Głęboko zakorzeniony mit czy katastrofalna ignorancja? Dlaczego wciąż osuszamy mokradła

4 dni temu
Zdjęcie: osuszamy mokradła


Zamiast fabrykować technologie pochłaniające dwutlenek węgla powinniśmy chronić to, co natura wymyśliła miliony lat temu – mokradła. Te ekosystemy magazynują w Polsce dwa razy więcej węgla niż lasy, filtrują wodę, stabilizują klimat, a mimo to uznajemy je za bezużyteczne. Czy ich osuszanie to największy ekologiczny absurd naszych czasów? O tajemnicach i niedocenianej potędze tych niezwykłych obszarów Agnieszka Hobot rozmawiała z prof. Mariuszem Lamentowiczem.

Agnieszka Hobot: O mokradłach w mediach nie mówi się zbyt wiele, dlatego zaczniemy od podstaw. Czym są i co powinniśmy o nich wiedzieć? Kilka dni temu obchodziliśmy Światowy Dzień Mokradeł, więc warto przypomnieć ich znaczenie.

Mariusz Lamentowicz: Mokradła to temat, który wydaje się prosty, ale w rzeczywistości jest złożony. Wszystko zależy od przyjętej definicji – zarówno w świecie nauki, jak i w powszechnym postrzeganiu. Bardzo szeroką, ale trafną definicję proponuje Sekretariat Konwencji Ramsar. Zgodnie z nią mokradła to nie tylko torfowiska, wilgotne łąki, bagna czy solniska, ale także jeziora i rzeki. Granica wód otwartych i mokradeł nie jest sztywna – to płynne przejścia, które widać choćby w dolinach rzecznych, gdzie występują okresowo zalewane torfowiska. Na wybrzeżach mamy solniska, a w lasach – siedliska bagienne.

Od niedawna lepiej rozumiemy, jak wielką rolę odgrywają mokradła, zwłaszcza te torfotwórcze, w kontekście całego środowiska. Warto też spojrzeć na angielskie terminy – np. mire odnosi się do żywych torfowisk, co pokazuje, iż są one częścią większego systemu. Z drugiej strony, niektóre mokradła zostały zniszczone i przekształcone w grunty rolne, ale ich potencjał ekologiczny wciąż jest ogromny.

A.H.: Dlaczego zatem mokradła są tak istotne?

M.L.: Przede wszystkim – woda. Często nie zdajemy sobie sprawy, skąd pochodzi ta, którą codziennie wykorzystujemy. Mokradła to naturalne rezerwuary, które regulują obieg wody i poprawiają jej jakość. Na co dzień korzystamy właśnie z zasobów gromadzonych w mokradłach, rzekach i jeziorach.

Drugi najważniejszy aspekt to węgiel. Mokradła od milionów lat magazynują jego ogromne ilości, stabilizując klimat. Ich historia sięga kilkuset milionów lat – już w dewonie, gdy rośliny kolonizowały lądy, mokradła zaczęły wychwytywać węgiel z atmosfery. Proces ten trwał przez kolejne epoki, aż po karbon, kiedy powstawały złoża węgla kamiennego. Mokradła odgrywały fundamentalną rolę w ewolucji biosfery, wpływając na skład atmosfery i warunki życia na Ziemi.

Dopiero w ostatnich latach, w kontekście zmiany klimatu, zaczęliśmy w pełni doceniać ich znaczenie. To zaskakujące, iż tak późno. Dziś, obok emisji antropogenicznych, dostrzegamy także wpływ naturalnych ekosystemów na klimat – i tutaj mokradła są absolutnie kluczowe. Magazynują więcej węgla niż lasy, więc degradacja może prowadzić do uwolnienia olbrzymich ilości dwutlenku węgla i metanu. Dlatego ich ochrona i renaturyzacja to jedno z najważniejszych wyzwań współczesnej ekologii.

zdj. Dorina Perry / Unsplash

A.H.: Poruszyłeś dwie niezwykle istotne kwestie, o których również chciałam wspomnieć. Po pierwsze, powiedziałeś, iż mokradła są źródłem wody pitnej, ale pełnią też funkcję naturalnych filtrów. Czy możesz to rozwinąć? Po drugie, wspomniałeś o zmianie klimatu – ten temat często pojawia się w kontekście osuszania mokradeł. Jak te dwa aspekty są ze sobą powiązane?

M.L.: Oczywiście, ale zanim do tego przejdę, warto podkreślić, iż mokradła pełnią wiele funkcji ekosystemowych, nie tylko filtrują wodę czy magazynują węgiel. Są także źródłem pożywienia dla ludzi i zwierząt – szczególnie w tropikach, gdzie bagienne ekosystemy stanowią najważniejszy element lokalnej gospodarki. U nas może tego tak nie dostrzegamy, ale mokradła to nie tylko rzeki i jeziora pełne ryb, ale także siedliska roślin, które od wieków są wykorzystywane przez człowieka.

Ale wróćmy do filtrowania wody. Możemy to łatwo zaobserwować w rolniczym krajobrazie – choćby na polach, gdzie śródpolne oczka wodne czy niewielkie torfowiska otoczone wierzbami i trzciną przechwytują spływające zanieczyszczenia – eutrofizacja jest widoczna gołym okiem, bo rośliny wodne wchłaniają ogromne ilości azotu i fosforu z nawozów. Mokradła działają na podobnej zasadzie, ale na znacznie większą skalę – to naturalne oczyszczalnie, które zatrzymują substancje biogenne i inne zanieczyszczenia, zanim dostaną się one do rzek i jezior.

W miastach mokradła stają się coraz bardziej doceniane. Obserwujemy rozwój tzw. mokradeł miejskich – naturalnych zbiorników retencyjnych, które nie tylko poprawiają jakość wody, ale także magazynują ją w okresach suszy i chronią przed podtopieniami, gdy jest jej za dużo. To temat, którego popularność – na szczęście – rośnie, choć wciąż brakuje powszechnej świadomości, jak cenne są takie tereny. Niestety, wciąż zbyt często się je zasypuje lub osusza, nie doceniając ich roli.

A.H.: A co z wpływem mokradeł na klimat? Wspomniałeś o magazynowaniu węgla, ale również o tym, iż osuszanie mokradeł przyczynia się do emisji gazów. Jak to działa?

M.L.: To kluczowa kwestia. Mokradła, zwłaszcza torfowiska, odgrywają ogromną rolę w bilansie węgla na Ziemi. Roślinność mokradeł – zwłaszcza torfowisk – pobiera dwutlenek węgla z atmosfery podczas fotosyntezy i gromadzi go w swojej biomasie. W normalnych warunkach, gdy poziom wody jest odpowiednio wysoki, martwa materia organiczna (np. korzenie, liście, łodygi, mchy) nie ulega pełnemu rozkładowi, bo woda odcina dopływ tlenu. Dzięki temu torfowiska stają się gigantycznymi magazynami węgla – potrafią przechowywać go przez tysiące, a choćby miliony lat.

Problem pojawia się, gdy zaczyna się osuszanie, np. przez meliorację czy regulację rzek. Gdy poziom wody spada poniżej 20 cm, tlen zaczyna docierać do torfu, a mikroorganizmy – zwłaszcza grzyby – przyspieszają jego rozkład. Efekt? Torf zaczyna się dosłownie spalać w procesie utleniania, a uwięziony w nim przez tysiące lat węgiel trafia do atmosfery w postaci dwutlenku węgla. To nie tylko przyspiesza zmianę klimatu, ale także degraduje same torfowiska, zmniejszając ich powierzchnię i niszcząc unikalne ekosystemy.

Co ciekawe, to samo dzieje się w miejscach, gdzie poziom wody opada nie z powodu działalności człowieka, ale wskutek zmiany klimatu. Przykładem jest Syberia – do niedawna zimą śnieg pokrywał ją grubą warstwą, a topniejąc na wiosnę, zasilał tamtejsze mokradła. w tej chwili jednak śniegu jest mniej, a woda szybciej paruje, co sprawia, iż torfowiska schną, a ich materia organiczna zaczyna się rozkładać i uwalniać węgiel do atmosfery. To globalne zjawisko, które dodatkowo przyspiesza ocieplenie klimatu.

zdj. Mariusz Lamentowicz

A.H.: Jak wygląda sytuacja w Polsce? Czy mamy jeszcze jakieś dzikie, naturalne mokradła? Które według Ciebie są najcenniejsze?

M.L.: Patrząc na Europę, Polska wciąż ma całkiem dobrze zachowane mokradła, choć oczywiście ich stan zależy od regionu. W zachodniej Europie wiele z nich całkowicie osuszono, ale u nas wciąż można znaleźć imponujące ekosystemy.

Najcenniejsze są te, które nie zostały poddane negatywnej antropopresji – a w Polsce bez wątpienia numerem jeden jest Dolina Biebrzy. To jedno z największych i najlepiej zachowanych torfowisk w Europie, absolutnie wyjątkowy obszar, jeżeli chodzi o przyrodę i różnorodność ekosystemów. kilka ustępuje jej Dolina Rospudy, nieco mniejsza, ale równie cenna.

Północna Polska również obfituje w torfowiska, szczególnie te powstałe po ustąpieniu lądolodu. W okolicach Bytowa można znaleźć niewielkie, ale liczne torfowiska kotłowe – małe, kilkuhektarowe zbiorniki powstałe po wytopieniu brył martwego lodu. Ich ilość jest imponująca – gdybyśmy zsumowali powierzchnię, którą zajmują, okazałoby się, iż tworzą ogromny kompleks ekosystemów bagiennych.

Z kolei w zachodniej Polsce mamy Dolinę Noteci, niezwykle cenną, ponieważ wypełnioną w większej części torfowiskami. Nie możemy zapomnieć o Parku Narodowym Ujście Warty, będącym jednym z najważniejszych miejsc bytowania ptaków wodno-błotnych w Europie.

Szczególnie cenne są Torfowisko Bagno Kusowo koło Szczecinka, jedno z najlepiej zachowanych torfowisk wysokich typu bałtyckiego w Polsce, oraz Torfowiska Orawsko-Nowotarskie na Podhalu – to największy kompleks tego typu w polskich Karpatach.

Łącznie torfowiska zajmują w Polsce około 4 proc. powierzchni kraju, co może nie wydaje się imponującym wynikiem, ale pod względem magazynowania węgla biją na głowę lasy. Szacuje się, iż jest to ponad 2 mld ton węgla organicznego, podczas gdy w całej masie drzew na pniu w polskich lasach – niecały 1 mld ton.

Ostatecznie, to nie tylko kwestia skali, ale funkcji, jakie pełnią mokradła. Magazynują wodę, filtrują ją, regulują klimat i są ostoją unikalnej bioróżnorodności.

A.H.: Zanim przejdziemy do bioróżnorodności – to temat, który pewnie zasługuje na osobny materiał – chciałam zapytać o coś innego. Mówimy, iż Polska jest krajem bogatym w mokradła, ale w ubiegłym roku pojawiły się medialne spekulacje i wypowiedzi polityków o potrzebie odtwarzania takich ekosystemów na dużą skalę w rejonie granicy polsko-białoruskiej. Tego typu hasła są chwytliwe, ale jak wygląda to w praktyce? Czy rzeczywiście miałoby to sens z perspektywy ekosystemowej, hydrologicznej i technicznej? Czy w ogóle jest to możliwe i czy takie odtwarzanie przyniosłoby oczekiwane efekty?

M.L.: To świetny temat – i rzeczywiście warto się nad tym zastanowić, bo perspektywa odtwarzania mokradeł w kontekście strategicznym, a choćby militarnym, jest interesująca. Z badań wynika, iż w przeszłości mokradła były tworzone celowo lub kontrolowane z powodów obronnych. Dobrym przykładem jest Wał Pomorski, gdzie w okolicach Bornego Sulinowa sztucznie podnoszono poziom wody w celu utrudnienia przemarszu wojsk i ruchu czołgów. Podobne strategie stosowano w wielu miejscach na świecie – to historyczna, ale też współczesna koncepcja.

Z punktu widzenia ekosystemowego i hydrologicznego takie odtwarzanie jest jak najbardziej wykonalne. Kluczową kwestią jest przepływowość tych terenów – jeżeli rzeki i cieki wodne pozwalają na nawadnianie, to proces można przeprowadzić stosunkowo łatwo. Wystarczy nie pogłębiać rzek, odpowiednio regulować meliorację i przywrócić naturalne mechanizmy retencji. Oczywiście, nie wszędzie da się to zrobić, ale w wielu miejscach granicznych – tak. Problemem są koszty – mówimy tu o inwestycjach liczonych w milionach euro – ale technicznie jest to wykonalne.

Odtwarzanie mokradeł ma swoje oczywiste zalety: poprawia bilans wodny, zwiększa retencję, redukuje ryzyko powodziowe i poprawia lokalny mikroklimat. Jednak często myślimy o tym wyłącznie przez pryzmat bioróżnorodności i ochrony klimatu, zapominając o znaczeniu strategicznym. Renaturyzacja takich terenów mogłaby stać się jednym z narzędzi poprawy bezpieczeństwa kraju – w końcu podmokłe obszary od wieków były naturalną barierą obronną.

Jednak są też wyzwania. Odtwarzanie mokradeł wymaga dobrze przemyślanych działań, bo źle realizowana renaturyzacja może prowadzić do niekontrolowanych emisji gazów cieplarnianych, zwłaszcza metanu. Mój kolega, prof. Bogdan Chojnicki, zwraca uwagę, iż źle nawodnione torfowiska dymią metanem, co może mieć negatywne konsekwencje dla klimatu. Dlatego takie działania wymagają interdyscyplinarnego podejścia – współpracy hydrologów, geologów, inżynierów melioracji i specjalistów od ochrony przyrody.

zdj. Mariusz Lamentowicz

A.H.: Czyli największymi problemami są brak akceptacji społecznej i bariery legislacyjne?

M.L.: Tak, to duża przeszkoda. Politycy często dostrzegają problem, ale potem brakuje realnych działań. Mamy obietnice, ale w praktyce kilka się zmienia. Do tego dochodzą bariery prawne i brak jednolitej strategii. Potrzebna jest kooperacja specjalistów z różnych dziedzin – hydrologów, hydrogeologów, inżynierów, ale także osób, które dotychczas zajmowały się melioracją i dziś zmieniają podejście, pracując nad retencją.

Nie jest to łatwy proces, ale konieczny. jeżeli nic nie zrobimy, za kilka dekad będziemy mieli ogromne problemy z wodą – i nie chodzi tylko o suszę na terenach rolniczych. Już teraz każdy z nas może to zauważyć – wystarczy spojrzeć na lokalne oczka wodne, małe jeziorka czy poziom wody w rzekach. jeżeli w takich miejscach woda znika, oznacza to, iż poziom wód gruntowych się obniża.

Przykładowo, regularnie odwiedzam mokradła w Puszczy Zielonce koło Poznania – to świetne miejsce do obserwacji zmian hydrologicznych. Jeszcze kilkanaście lat temu poziom wody był tam wysoki i stabilny, a dziś widzę, jak mokradła wysychają, jak ekosystem się zmienia. I to jest proces, który dzieje się na naszych oczach, możemy go zauważyć bez potrzeby stosowania zaawansowanych metod pomiarowych – wystarczy spacer, by dostrzec różnicę.

To samo dotyczy rzek i cieków – jeżeli poziom wody w Warcie czy Wiśle jest niski, oznacza to, iż niższe są też poziomy wód gruntowych, co przekłada się na wysychanie gleb, lasów i łąk. Oczywiście, są miejsca, gdzie sytuacja wygląda lepiej, ale tendencja jest jednoznaczna – zmierzamy w kierunku większych deficytów wodnych.

W rolnictwie również potrzebne są zmiany. Coraz częściej słyszymy o konieczności retencjonowania wody, ale wciąż brakuje konkretnych działań na dużą skalę. Leśnicy już zaczęli podejmować pewne kroki, ale na gruntach rolnych sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana. Renaturyzacja mokradeł to nie tylko kwestia ekologii, ale też gospodarki wodnej, klimatu i – jak wspomnieliśmy wcześniej – strategicznego bezpieczeństwa.

A.H.: Absolutnie się z Tobą zgadzam. Natomiast, żeby podsumować naszą rozmowę, chciałabym zapytać, jakie są największe mity o mokradłach, które warto obalić.

M.L.: Mitów jest mnóstwo – i to takich, które sięgają jeszcze czasów słowiańskich. Pierwszy i chyba najbardziej powszechny to przekonanie, iż mokradła są brzydkie, ponure, nieprzyjazne. Kojarzą się wielu osobom z bagnistymi, nieprzebytymi terenami, gdzie zalega błoto, cuchnie zgnilizną, a komary tną niemiłosiernie. Tymczasem to właśnie na mokradłach mamy do czynienia z niespotykaną różnorodnością krajobrazów – od malowniczych torfowisk wysokich, porośniętych czerwono-brązowymi dywanami mchów torfowców, po szerokie doliny rzeczne pełne trzcin i zalewowych łąk, które latem tętnią życiem.

To ciekawe, iż estetyka odgrywa tu kluczową rolę. Latem jeździmy nad jeziora, ale wchodzimy do wody tylko tam, gdzie jest piaszczysta plaża – bagienne zatoczki omijamy szerokim łukiem, bo wydają się brudne. A to właśnie te miejsca są najcenniejsze przyrodniczo. Podobnie jest z lasami – większość ludzi zachwyca się borem sosnowym czy bukowym lasem, ale już ols, czyli podmokły las na torfowisku, wydaje się im dziwny, dziki i nieprzyjemny. To wynika po części z naszej ograniczonej świadomości na temat tego, jak piękne mogą być mokradła.

Myślę, iż wynika to trochę z popkultury – mokradła często przedstawiane są jako miejsca tajemnicze, niebezpieczne, pełne grozy. Wiedźmin przemierzał bagna i bał się ich. W wielu filmach wojennych mamy sceny, gdzie żołnierze toną w trzęsawiskach.

A.H.: Nawet w Google jednym z najczęściej zadawanych pytań w kontekście mokradeł jest: Jak głębokie są bagna? Naprawdę wierzymy, iż jak już się na nie wejdzie, to nie da się wyjść.

M.L.: Tak! To jest bardzo głęboko zakorzenione przekonanie. Instynktownie boimy się mokradeł, bo w dawnych czasach rzeczywiście były miejscami, gdzie można było utonąć – a przynajmniej wpaść po kolana w błoto i mieć poważny problem z samodzielnym wyjściem. To taki atawistyczny strach, który tkwi w nas od pokoleń. Istnieją choćby dobrze zachowane ciała bagienne – ludzkie szczątki sprzed kilku tysięcy lat, odnalezione w torfowiskach Europy Zachodniej. Torf zakonserwował je tak dobrze, iż wyglądają, jakby ktoś zmarł tam zaledwie kilkanaście lat temu. W Polsce jest ich niewiele, ale w Danii, Niemczech czy Holandii – dziesiątki znalezisk.

Zresztą nie musimy sięgać aż tak daleko w przeszłość. Pamiętam rosyjski film wojenny z czasów dzieciństwa, w którym żołnierze szli przez bagna i jeden po drugim tonęli w trzęsawisku – to było przerażające. I choć rzeczywistość jest inna, mit ten przetrwał do dziś. Wystarczy spojrzeć na narrację, jaką przez wieki budowano – mokradła to chaos, śmierć i niebezpieczeństwo.

Ale tu dochodzimy do kolejnego mitu – walki z mokradłami. To przekonanie, które wywodzi się jeszcze ze średniowiecza i które do dziś pokutuje w świadomości społecznej. Mokradła trzeba osuszyć, bo to ziemia zmarnowana, bezużyteczna, nic tam nie rośnie. Przez wieki ludzie widzieli je jako przeszkodę – coś, co trzeba ujarzmić, osuszyć, zamienić w pola uprawne lub pastwiska. Poleskie mokradła są tego świetnym przykładem. Polecam książkę Pińskie Błota Sławomira Łotysza – pokazuje, jak przez dekady starano się przekształcić te tereny, nie rozumiejąc, iż to unikalne ekosystemy, które nie wymagają poprawiania.

zdj. Mariusz Lamentowicz

A.H.: To myślenie o ujarzmianiu przyrody – człowiek musi panować nad ziemią, a jeżeli czegoś nie da się uprawiać od razu, to musi zrobić wszystko, by się dało.

M.L.: Dokładnie. I to prowadzi nas do kolejnego mitu – iż mokradła są nieużytkami. Bardzo groźnego, bo ma realne konsekwencje. W miastach tereny podmokłe są traktowane jak miejsca, które można zabudować, zasypać gruzem, zlikwidować, bo przecież nic tam nie ma. W rzeczywistości to jedne z najbardziej produktywnych ekosystemów, które pełnią najważniejsze funkcje – filtrują wodę, magazynują węgiel, zapobiegają powodziom, ochładzają lokalny klimat.

Weźmy przykład Poznania – w dzielnicy Górczyn jeszcze kilkadziesiąt lat temu płynęła rzeczka, a dziś w jej miejscu mamy beton i fragmenty dawnych siedlisk, które cudem przetrwały. Lokalne społeczności walczą o ich ochronę, ale na mapach planistycznych przez lata widniały jako nieużytki. Ten sam problem dotyczy wielu miast w Polsce – mokradła po prostu nie istnieją w klasyfikacji przestrzennej. Albo są zielenią urządzoną (np. parki), albo wodami (jeziorka, kanały), ale nigdzie nie znajdziemy kategorii mokradła miejskie. To pokazuje, iż wciąż traktujemy je jako coś zbędnego.

A.H.: Czyli mokradła nie są brzydkie, nie są niebezpieczne (jeśli wiemy w jakim terenie się poruszamy), nie są nieużytkami – wręcz przeciwnie, są najważniejsze dla klimatu, bioróżnorodności i gospodarki wodnej. Ale my wciąż je niszczymy, bo tkwią w nas dawne przekonania.

M.L.: Dlatego edukacja jest tak ważna – im więcej ludzi zrozumie, jak niezwykłe są mokradła, tym większa szansa, iż zaczniemy je traktować z należytą troską. Trzeba zmienić sposób myślenia – przestać widzieć w nich przeszkodę, a zacząć dostrzegać wartość. jeżeli to się uda, możemy realnie wpłynąć na ich ochronę i przyszłość.

zdj. główne: Dorina Perry / Unsplash

Idź do oryginalnego materiału