Książka „Wojny nowoczesnych plemion” Michała P. Markowskiego została opublikowana w 2018 roku. Pomimo upływu tych siedmiu lat, „Wojny” nie straciły jednak dużo na aktualności. Oprócz czytania książki Markowskiego w kluczu historycznym (co prawda o krótkim zasięgu), także dzisiaj uprawomocniona jest lektura zgodna z pierwotnym zamysłem autora, jakim było stawienie czoła zjawisku populizmu; zjawisku, które – jak dzisiaj wiemy – zamiast słabnąć, zdaje się tylko rosnąć w siłę. „Wojny” są pomyślane jako rodzaj eseju-poradnika, w którym Markowski podejmuje się próby nie tylko naświetlenia tego, czym jest i skąd wziął się globalny fenomen populizmu (autor koncentruje się głównie na Polsce i USA, ale jego uwagi można odnieść do sytuacji w innych krajach, jak Brazylia czy Wielka Brytania), ale – przede wszystkim – jak można przywrócić politykę na jej adekwatne tory.
Skoro „Wojny” są poradnikiem, to należy zadać pytanie: poradnikiem dla kogo? Markowski nie ukrywa, iż domyślnym odbiorcą jego książki jest strona „liberalno-demokratyczna”. Na drugim końcu politycznego sporu są populiści. Nie jest jednak tak, iż wyłącznie jednej ze stron od Markowskiego się obrywa. Autor wskazuje na wiele mankamentów czy przewin właśnie tej – demokratycznej, a nie populistycznej – frakcji. Wybrzmiewa to zresztą już w samym tytule książki. „Plemiona” – pojęcie niosące konotacje prymitywizmu, dzikości – a nie „plemię kontra”, co oznacza, iż plemienne są obie strony.
Do wojny – czy strona demokratyczna tego chce, czy nie – potrzeba dwojga.
Pewien rodzaj dystansu u Markowskiego – przejawiającego się w swobodzie wypowiadania myśli – bierze się z faktu, iż autor od kilku dobrych lat mieszka na stałe w Stanach Zjednoczonych. Obnażając ignorancję strony liberalnej – jej z gruntu pogardliwy stosunek dla „nieoświeconych” mas, jej fundamentalną nieumiejętność zrozumienia przyczyn eksplozji zjawiska populizmu – Markowski robi coś, co w polskiej przestrzeni inteligenckiej nie jest mile widziane. Gdyby mieszkał w Polsce – jeżeli nie spotkałby się z najzwyczajniejszym ostracyzmem – to z pewnością przypięto by mu łatkę symetrysty. Ta niezdolność demokratów do przyjęcia jakiejkolwiek formy autokrytyki – po siedmiu latach od wydania „Wojen” – kończy się między innymi porażką Rafała Trzaskowskiego w ostatnich wyborach prezydenckich, czy też fatalnymi notowaniami liberalnego rządu Donalda Tuska.
Polaryzacja, demokracja
Główną tezę „Wojen” dobitnie wyłuszcza sam autor: „[…] polaryzacja polityczna, której jesteśmy świadkami i z którą mamy do czynienia na każdym kroku życia codziennego, nie będąc jedynie telewizyjnym czy gazetowym «newsem», wynika z uznania opinii, przekonań i wartości za podstawowe wyznaczniki życia politycznego”. Według Markowskiego, fundamentalna zmiana, jakiej jesteśmy współcześnie świadkami, polega na przejściu od relacji wertykalnej – polegającej na walce władzy z protestującymi, góry z dołem – do relacji horyzontalnej, w której dwa ugrupowania, dwa fronty, dwa plemiona – zawsze dwa, zawsze 50-50… – zmagają się o prymat własnego światopoglądu. Tym jest polaryzacja – znamy to, wiemy, czujemy – taka jest jej mechanika. Skąd jednak ona się bierze, dlaczego jesteśmy w niej tak pogrążeni?
Sens – Markowski powtarza to aż do bólu – w porównaniu do wartości czy przekonań, można badać, „zaś badaniem tego sensu zajmuje się interpretacja”. Co jest głównym narzędziem interpretacji? Po pierwsze – sens – po drugie wzajemna zgoda co do tego, iż prawdę – czyli sens – można osiągnąć. Na tym polega komunikacja. Bez tego założenia komunikacja nie mogłaby istnieć, byłaby niemożliwa, absurdalna.
Ktoś zakrzyknie: no właśnie, ale z tymi ludźmi nie sposób się porozumieć! I – możliwe – iż tak jest: faktycznie często nie sposób. Markowskiemu jednak chodzi o coś nieco innego: o wspólne nam wszystkim – jako istotom nawzajem się komunikującym – założenie, iż istnieje jakaś możliwość prawdy. Mówiąc – interpretujemy. A „na tyle, na ile polityka jest szukaniem możliwości zmiany rzeczywistości, interpretacja jest jej głównym narzędziem. To działanie polityczne w tym właśnie sensie, iż chcemy, by ktoś inny – czytelnik albo rozmówca – przyjął dokładnie taką samą perspektywę na rzeczywistość co my, bo albo jeszcze o niej nic nie wie, albo się jej wcale nie spodziewa, pod warunkiem iż zgody na tę perspektywę nie wymusza się siłą”. Tylko odbudowując wzajemną komunikację – odbudowując politykę, przywracając ją na tory dyskusji o sensie, a nie o wartościach – możliwe będzie zakończenie wojen nowoczesnych plemion – nie konfliktów w ogóle, w znaczeniu sporów, wymian myśli czy poglądów – ale wojen.

2 godzin temu




![Tusk lepszym politykiem niż Nawrocki [SONDAŻ]](https://euractiv.pl/content/uploads/sites/6/2024/10/6bd039a7-abf9-4ff2-8d76-8a4caeb591fb-e1751363253148.jpg)








