Gigantyczne protesty w Serbii, miała być użyta broń dźwiękowa. "To przypominało galop koni"

5 godzin temu
To było coś nieprawdopodobnego. Obrazy, jakich dawno w Europie nie widzieliśmy, a Serbia choćby nie pamięta. – Od 1979 roku jestem zawodowym fotoreporterem. Przez 25 lat pracowałem dla francuskiej agencji Gamma. Filmowałem wszystkie protesty w Belgradzie aż do dziś. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego – mówi naTemat Dragoliub Zamurović, serbski fotograf, który 15 marca, gdy na ulice wyszły setki tysięcy, a choćby milion, protestujących, wszedł na dach jednego z budynków i stamtąd filmował morze ludzi. Jego syn był wśród protestujących, opowiada nam, jak usłyszał dziwny dźwięk. Oto jak budzi się Serbia.


– Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. W latach 90. miały miejsce demonstracje, które trwały długo, ale z każdym dniem stawały się coraz mniejsze. Teraz z każdym dniem stają się coraz większe i rozlewają na całą Serbię. Protesty realizowane są choćby w małych miejscowościach, w których ludzie nigdy nie protestowali. W samym Belgradzie nigdy nie protestowało tylu ludzi – mówi nam Dragoliub Zamurović.

W mieście obowiązywał zakaz fotografowania z dronów. Dlatego najpierw filmował protest z dachu budynku naprzeciwko parlamentu, ale wyrzuciła go stamtąd policja. Kilku mieszkańców gwałtownie jednak zaoferowało mu swoje balkony. Potem gdy tłum zaczął przesuwać się spod parlamentu, przeniósł się na plac Slavija.

– Tam mieszkańcy jednego z budynków zabrali mnie na dach. To nagranie powstało wtedy, gdy na placu rozświetliły się telefony komórkowe i zaczęła się 15-minutowa cisza ku czci zabitych w Nowym Sadzie. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego – przyznaje w rozmowie z naTemat.

Wyglądało to tak:




Świat usłyszał też, iż podczas protestu jeden z samochodów wjechał w tłum. Pojawiły się również doniesienia o użyciu przeciwko protestującym broni dźwiękowej, czemu serbskie władze zaprzeczają.

– Miałem szczęście, iż nie była skierowana w moją stronę. Byłem na samym skraju dachu. Gdyby przypadkiem ten ogłuszający dźwięk do mnie dotarł, istniało duże prawdopodobieństwo, iż spadnę z dachu. Na szczęście nie był skierowany w moją stronę – opowiada fotoreporter.

Ale jego syn, Marko, który był wśród protestujących, był znacznie bliżej miejsca, gdzie do ludzi dotarł ten huk.



To miała być broń soniczna: – Usłyszałem dziwny huk


– To był największy protest, w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem. Setki tysięcy ludzi napływały do ​​centrum miasta od wczesnych godzin porannych. Ja przybyłem z protestującymi z Banovo Brdo, gminy oddalonej o około 7 kilometrów od głównego miejsca zgromadzenia. W kolumnie były dziesiątki tysięcy ludzi. Już wtedy wiedziałem, iż będzie to z pewnością największy protest, jaki kiedykolwiek zorganizowano w Serbii – opowiada naTemat Marko Zamurović.

Marko był jedną z osób, która usłyszała dziwny dźwięk.

To – według mediów i opozycji – miała być broń soniczna użyta przeciwko protestującym. Z tego powodu UE domaga się teraz od Serbii wyjaśnień.

Marko Zamurović relacjonuje, że, gdy usłyszał ten dźwięk, stał wtedy na ulicy równoległej do tej, na której większość ludzi miała poczuć uderzenie fali dźwiękowej. To był moment 15-minutowej ciszy.

– W pewnym momencie usłyszałem dziwny ryk. To było jak dźwięk pojazdu jadącego w moją stronę z dużą prędkością. Nie był zbyt intensywny, ale był jak ze snu lub filmu science fiction – mówi.

Opowiada, iż wszyscy wtedy zaczęli biec.



– Kiedy zatrzymałem się około 300-400 metrów dalej, nikt tak naprawdę nie rozumiał, co się stało. Zapytałem mężczyznę obok mnie, czy wie, o co chodzi, a on powiedział mi, iż dla niego wyglądało to jak atak terrorystyczny. Jakby ktoś jechał samochodem prosto na nas. Dziewczyna przede mną powiedziała, iż ​​dźwięk przypominał jej galop koni, więc pomyślała, iż to żandarmeria na nas szarżuje. Nigdy więcej nie chciałbym tego doświadczyć – mówi.

Poza lekkimi zawrotami głowy i przyspieszonym biciem serca nie odczuwał żadnych innych objawów. Ale możliwe, jak zaznacza, iż był to wpływ adrenaliny.

– przez cały czas jestem pod wrażeniem tego, co się wydarzyło i próbuję zrozumieć, kto i dlaczego użył tej broni przeciwko pokojowym demonstrantom, którzy stali w milczeniu, oddając hołd ofiarom tragedii w Nowym Sadzie – mówi

Bieg ludzi widać na poniższym nagraniu:




Serbskie MSW zaprzeczyło, by policja użyła takiej broni. Z kolei Prezydent Aleksander Vucić również oświadczył, iż taka broń nie została użyta ani przez policję, ani żaden inny organ państwowy. Doniesienia o tym nikczemnymi kłamstwami. Ogłosił też, iż śledztwo w tej sprawie zakończy się w ciągu 48 godzin, jest gotów współpracować ze służbami z USA i Rosji.

Dlaczego jednak Serbowie protestują? Dlaczego siłą i konsekwencją wzbudzają podziw za granicą? I o co chodzi w kraju, który znajduje się w rozkroku między Rosją a UE, ma prorosyjskiego prezydenta, do tej pory nienawidził Zachodu i teraz zaczyna mieć czegoś dość?

Bo w Serbii wszyscy mówią, iż czegoś takiego jeszcze nie doświadczyli.

– Protest w Belgradzie był ogromny. Nie widziałem niczego podobnego, chociaż w ciągu ostatnich trzech dekad, od demonstracji, które obaliły Slobodana Miloševicia w październiku 2000 roku, w Serbii odbyło się wiele dużych protestów – mówi naTemat Boris Babić, serbski dziennikarz, wieloletni korespondent niemieckiej agencji DPA na Bałkanach.

Zaczęło się od tragedii w Nowym Sadzie


Od miesięcy Serbowie konsekwentnie szykowali się na coś takiego. Protesty zaczęły się w listopadzie 2024 roku od tragicznego zdarzenia w Nowym Sadzie, gdzie na przechodniów zawaliło się zadaszenie nad wejściem remontowanego dworca. Zginęło wtedy 15 osób. Wściekli studenci wyszli na ulice. Protestowali przeciwko korupcji, która ich zdaniem doprowadziła do katastrofy budowlanej.

A potem protesty studentów przekształciły się w akcję gigantycznego sprzeciwu wobec prorosyjskiego prezydenta Aleksandra Vučicia, nepotyzmowi, układom itp.

– To studenci są motorem napędowym tych protestów, ale dołączyło do nich wielu innych. Każdego dnia odbywa się mnóstwo protestów. Na przykład codziennie o 11:15 – czyli o godzinie, kiedy 1 listopada runęło zadaszenie – odbywa się blokada ruchu. Ludzie po prostu blokują przejście przez 15 minut, stojąc w milczeniu dla 15 ofiar – mówi Boris Babić.

Dodaje, iż przez ostatnie 7-8 lat każdy protest był przeciwko prezydentowi Vučiciowi: – Tylko iskra była inna: pobicie polityka opozycji, ograniczenia pandemiczne, masowa strzelanina dwa lata temu, a teraz Nowy Sad.

Moment kulminacyjny akcji widzieliśmy 15 marca. Zdjęcia i nagrania z Belgradu, które obiegły media społecznościowe robią nieprawdopodobne wrażenie. To był największy protest w historii Serbii i jeden z największych w Europie w ciągu ostatnich 10 lat. Miało w nim wziąć udział choćby milion ludzi.

Jak mówi fotoreporter, to prawdopodobnie studenci mogli zarazić swoich rodziców rozsianych po całym kraju.

– Choć uczono mnie, iż profesjonalny fotograf nie powinien stać po żadnej ze stron, czułem wielkie zadowolenie, iż tylu ludzi poparło żądania studentów dotyczące poszanowania Konstytucji i prawa. A także, by instytucje państwowe pracowały profesjonalnie, a nie ślepo wykonywały polecenia prezydenta Serbii – mówi Dragoliub Zamurović.

– Jestem dumny z naszych dzieci. Cieszę się, iż młodzi ludzie przyłączyli się do tej walki. To dobrze dla ich przyszłości. Ale nie można spocząć na laurach. Jestem pewien, iż walka o normalne życie nie jest skończona. Powiedziałbym, iż jest gdzieś pośrodku. Czeka nas jeszcze wiele prób – mówi.



Czy protestujący są bardziej "pro UE", czy "pro Rosja"


Aleksander Vučić rządzi Serbią od 2017 roku. Boris Babić mówi o nim:


– Był jastrzębiem w ostatnim rządzie Slobodana Miloševicia w Serbii (1998-2000). Bezpośrednio zabił niezależne media, którymi Milošević nigdy się nie przejmował. Jest podżegaczem wojennym, szowinistą i populistą, który zniszczył już chorą scenę polityczną.

Vučić uznawany jest za jednego z największych sojuszników Putina w Europie, choć nie raz pokazał, iż stoi w rozkroku pomiędzy Rosją a UE. Na przykład Serbia potępiła inwazję Rosji na Ukrainę, ale nie poparła sankcji. Serbski dziennikarz też wskazuje na to, iż raz mówi: "Jestem proeuropejski" albo "Jestem prorosyjski".

Ale nie to dla serbskiego społeczeństwa zdaje się być najważniejsze. Niechęć do Zachodu, po bombardowaniach NATO i odebraniu im Kosowa – które uważają za swoje historyczne terytorium, gdzie rozegrała się najważniejsza dla nich bitwa na Kosowym Polu – zawsze była silna.

Jak mówi Babić, do dziś zaprzeczają czystkom etnicznym w Kosowie i Bośni. I przyjęli image ofiary, bo uważają, iż NATO zbombardowało ich, żeby ukraść Serbii Kosowo. – Nienawidzą Zachodu, ponieważ uważają, iż jest stronniczy wobec Serbii. Nie chcą choćby zobaczyć, co Serbia zrobiła w Chorwacji, Bośni i Kosowie. Bez tego nigdy nie zrozumieją, dlaczego nastąpiły sankcje i interwencja NATO w latach 90. – mówi.

Dlatego odpowiedź na pytanie, czy w tej chwili protestujący są bardziej "za UE", czy "za Rosją" nie jest łatwa.

– To pytanie za milion dolarów – mówi Boris Babić.

Dragoliub Zamurović uważa, iż wśród protestujących są i tacy, i tacy. Że propaganda publicznej telewizji zrobiła swoje i do wielu ludzi poza Belgradem nie docierają informacje, co naprawdę dzieje się w kraju.

– Według mnie osoby z wyższym wykształceniem chciałyby przystąpienia do UE, a te z niższym wykształceniem, bez względu na wiek, popierają Rosję. W dużym stopniu przyczynia się do tego rząd. Wywiady z politykami rządu często są w prywatnych stacjach telewizyjnych, których właściciele są blisko związani z władzą, a niektórzy z nich mają kryminalną przeszłość – mówi.

W tych protestach ma chodzić raczej o coś innego.

Dlaczego Serbowie protestują


– Dla wszystkich, którzy nie są bezpośrednio zaangażowani w korupcję i mają swój rozum, jest jasne, iż rząd w tej chwili nadużywa swojej pozycji, aby się wzbogacić. Różnica między ogromnie bogatymi a biednymi jest niezwykle duża. To bardzo utrudnia życie ludziom, którzy żyją uczciwie i z pracy, przy codziennym wzroście kosztów utrzymania – tłumaczy.

– Poza tym aroganckie zachowanie osób sprawujących władzę oraz codzienne obelgi i kłamstwa ze strony prezydenta sprawiły, iż wszyscy obywatele mają dość. Wydarzenie w Nowym Sadzie było tylko pretekstem do rozpoczęcia protestów. Niezadowolenie jest znacznie głębsze. Moja żona i ja jesteśmy emerytami, a wszyscy, których znamy, są ze studentami, ponieważ ich żądania są naszymi – dodaje.

Jak mówi, dzięki swojej emeryturze sprzed 12 lat mógł kupić dwa razy więcej niż dzisiaj, chociaż kwota nominalna jest wyższa.

– Moim zdaniem ludzie nie tylko są niezadowoleni ze swojego niskiego standardu życia, ale o wiele bardziej boli ich fakt, iż najwyższe władze odpowiadają na takie niesprawiedliwości: "nie obchodzi mnie to" – mówi.

Boris Babić obawia się jednak, iż energię, którą widzimy dziś w czasie tych ogromnych protestów, trudno będzie przebić w coś konkretnego. Zwraca uwagę, iż za protestami nie kryje się żadna ideologia. I trudno dziś odpowiedzieć na pytanie: "co dalej?".

– Gdy przyjdzie czas, by tę energię przekuć w program wyborczy, to ci, co dziś protestują, nie będą w stanie zgodzić się co do kursu reform – uważa.

Idź do oryginalnego materiału