódcy Polskich Sił Zbrojnych, którzy początkowo mieli lecieć samolotem JAK-40, wsiedli razem z całą delegacją do rządowego TU-154M. Nikogo nie uratowano, wszyscy zginęli.
Podobieństwa
Rosjanie zajęli zamek w Krasiczynie 20 września 1939 roku. Wściekli, iż nie zastali księcia Leona Sapiehy oraz jego małżonki, przystąpili do barbarzyńskiej dewastacji zamku. Na dziedzińcu rozpalono wielkie ognisko, do którego wrzucano całe wyposażenie zamku, meble, obrazy, rzeźby, książki, choćby elementy podłóg zrywanych po kolei we wszystkich zamkowych komnatach. W ciągu blisko trzech tygodni, paląc bez przerwy wielkie ognisko na zamkowym dziedzińcu, puszczono z dymem cały majątek rodu Sapiehów, ale zarazem puszczono z dymem dobra kultury polskiego narodu. Zniweczono dorobek wielu pokoleń, świadczący o wielkości i kulturze polskiego państwa.
Rosjanie weszli na wrakowisko katastrofy samolotu TU-154M krótko po tragedii w kwietniu 2010 roku. Przystąpili do barbarzyńskiej dewastacji wraku samolotu. Niszczyli dowody rzeczowe, szczególnie te elementy, jak okna samolotu, które zachowują w swojej strukturze ślady siły uderzeniowej powstałej po wybuchu. Cięto kable, wyginano i rozginano blachy. Elementy leżące przed miejscem rzekomego uderzenia samolotu w brzozę a następnie w ziemię oraz elementy, które zostały odrzucone siłą eksplozji w kierunkach niezgodnych z trajektorią lotu samolotu, przenoszono na inne miejsca wrakowiska jeszcze przed oficjalną inwentaryzacją miejsc ich odnalezienia. Zniweczono możliwości rzetelnego zbadania wraku samolotu oraz faktycznego rozkładu elementów na wrakowisku.
Rosjanie w 1939 roku w Krasiczynie zniszczyli, spalili dosłownie wszystko. Jedyną rzeczą, która była dla nich godna grabieży były kosztowności, było złoto. Dlatego rozbili sarkofagi, w których pochowani byli przodkowie Leona Aleksandra Sapiehy. Kości wyrzucili na posadzkę, zbezcześcili, a szczątki wszystkich pochowanych w podziemiach zamku osób wymieszali ze sobą. Dziś już nie sposób jest ustalić, które kości są czyje. W poszczególnych sarkofagach opisanych imionami przodków Leona Aleksandra z rodu Sapiehów złożone są szczątki różnych osób.
Rosjanie w 2010 roku dewastowali nie tylko wrak samolotu. Bezcześcili też ciała ofiar katastrofy. Czynili to zarówno na wrakowisku pod Smoleńskiem, jak i później, podczas rzekomych sekcji zwłok. Do trumien wkładano przypadkowe, zmieszane ze sobą szczątki różnych osób. Do jednej trumny Rosjanie potrafili włożyć trzy ręce czy kilka nóg. Głowy Anny Walentynowicz dotychczas nie odnaleziono, nie wiadomo nawet, czy wróciła do Polski. Syn Anny Walentynowicz zaświadczył, iż podczas identyfikacji zwłok po katastrofie, ciało jego matki było nienaruszone , sprawiało wrażenie osoby śpiącej. W samych trumnach, jak i w ciałach ofiar znajdowały się śmieci, ziemia, gałązki czy choćby niedopałki papierosów.
Czas płynie, mijają lata, dziesiątki lat, a Rosja się nie zmienia i Rosjanie się nie zmieniają. Mówią o sobie: „job waszu mat, my kulturnyj narod”. A my ciągle tkwimy pod pręgieżem tej „kultury”. Nie wyciągamy wniosków z historii, nie uczymy się na błędach. Dopuszczamy w Polsce do władzy, jeżeli nie zdrajców to rusofili, którzy mają czelność mówić w imieniu polskiego Narodu, mają czelność mówić w naszym imieniu „Chcemy dialogu z Rosją taką, jaką ona jest. Brak dialogu nie służy ani Polsce, ani Rosji”. Brak dialogu może nie służył i nie służy Rosji, ale ludzie, którzy, niepomni historii, wypowiadają takie słowa, na pewno nie służą Polsce. Służą, służą, ale nie Polsce.