Marcin Bogdan: Czy banery mają wpływ na wynik wyborów?
W każdej kampanii wyborczej, czy w wyborach do parlamentu, czy samorządowych, czy też na Urząd Prezydenta, mamy prawdziwy wysyp banerów wyborczych. Banery wyrastają jak grzyby po deszczu na murach, płotach i ogrodzeniach, także prywatnych posesji. Jaki mają wpływ na wynik wyborów? Czy banerem reklamowym można przekonać wyborcę, skłonić do oddania głosu na dane ugrupowanie czy danego kandydata? Wydawać by się mogło, iż wpływ banerów jest niewielki.

Ale w sytuacji ostrego sporu politycznego, silnego podziału z jakim mamy do czynienia w tej chwili w Polsce, banery są formą przełamania bariery medialnej izolacji, wymykają się spod nożyc współczesnej cenzury. Wywieszając masowo banery reklamujące określonego kandydata pokazujemy, jak liczne poparcie ma ten kandydat, mobilizujemy wyborców niezdecydowanych, zalęknionych, nie rzadko zmanipulowanych, a jednocześnie pokazujemy przeciwnej stronie sporu politycznego, iż nie ma monopolu, iż ich kandydat jeszcze nie wygrał, iż muszą się z nami liczyć. Pokazujemy sami sobie, iż jesteśmy. Na tym polega siła i wartość banerów wyborczych.
Doskonale o tym wiedzą ci, którzy hołdują zasadzie, iż cel uświęca środki. Cel jakim jest zdobycie władzy. Zdobycie władzy, ale nie po to żeby służyć, tylko po to żeby rządzić i dzielić. Dzielić frukty i dzielić społeczeństwo. Cel uświęca środki, dlatego banery niektórych kandydatów, szczególnie tych reprezentujących wartości narodowe, patriotyczne i konserwatywne, są niszczone, zrywane, zamalowywane, deprecjonowane. Tak jest teraz, tak było w poprzednich wyborach, tak było w ostatnich wyborach prezydenckich. To wtedy w 2020 roku, w jednej z podwarszawskich miejscowości, w ciągu jednej nocy zniszczono blisko sto banerów Andrzeja Dudy. Zbulwersowani mieszkańcy zebrali zniszczone banery w jednym miejscu i urządzili pikietę pod hasłem „Stop nienawiści”:


Niestety tego typu pikiety, choć są ważnym głosem sprzeciwu, przechodzą bez echa, nie przynoszą oczekiwanych efektów, nie robią wrażenia na tych, którzy dopuszczają się wandalizmu i sieją nienawiść. Dlatego mieszkańcy tej miejscowości uznali, iż wywieszanie gdzieś na bocznych uliczkach kolejnych banerów, które pod osłoną kolejnej nocy znowu zostaną zniszczone, nie ma sensu. Postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i stanąć samemu z banerem przy głównej trasie wylotowej z Warszawy. W ten sposób baner był strzeżony przed wandalami i miał maksymalnie duży zasięg oddziaływania, gdyż był widoczny nie dla kilkunastu czy kilkudziesięciu osób, ale dla setek czy choćby tysięcy

Baner był widoczny i wywoływał reakcje, skrajne reakcje. Od życzliwych pozdrowień po obelgi i ordynarne bluzgi. Krótki, niekonfrontacyjny tekst „Mój Prezydent Andrzej Duda” powodował u niektórych podróżnych wybuchy agresji. Najbardziej wymowny, wręcz przerażający przypadek, to gest środkowego palca zamanifestowany tuż obok Różańca zawieszonego przy lusterku. Pozostaje wierzyć, iż ktoś jechał pożyczonym samochodem, nieświadom tego czym jest Różaniec, nieświadom tego co czyni. Pozostaje wierzyć. Pewnym jest to, iż baner został zauważony, mówili mi o tym choćby kilka miesięcy po wyborach mieszkańcy innych miejscowości, którzy wtedy przejeżdżali przez Warszawę.
Dzisiaj, w roku 2025, podział w społeczeństwie i związane z tym emocje są jeszcze większe. Nie tylko niszczone są banery, przede wszystkim Karola Nawrockiego, ale arbitralną i bezprawną decyzją Ministra Finansów pozbawiono główną partię opozycyjną subwencji. Andrzej Domański nie wykonując prawomocnej decyzji Państwowej Komisji Wyborczej, blokując wypłatę należnych pieniędzy, zniszczył jedną decyzją nie kilkadziesiąt a tysiące banerów. W wielu miastach i miasteczkach w całej Polsce ludzie wpłacają darowizny na wydruk plakatów i banerów. Wpłacają i obawiają się, iż pierwszej nocy po wywieszeniu banery te zostaną zniszczone. Dlatego warto zainspirować się pomysłem mieszkańców podwarszawskiej miejscowości z poprzednich wyborów prezydenckich z roku 2020. Zamiast wieszać w bocznych ulicach banery narażone na wandalizm zaczadzonych nienawiścią sąsiadów, warto stanąć z takim banerem przy głównej ulicy, przy ruchliwej trasie. Stanąć w godzinie szczytu komunikacyjnego. Stanąć tak, by nie utrudniając ulicznego ruchu pokazać wszystkim, iż jesteśmy, pokazać, iż mamy swoje poglądy, których się nie wstydzimy, pokazać, iż mamy historię, która jest dla nas doświadczeniem i inspiracją, pokazać, iż myślimy o przyszłości Polski, pokazać, iż dla Polski gotowi jesteśmy do poświęceń, iż Polski nie oddamy za judaszowe srebrniki i ciepłą wodę w kranie.
Wyjdźmy na drogi i ulice naszych miast z banerami, wznieśmy wysoko białoczerwone flagi. Przypomnijmy rodakom, iż naszym domem nie jest Berlin, Moskwa czy Bruksela, przypomnijmy im, że:
Jest takie miejsce u zbiegu dróg,
Gdzie się spotyka z zachodem wschód…
Nasz pępek świata,
Nasz biedny raj...
Jest takie miejsce,
Taki kraj.
/Jan Pietrzak/
Stańmy u zbiegu dróg, „Dopomóż Boże! I wytrwać daj, Tu nasze miejsce, To nasz kraj!”
Marcin Bogdan
Osoby, które są zainteresowane posiadaniem książki, prosimy o dobrowolną wpłatę na cele statutowe Stowarzyszenia Solidarni2010 oraz przesłanie informacji na adres [email protected]
Oto nr konta:
67 2490 0005 0000 4520 4582 2486
Książka wydana została staraniem i środkami członków Stowarzyszenia Solidarni 2010 w ramach działań statutowych.