Legieć: Europejska rewolucja już się zaczęła

goniec.net 17 godzin temu

Europa drży w posadach. Nie jest to metafora. To fakt, który dziś coraz trudniej zignorować — choćby w chłodnych, biurokratycznych korytarzach Brukseli. Europa płonie, a Bruksela udaje, iż to tylko dym z kominka. Po decyzji polskiego prezydenta, który odważył się powiedzieć Unii stanowcze „nie”, kontynent zatrząsł się w posadach. Meloni, Orbán, Le Pen i inni liderzy mówią głośno to, czego elity panicznie się boją: europejska rewolucja właśnie ruszyła – i nic jej już nie zatrzyma. Łączy ich jedno: poczucie, iż Bruksela przestała być wspólnotą — a stała się narzędziem kontroli.

Prezydent mówi „nie” i zapala lont

Decyzja polskiego prezydenta, który powiedział Unii Europejskiej stanowcze „nie”, stała się iskrą zapalną nowej, politycznej rewolucji.
Tego już nie da się cofnąć — domino ruszyło.

Coraz więcej przywódców kontynentu kwestionuje dziś kierunek, w jakim zmierza Unia.
Wśród nich — Giorgia Meloni, Viktor Orbán, Herbert Kickl, Robert Fico, Andrej Babiš, Marine Le Pen, Geert Wilders i Alice Weidel. Różni ich temperament, język i strategia. Łączy jedno: poczucie, iż Bruksela przestała być wspólnotą — a stała się narzędziem kontroli.

Bruksela nie słucha. Bruksela rozkazuje.

To ich wspólne oskarżenie. Zamiast wspólnoty wolnych narodów mamy dziś biurokratyczne monstrum, które narzuca zamiast słuchać.

Meloni i Orbán krytykują przymusowe mechanizmy migracyjne i reguły klimatyczne, które — jak mówią — duszą rozwój gospodarczy południa i wschodu Europy.
Fico i Babiš chcą
więcej elastyczności w polityce wobec wojny na Ukrainie.
Kickl i Weidel widzą w unijnej centralizacji
zagrożenie dla wolności narodów,
a Le Pen i Wilders
ostrzeżenie przed ideologicznym nadmiarem Brukseli.

Ich przesłanie jest proste i brutalnie szczere:

Europa potrzebuje reformy, nie dyktatu.
Współpracy — nie kontroli.
Suwerennych narodów, a nie superpaństwa.

I choć w Brukseli te słowa wywołują dreszcz, jedno jest pewne: europejska rewolucja już się zaczęła.

Berlin też czuje pęknięcia

Wystarczy sięgnąć do niemieckich mediów, by zobaczyć, iż fala zmian nie zatrzymała się na granicach Brukseli.

Die Welt” z 23 października przytacza wypowiedź byłego prezydenta Ukrainy, Viktora Juszczenki, który mówi wprost:

Zbliża się koniec putinowskiej dyktatury.”
(oryg. „Ukrainischer Ex-Präsident Juschtschenko erwartet Zerfall Russlands unter Putin” — Były prezydent Ukrainy Juszczenko oczekuje rozpadu Rosji pod rządami Putina).

Czy to tylko nadzieja? A może pierwsze symptomy końca pewnej epoki, poczatek rewolucji ?

Widzę Hitlera, gdy patrzę na Niemcy”

Jeszcze bardziej szokujący cytat pojawił się dzień później, 24 października, na portalu NTV.de Politik.
Kandydatka lewicy na prezydenta Irlandii,
Catherin Connolly, powiedziała, iż „widzi Hitlera, gdy spogląda na dzisiejsze Niemcy.”
(oryg. „Wahl in Irland: Die nächste irische Präsidentin blickt nach Deutschland und sieht Hitler.” — Wybory w Irlandii: przyszła prezydentka patrzy na Niemcy i widzi Hitlera.)

W niemieckiej przestrzeni publicznej uznano te słowa za obraźliwe.
Ale nie sposób nie zauważyć:
nawet na Zachodzie pęka fasada politycznej poprawności.
Coraz więcej ludzi mówi głośno to, co do niedawna wypowiadano tylko szeptem.

Europa przed przebudzeniem

To już nie są pojedyncze zgrzyty.
To rysy w murze, który jeszcze kilka lat temu wydawał się niezniszczalny.

Politycy, media, społeczeństwa — wszyscy zaczynają rozumieć, iż „więcej Brukseli” nie znaczy „więcej Europy”.
Przeciwnie — iż
centralizacja zabija ducha wspólnoty, a unijne instytucje coraz częściej przypominają imperium, które próbuje narzucić jeden sposób myślenia, jeden model człowieka, jeden światopogląd.

Ale duch wolności, choćby jeżeli uśpiony, nie ginie. Europa budzi się — i to przebudzenie nie będzie ciche. Mam nadzieję, iż dostarczyłam państwu kilku aktualnych — i może dla niektórych — pozytywnych wieści z Europy.

Maria Legieć

Idź do oryginalnego materiału