Gdyby hipokryzja była surowcem strategicznym, Elbląg mógłby dziś konkurować z największymi portami Europy.
Szczególnie wtedy, gdy obserwuje się występy obecnego eurodeputowanego Jaceka Protasa i senatora Jerzego Wcisło oraz aktualnego samorządu miasta, którzy z kamiennymi twarzami ogłaszają „historyczny sukces” w sprawie odblokowania środków na rozwój portu. Tych samych środków, które wcześniej, co warto przypomnieć – zostały zablokowane właśnie przez ich polityczne środowisko.
To nie jest zwykła zmiana zdania. To nie jest choćby klasyczna wolta polityczna. To podręcznikowy przykład cynizmu, w którym dawni przeciwnicy inwestycji dziś ustawiają się w pierwszym szeregu do przecinania wstęgi, licząc na to, iż nikt nie zapyta, dlaczego tej wstęgi nie było kilka lat temu.
Obecny eurodeputowany Jacek Protas i senator Jerzy Wcisło – dziś jawiący się jako ojcowie sukcesu – jeszcze niedawno byli prześmiewcami przekopu Mierzei Wiślanej i całej wizji rozwoju portu w Elblągu. Wtedy projekt był „niepotrzebny”, „nieopłacalny” i „pozbawiony sensu”.
Dziś ten sam projekt nagle zyskał walory gospodarcze, środowiskowe, a nawet w Brukseli słyszymy, iż znaczenie ma także aspekt wojskowy – rezolutnie zauważa redaktor – Rafał Gruchalski w rozmowie z Piotrem Serafinem. Cóż za intelektualna ewolucja. Szczególnie zabawnie brzmią dziś argumenty o znaczeniu strategicznym portu Elbląg. Nagle infrastruktura, która jeszcze niedawno była przedstawiana to środowisko polityczne, jako zbędna fanaberia, stała się elementem bezpieczeństwa państwa. Odkrycie godne Nobla – szkoda tylko, iż tak spóźnione.
Prezydent Miasta w tej historii nie wypada ani odrobinę lepiej. Dziś z dumą ogłasza sukces, o którym mówi się tak, jakby był efektem ich konsekwentnych działań.
Tymczasem fakty są brutalne: przez lata brakowało odwagi, determinacji i elementarnej roztropności, by poprzeć projekt, który mógł przynieść mieszkańcom miejsca pracy, miastu nowe podatki, a regionowi realny impuls rozwojowy. Wtedy to nie interes publiczny był priorytetem, ale pytanie: kto zbierze splendor?
Gdy splendor miał przypaść komuś innemu – lepiej było blokować, podważać, ośmieszać. Gdy tylko pojawiła się możliwość przypięcia sobie orderu – narracja zmieniła się o 180 stopni. I dziś słyszymy, iż „bez tej współpracy nie byłoby pozytywnego finału dla Elbląga”. Trudno o większą bezczelność wobec faktów i inteligencji mieszkańców.
W tym spektaklu nie może oczywiście zabraknąć sprawdzonych mediów i aktorów medialnych, którzy z uporem godnym lepszej sprawy eksponują te same nazwiska i te same twarze, celebrując „odblokowanie” środków, jakby było to równoznaczne z wbiciem pierwszej łopaty.
Tymczasem choćby wypowiedź – Piotra Serafina, komisarza ds. budżetu w Komisji Europejskiej: jasno pokazuje, iż jesteśmy dopiero na etapie formalnych zapowiedzi, a nie realnych inwestycji. Ale w polityce – jak w reklamie – liczy się nagłówek, nie treść.
Najbardziej kompromitujące jest jednak założenie polityków, że elblążanie mają krótką pamięć.
Że nie pamiętają, kto szydził z przekopu.
Kto mówił o braku sensu rozwoju portu, przekształcając teren portu w ogromny plac parkingowy.
Kto blokował środki, bo sukces miałby „nie ten adres”.
Jeśli rzeczywiście tak myślą obecni decydenci, to świadczy to o nich znacznie gorzej niż jakakolwiek krytyka.
Bo hipokryzja polityczna nie polega na zmianie poglądów. Polega na udawaniu, iż nigdy się ich nie miało, i na bezwstydnym przypisywaniu sobie zasług za problemy, które samemu się wcześniej stworzyło.
A w tej dziedzinie obecny eurodeputowany Jacek Protas i senator Jerzy Wcisło oraz obecny samorząd Elbląga osiągnęli poziom mistrzowski – niemal portowy.
Edmund Szwed
















