Kolejność działań, czyli Miszalski i Smółka bez powodów do nerwów. (Nie) Polityczny Kraków

4 dni temu

Kończy się czerwiec, a jak czerwiec to absolutoria. Absolutoria zaś to takie zwierzęta, których każdy polityk się boi. Co to jest? Czemu się boją? Jak to wygląda w Krakowie i Małopolsce? I czemu szczególnie tutaj nie ma się czego bać?

Skrótowo rzecz ujmując, absolutorium to dość ważna w demokracji procedura, w której organ stanowiący stwierdza czy organ wykonawczy dobrze wykonał budżet za poprzedni rok. Czyli, duży organ typu Sejm, sejmik, rada gminy, czy powiatu, mówi mniejszemu organowi typu rząd, zarząd, burmistrz, iż w zeszłym roku wydał pieniądze z budżetu dokładnie tak jak mu ten duży organ kazał. W rygorystycznej formie nieudzielenie absolutorium kończy pracę organu wykonawczego. W Polsce nie jesteśmy aż tak rygorystyczni i organowi wykonawczemu jest łatwiej, co nie znaczy, iż nie ma po jego stronie nerwowości z powodu ewentualnych konsekwencji.

Te konsekwencje w przypadku rządu to możliwość zainicjowania procedury konstruktywnego wotum nieufności. Konstruktywność tej procedury polega zaś na tym, iż opozycja nie tylko wyraża pogląd, iż działalność rządu jest byle jaka, albo choćby szkodliwa dla państwa, ale też na tym, iż proponuje ona swojego, fantastycznego jej zdaniem, kandydata na premiera. Kandydat musi być na tyle fantastyczny, iż zyskuje poparcie 231 posłów, a więc ponad połowy ustawowego składu Sejmu. To natomiast nie jest już takie proste i w dotychczasowej historii Polski nie zdarzyło się nigdy.

Jeszcze trudniej jest w gminie. jeżeli rada mówi, iż wójt lub burmistrz źle wydatkował publiczne pieniądze i nie udziela mu absolutorium, oznacza to wszczęcie procedury referendalnej o jego odwołanie. W referendum, jak to w referendum, za odwołaniem musi być ponad połowa osób, które wzięły w nim udział. Główny haczyk jest jednak w tym, iż frekwencja w takim referendum musi wynieść 3/5, co przy obywatelskim zacięciu Polaków, które szczęśliwie i tak rośnie, ma wątłe szanse powodzenia.

Najciekawiej jest natomiast w powiatach i województwach. Tutaj brak absolutorium dla zarządu oznacza postawienie wniosku o odwołanie go, który musi zostać przegłosowany odpowiednio przez radę powiatu lub sejmik województwa. Żeby wniosek doszedł do skutku musi za nim zagłosować 3/5 ustawowego składu rady lub sejmiku. I to jest dopiero większość nie do przeskoczenia, nie ma jej bowiem żadna opozycja, bo gdyby ją miała, nie byłaby opozycją i nie musiałaby czekać do czerwca na okazję, którą stwarza absolutorium.

Jednak późna wiosna to czas, w którym nasi samorządowi włodarze są nieco nieswoi, denerwują się bowiem stanem głosowania nad absolutorium oraz wnioskiem o wotum zaufania dla organu wykonawczego. To z kolei absolutnie polityczny nowotwór, który pojawił się w prawie samorządowym w 2018, a jego nieudzielenie, w dużym skrócie, rodzi podobne konsekwencje, co nieudzielenie absolutorium. Dodatkowo, procedury prawne łączą się w tym roku z ruchami politycznymi, które wywołały ostatnie wybory prezydenckie. Koalicja rządowa wyszła z nich osłabiona, choć chyba wciąż obowiązuje recepta na temat jej funkcjonowania wygłoszona wiele lat temu przez Waldemara Pawlaka, tj. „Koalicja trwa i trwa mać!”. Nie wiadomo jednak jak to trwanie przełoży się na podobne koalicje w samorządach.

W Krakowie Aleksander Miszalski mógł być spokojny o wyniki głosowań. W trakcie ubiegłorocznych wyborów komitet Koalicji Obywatelskiej, z której wywodzi się Miszalski, wprowadził do Rady Miasta Krakowa solidną większość. Co prawda, wybrani z niego radni podzielili się potem na dwa kluby: Koalicji Obywatelskiej (20 radnych) i „Nowej Lewicy” (4 radnych). Nie zmienia to jednak faktu, iż kluby te są w swoich działaniach zgodne, a 24 głosy w 43-osobowej Radzie Miasta Krakowa to większość stabilna i wciąż jeszcze pewna. Mogliśmy się o tym przekonać właśnie podczas głosowania absolutorium, które wyznaczono dość wcześnie, a to też wyraz pewności, bo 11 czerwca. Miszalski zdobył wszystkie 24 głosy koalicyjnych klubów, ale miał przeciwko sobie równie zmobilizowaną opozycję, której wszystkich 19 radnych, czyli Prawo i Sprawiedliwość, oraz klub Łukasza Gibały „Kraków dla Mieszkańców” zagłosowało przeciw. Bezwzględna większość w krakowskiej Radzie Miasta to 22 głosy, opozycji brakuje więc 3, a w samorządzie to wciąż dużo.

Nieco więcej nerwowości było w Sejmiku Województwa Małopolskiego. Po zeszłorocznej burzliwej, dwumiesięcznej telenoweli pt. „Wybór Marszałka Województwa”, wybrany wreszcie na to stanowisko Łukasz Smółka ostrożnie podchodził do tematu absolutorium, nie mając prawdopodobnie stuprocentowej pewności, czy stanie za nim cały jego klub. Głosowanie odbywało się więc później niż w Radzie Miasta, 23 czerwca. Marszałek Małopolski ma nieco mniej komfortową sytuację niż prezydent Krakowa, bo ma w sejmiku dwa głosy przewagi. Jego klub, Prawo i Sprawiedliwość, ma 21 z 39 radnych. Koalicja Obywatelska ma ich 12, Polskie Stronnictwo Ludowe 4, a Polska 2050 Szymona Hołowni wprowadziła 2 swoich przedstawicieli. Jednak przewagą zarządu województwa z PiS jest wiatr w żaglach, jaki złapała cała formacja po wygranej Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich. Po stronie sejmikowej opozycji udziela się natomiast flauta, którą widać też w szeregach koalicji rządzącej państwem. Na marginesie warto dodać, iż sejmikowa lista Trzeciej Drogi była swego rodzaju pionierem ogólnokrajowego rozpadu tego projektu, bo ludowcy „hołowniowców” nigdy nie wzięli do swojego klubu, przez co ci ostatni są sejmikowymi apatrydami bez klubowej przynależności. I właśnie w ś.p. Trzeciej Drodze, a w zasadzie w PSL rozpoczynają się interesujące ruchy, bo oto Zarząd Województwa Małopolskiego nie tylko zmobilizował swój 21-osobowy klub, ale właśnie od ludowców dostał bonus w postaci dwóch głosów z tej formacji za absolutorium. Widać z tego, iż władza Łukasza Smółki w województwie uległa wzmocnieniu, bo choćby jeżeli jego koledzy klubowi w przypadku absolutorium, cytując klasyka-głosują, ale się nie cieszą, to pojawił się oto nowy rezerwuar głosów, z którego w razie potrzeby będzie można skorzystać. jeżeli zaś sejmikowej opozycji brakuje już do większości więcej niż dwóch głosów, a głosowanie nad absolutorium właśnie to pokazało, to ewentualni buntownicy w szeregach rządzącego klubu będą trzymać sztylety w pochwach. Przynajmniej na razie.

Nie było więc czego się bać. Głosowania absolutoryjne nikogo nie zmiotły i nie stworzyły nowej rzeczywistości, a więc były takie jak zwykle. Wieszczona w takich przypadkach przez niektórych rewolucja nie nadeszła i chyba do 2027 r. nie należy spodziewać się choćby jej jaskółek. Zresztą, choćby gdyby nasi włodarze miejscy i wojewódzcy tych absolutoriów nie dostali, to „racjonalny ustawodawca” tak zbudował procedury ich ewentualnego odwołania, iż nic niezwykłego nie spotkałoby ani ich, ani żadnych innych włodarzy. To i dobrze, wszak już nasza Konstytucja pokazuje obywatelom miejsce w szeregu, mówiąc, iż Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio. A kolejność działań jest ważna nie tylko w matematyce.

Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu.

Idź do oryginalnego materiału