Koniec Świata Odwołany? Recenzja Książki, Która Rzuca Wyzwanie Klimatycznej Panice

2 tygodni temu
Zdjęcie: Recenzja na stronę INE (3)


W dyskursie publicznym zdominowanym przez narracje o katastrofie ekologicznej i rosnącym lęku klimatycznym, książka dr Hanny Ritchie „To nie koniec świata. Jak możemy ochronić Ziemię dla siebie i przyszłych pokoleń” wydanej nakładem wydawnictwa Prześwity stanowi świadomą próbę zmiany tonu debaty. Autorka proponuje perspektywę, którą określa mianem „pragmatycznego optymizmu”, opartą na wnikliwej analizie danych. Jej celem, jak sugerują to niektóre środowiska medialne, jest zastąpienie poczucia beznadziei argumentami wskazującymi na realne możliwości działania i osiągnięty już postęp.

Hannah Ritchie, badaczka i członkini Programu Globalnego Rozwoju na Uniwersytecie Oksfordzkim i zastępca redaktora w serwisie naukowym Our World in Data, nie buduje swojej tezy na idealizmie. Sama przyznaje, iż jej własna perspektywa ewoluowała od głębokiego pesymizmu, który niemal skłonił ją do porzucenia pracy w dziedzinie ochrony środowiska. Punktem zwrotnym, jak twierdzi, była właśnie analiza długoterminowych trendów statystycznych. Książka jest zapisem tej intelektualnej podróży, prezentując obraz świata, który – jak podkreślają niektórzy komentatorzy – w świetle statystyk okazuje się bardziej złożony i obiecujący, niż sugeruje dominująca narracja medialna.

Dane kontra dogmat: nowa perspektywa na kryzys klimatyczny

Rdzeń argumentacji Ritchie jest równie prosty, co rewolucyjny: nasze pokolenie, jako pierwsze w historii, ma realną szansę na zbudowanie w pełni zrównoważonej planety. Autorka bezlitośnie rozprawia się z mitem „starych, dobrych czasów”, argumentując, iż świat nigdy nie był zrównoważony. Nasi przodkowie żyli w zgodzie z naturą, ale za cenę skrajnego ubóstwa i cierpienia. Z kolei postęp ostatnich stuleci, który przyniósł bezprecedensową poprawę jakości życia, dokonał się kosztem degradacji środowiska. Dziś, dzięki postępowi technologicznemu, te dwa cele – dobrobyt ludzkości i ochrona planety – po raz pierwszy nie muszą stać w sprzeczności.

Książkę charakteryzuje metodyczne podejście do danych. Ritchie systematycznie dekonstruuje siedem największych kryzysów ekologicznych: od zanieczyszczenia powietrza, przez zmiany klimatu i wylesianie, aż po plastik w oceanach. W każdym rozdziale serwuje zaskakujące, często sprzeczne z intuicją fakty: globalne wylesianie osiągnęło szczyt w latach 80. XX wieku ; liczba ofiar katastrof naturalnych drastycznie spadła w ciągu ostatniego stulecia ; a w wielu rozwiniętych krajach emisje CO2 na osobę od lat maleją, podczas gdy standard życia rośnie.

Szczególną siłę książki stanowi jej pragmatyczne podejście. Ritchie nie tylko diagnozuje problemy, ale przede wszystkim wskazuje, gdzie nasze wysiłki przyniosą największy skutek. Z żelazną logiką, opartą na liczbach, pokazuje, dlaczego ograniczenie spożycia wołowiny ma wielokrotnie większy wpływ na środowisko niż kupowanie lokalnej żywności, a poprawa systemów gospodarowania odpadami w kilku kluczowych krajach jest ważniejsza niż zakaz używania plastikowych słomek w Europie. Takie podejście porządkuje wiedzę i pozwala czytelnikowi skupić się na działaniach o największym znaczeniu.

Krytyczne spojrzenie: czego nie widać w danych

Oczywiście, „To nie koniec świata” nie jest pozycją pozbawioną wad. Należy ją czytać z krytyczną świadomością jej ograniczeń. Najpoważniejszy zarzut dotyczy tego, co w danych niewidoczne: polityki i barier systemowych. Ritchie, skupiając się na tym, co jest technicznie możliwe, czasami zdaje się pomijać potężne przeszkody, które stoją na drodze do wdrożenia proponowanych przez nią rozwiązań. Książka kilka mówi o sile lobby paliw kopalnych, geopolitycznych grach interesów czy o ludzkiej chciwości, które aktywnie blokują transformację. Jej optymizm opiera się na wierze w racjonalność i siłę rynków, które sprawią, iż czyste technologie w końcu wygrają, bo staną się tańsze i lepsze. To perspektywa, która może być postrzegana jako zbyt uproszczona w obliczu złożoności realnej polityki.

Część krytyków wskazuje również na głęboko antropocentryczny charakter argumentacji. Ritchie często uzasadnia potrzebę ochrony przyrody jej użytecznością dla człowieka – „potrzebujemy bioróżnorodności, żeby przetrwać” – co może razić czytelników, dla których natura ma wartość samą w sobie. Jej oparty na danych, utylitarny styl argumentacji czasami spłaszcza ten wymiar kryzysu ekologicznego.

Podsumowanie: miejsce książki w debacie o klimacie

Mimo tych zastrzeżeń, nie można odmówić dziełu Hanny Ritchie fundamentalnej wartości. „To nie koniec świata” pełni istotną funkcję psychologiczną i edukacyjną. Stanowi ona potrzebną przeciwwagę dla narracji katastroficznej, przywracając poczucie sprawczości oparte na danych.

Książka ta jest szczególnie wartościowa dla czytelników przytłoczonych alarmistycznym tonem debaty publicznej oraz poszukujących rzetelnej, opartej na faktach wiedzy. Nie jest to jednak pozycja, która ma na celu uspokojenie i zachęcenie do bierności. Przeciwnie, jej przesłanie to wezwanie do natychmiastowego i skoncentrowanego działania. Autorka pokazuje, iż choć wyzwania są ogromne, po raz pierwszy w historii dysponujemy narzędziami, by im sprostać. Ritchie nie obiecuje, iż przyszłość na pewno będzie dobra. Jej teza jest znacznie bardziej subtelna: dobra przyszłość pozostaje w naszym zasięgu, pod warunkiem podjęcia świadomych i skutecznych działań. Jest to perspektywa, która przesuwa akcent w dyskusji o klimacie z nieuchronności katastrofy na realne możliwości działania.

Idź do oryginalnego materiału