Komunizm, nie jako straszak, ale jako nasza rzeczywistość

niepoprawni.pl 6 dni temu

Ryszard Kapuściński w swoim Imperiumi (Czytelnik1993) pisze: „Na tle tej nowej i obiecującej panoramy świata (w roku 1989 – ZZ) system stalinowsko-breżniewowski ZSRR wyglądał coraz bardziej anachronicznie, podupadający i niewydolny przeżytek”. Pisze dalej o panującym na świecie zadowoleniu i uldze, „że komunizm kończy się i iż jest w tym fakcie jakaś nieodwracalna ostateczność”.

O ile pierwsze zdanie stanowi pewną oczywistość, o tyle drugie okazuje się coraz bardziej nieprawdziwe. W 1993 r. także nic nie zapowiadało sytuacji, w której ono by się sprawdzało. w tej chwili wiadomo już jak bardzo pochopny był to sąd.

Ostatnio Tusk zachwycał się osiągnięciami gospodarczymi Polski pod jego rządami, gdyż jak stwierdził, gospodarka Polski „się obudziła”. Za to on chyba czas ten przespał i dotąd się nie obudził. Albo opowiada o swych snach. Bo gołym okiem widać, jak się cofamy, jak padają inwestycje, jak niewydolne są jeszcze niedawno prosperujące Spółki Skarbu Państwa, jak rośnie drożyzna, jak padają zakłady pracy i rośnie bezrobocie. Basują mu co „światlejsi” akolici, jak niejaki Witczak, który zauważa jak u nas wszystko tanieje.

Przerzućmy się do czasów PRL. Gomułka jak z rękawa sypał danymi Rocznika Statystycznego, z których wynikało, iż gospodarka socjalistyczna kładzie na łopatki kapitalizm, choć 1970 rok i tragedia na Wybrzeżu były tuż, tuż. Socjalizm w ustach Jaruzelskiego był nie do zastąpienia, jako ostatnie stadium rozwoju ludzkości. To ostatnie dziś jakoś się sprawdza, poza tym nic więcej.

Nie można jednak dziwić się, iż w 35 lat po tzw. transformacji ustrojowej komunizm w postaci zaadaptowanej do tendencji widocznych w Europie i w Polsce wraca. Gospodarka idzie swoim torem, jak w Chinach. O ile w czasie rządów PiSu miała ewidentne sukcesy, co obywatele odczuli najbardziej, to Polska Tuska pod tym względem nie domaga, a jest tak z prostej przyczyny: władze sprawują nie ludzie fachowi, ale beneficjenci wynagradzani za usługi dla systemu. Ten zaś do złudzenia przypomina czasy, o których Kapuściński pisze, iż minęły. Nie minęły w Polsce, a dlaczego tak się stało? To dłuższa historia. Ale jedną z przyczyn jest lewactwo, które owładnęło Unię Europejską i trzyma się tam dobrze, bowiem zwietrzyło okazję do robienia lewych interesów. Nadużycia i, jak ptaszki ćwierkają, silnie osadzona korupcja wymagają czegoś więcej, niż to co planował Robert Schuman, widząc Europę jako ojczyznę ojczyzn. Konsekwentnie „reformuje” się Unię, zmierzając do stworzenia superpaństwa rządzonego faktycznie nie z Brukseli ale z Berlina. To wymaga operacji nazwanej przez Hitlera Gleichschaltung, czyli sprowadzenie wszystkiego do wspólnego mianownika. A to z kolei wymaga autorytarnego reżimu, jaki znamy z III Rzeszy i Związku Sowieckiego. W takiej sytuacji partia mająca na celu suwerenne kształtowanie państwa, a takie założenia miał PiS, musiała być bezwzględnie zwalczana z Brukseli, Berlina, a także w Polsce przez rząd lewacko-liberalny. Co więcej optujący za deprawacją dzieci i dowolnym ich zabijania w łonie matek. Sięgnięto do starych bolszewickich i hitlerowskich metod nazwanych przez Tuska „demokracją walczącą”. Przyznać trzeba, iż takiego dziwoląga nie wynaleziono choćby w czasie stalinizmu.

To, iż sięgnięto do bolszewickiego systemu wówczas zwanego walką klasową, a dziś „demokracją walczącą” nie ulega wątpliwości. choćby to określenie „klasowa” znajduje tu zastosowanie, bowiem PO z przybudówkami, pośród których na czoło wysuwa się PSL, stanowi klasę w znaczeniu ekonomicznym, gdyż gromadzi ludzi, którzy na likwidacji PRL się obłowili, a byli to właśnie ci, którzy wiedzieli gdzie i co brać. Zmiana barwy nie odgrywała dla nich żadnej roli, natomiast metoda sprawowania władzy wypracowana przez komunizm była narzędziem, z którego postanowili skorzystać. Ten proces trwał od 1989 r. z mniejszym lub większym nasileniem. w tej chwili osiągnął on swe apogeum, identyfikując się z tym systemem jaki Sowieci przynieśli i zainplantowali w Polsce w 1944 roku. Krótko mówiąc, prawo zastąpili decyzją polityczną.

Dlaczego dzisiaj dojść mogło do powrotu tamtego modelu sprawowania władzy? To dłuższa historia i zasygnalizujemy tylko jej etapy. Przede wszystkim trzeba wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy, a jest ona taka, iż w 1989/90 roku doszło do likwidacji PRLu, ale nie systemu wypracowanego przez komunizm. Tego nie chciało wielu kontestujących władze schyłkowego PRL, ale bynajmniej nie sam system. To byli ludzie tzw. opozycji, tacy jak Geremek, Kuroń, Michnik i cały duży peleton osób z „Solidarności”, które można było oglądać przy Okrągłym Stole będącym zresztą pomysłem Kiszczaka i w Magdalence, gdzie Michnik i Wałęsa, ślinili się w u ściskach z Kiszczakiem i Jaruzelskim. Nie przypadkiem zatem w pierwsze lata po zmianie ustroju to były rządy SLD i Unii Wolności, formacji liberalno-lewicowej, a inaugurował demokratyczną, jak wielu sądziło, Polskę komunista gen. LWP, Jaruzelski. O lustracji nie mogło być mowy, a próba jej przeprowadzenia kosztowała upadek rządu Olszewskiego. Mało kto spośród zwykłych zjadaczy chleba zauważył niebezpieczeństwo jakie kryło się za odmową lustracji przez ludzi wymiaru sprawiedliwości. To oni umoczeni, albo po prostu przyzwyczajeni do komunistycznego ładu prawnego, czyli upartyjnienia sądownictwa, wiedzieli dobrze, iż będą filarem w walce z Polską prawdziwie suwerenną i demokratyczną. Sami sędziowie nazwali się „kastą” w sensie nietykalności. PiS z tą kastra przegrał i skutki tego dźwigamy do dziś. Ona to przeciwko sanacji systemu prawnego i sprawiedliwości wspierała opozycję antypisowską. Unia Europejska, która Polskę sobie uległą widziała tylko pod rządami lewicy nieco umajonej tym najgorszym z możliwych rodzajem liberalizmu, co więcej, optującego za deprawacją dzieci i dowolnego ich zabijania w łonie matek, a więc będącego w istocie libertynizmem dopuszczającym do głosy wszelkie możliwe zboczenia, – wspierała tę frondę sedziowsko-prokuratorską. Wszystkie te aberracje nie byłyby możliwe, gdyby nie przetrwała najgorsza spuścizna komunizmu, nie tylko w postaci jego destrukcyjnej indoktrynacji ideologicznej, ale także w systemie sprawowania władzy, w komunistycznym rozumieniu wyłącznie absolutnej. Taki system wprowadza teraz Tusk, co kasuje zarówno demokrację opatrzona przez niego idiotycznym przydomkiem „walcząca”. Dlatego ideą przewodnią tamtego komunizmu jest siłowe i niepraworządne niszczenie opozycji. Wydaje się, iż groźbę kryjącą się za takim rządzeniem zaczynają rozumieć już niektórzy politycy Koalicji 13 grudnia, o czym świadczy choćby ostatnia decyzja PKW. Dwóch członków PO wprawdzie tylko wstrzymało się od głosu, ale jeden z nich (Balicki) zaznaczył, iż będąc w sytuacji ministra finansów nie wypłaciłby PiSowi należności. Ale samo wstrzymanie się od głosu świadczy już o tym, iż zadanie narzucone PKW przez Tuska mocno cuchnie. Jednak komunizm czystej wody wylazł z Kalisza i Czarzastego, a także najwytrwalszy, bo aż do 1987 roku komunista wśród młodych, a dziś profesor UKSW (moje gratulacje dla uczelni Prymasa Tysiąclecia), sponiewierał dr Nawrockiego, rzecz jasna na łamach Krytyki Politycznej. Bo sam Tusk nie wymówił chyba nigdy słowa komunizm. On woli przyjąć jego system władzy, a polega on na stosowaniu prawa, tak jak Tusk je rozumie (koń by się uśmiał z Tuska jako wykładni prawa) i demokracji walczącej. Obie zasady były u podstaw panowania komunistycznego najważniejszym aksjomatem. Tak też stało się za panowania Tuska, po prostu Tuska, jako führera czy genseka. To oznacza w praktyce totalitaryzm, kult jednostki, partię (PO) przywódcę narodu, siłę przewodnią mas (póki co, przeciw niej manifestujących, ale od czego Bodnar i więzienia?) Ale budzi także coraz większe obawy u wiernych akolitów Tuska. Jego przygarnie Ursula, ale oni? Dla tak wielu w zatłoczonych Niemczech nie będzie już miejsca.

Idź do oryginalnego materiału