Duda na obchodach Konstytucji. Hipokryzja w cieniu kończącej się kadencji

2 dni temu
Zdjęcie: Duda


W sobotę Plac Zamkowy w Warszawie stał się miejscem głównych obchodów 234. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja – dokumentu, który do dziś pozostaje symbolem polskiej walki o wolność i demokratyczne wartości.

W wydarzeniu wzięli udział premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie oraz prezydent Andrzej Duda, dla którego było to ostatnie przemówienie w roli głowy państwa przed zakończeniem kadencji 6 sierpnia. W swoim wystąpieniu Duda apelował o udział w nadchodzących wyborach prezydenckich, podkreślał znaczenie modernizacji wojska i relacji polsko-amerykańskich, a także dziękował za dwie kadencje na urzędzie. Jednak jego słowa, choć pozornie patriotyczne i pełne troski o Polskę, brzmią jak gorzka ironia w kontekście jego dziesięcioletniej prezydentury, naznaczonej kontrowersjami, osłabianiem praworządności i podważaniem samych wartości, które Konstytucja 3 maja symbolizuje.

Hipokryzja w pełnej krasie

Andrzej Duda w swoim przemówieniu na Placu Zamkowym zaapelował do Polaków o liczny udział w nadchodzących wyborach prezydenckich, podkreślając, iż „najważniejsze jest, byśmy mogli rzetelnie wybrać; by wybory przebiegły w sposób uczciwy”. Te słowa brzmią jak ponury żart w ustach prezydenta, którego kadencja była świadkiem licznych działań podważających demokratyczne standardy. W czasie jego prezydentury partia rządząca, z którą Duda był ściśle związany, podejmowała kroki, które ograniczały niezależność mediów publicznych, upolityczniały sądownictwo i utrudniały pracę opozycji. Przykładem może być forsowanie zmian w Kodeksie Wyborczym w 2023 roku, które – według krytyków – miały na celu faworyzowanie kandydatów PiS w wyborach. Mówienie o „uczciwych wyborach” przez prezydenta, który niejednokrotnie podpisywał ustawy budzące wątpliwości konstytucyjne, jest szczytem hipokryzji.

Duda wzywał także, by Polacy wzięli „odpowiedzialność za Polskę” i umożliwili udział w wyborach tym, którzy sami nie mogą głosować. To wezwanie, choć brzmi szlachetnie, kontrastuje z jego postawą wobec grup marginalizowanych – w tym osób z niepełnosprawnościami czy mniejszości, które przez lata jego prezydentury czuły się ignorowane lub wręcz dyskryminowane. Weto wobec ustaw wspierających równość czy brak zdecydowanego stanowiska wobec naruszeń praw człowieka w Polsce pokazują, iż Duda bardziej troszczył się o interesy swojej partii niż o dobro wszystkich obywateli.

Zasłona dymna dla własnych porażek

Prezydent w swoim przemówieniu wskazał, iż wielką odpowiedzialnością nowego prezydenta będzie „dokończyć to, co rozpoczęło się podczas mojej kadencji – wielka modernizacja polskiego wojska”. Owszem, w czasie prezydentury Dudy podpisano kilka kluczowych umów na zakup sprzętu wojskowego, w tym z USA, ale proces ten był chaotyczny i często krytykowany za brak przejrzystości. Wiele z tych zakupów, jak np. samoloty F-35 czy systemy Patriot, obarczone było opóźnieniami i kontrowersjami finansowymi, a ich efektywność w kontekście realnych potrzeb polskiej armii pozostaje dyskusyjna. Duda przedstawia modernizację wojska jako swój sukces, ale pomija fakt, iż wiele z tych działań było reakcją na presję międzynarodową, a nie wynikiem jego strategicznej wizji.

Podobnie jego słowa o znaczeniu relacji polsko-amerykańskich i NATO brzmią jak próba przypisania sobie zasług, które w dużej mierze są efektem globalnej sytuacji geopolitycznej, a nie jego osobistych osiągnięć. Duda chętnie podkreślał swoje dobre relacje z Donaldem Trumpem, ale w praktyce jego prezydentura nie przyniosła przełomu w relacjach transatlantyckich – Polska pozostała lojalnym sojusznikiem USA, ale bez większych korzyści strategicznych, takich jak trwałe zniesienie wiz czy znaczące inwestycje gospodarcze.

Wezwanie, które brzmi jak kpina

Na zakończenie przemówienia Duda poprosił Polaków, by „pilnowali Polski” i dbali o demokratyczny charakter wyborów, dziękując za dziesięć lat, podczas których – jak twierdzi – służył Rzeczypospolitej, budując jej potencjał jako państwa „bezpiecznego, suwerennego, niepodległego”. Te słowa brzmią jak kpina w kontekście jego prezydentury, która była okresem głębokich podziałów społecznych, erozji niezależności instytucji i osłabienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Duda mówi o uczciwości, która „zwycięża nad cynizmem i draństwem”, ale jego własne działania – jak ułaskawienie polityków PiS skazanych za nadużycia władzy czy poparcie dla upolitycznienia Trybunału Konstytucyjnego – są jaskrawym przykładem tego, co sam krytykuje.

Obchody Konstytucji 3 maja powinny być momentem refleksji nad wartościami, które ten dokument uosabia: wolnością, równością i praworządnością. Niestety, przemówienie Andrzeja Dudy przyponiało, iż jego prezydentura była zaprzeczeniem tych zasad. Zamiast służyć jako strażnik konstytucji, Duda stał się narzędziem partyjnych interesów, a jego ostatnie wystąpienie w roli prezydenta jest jedynie próbą stworzenia pozytywnego wizerunku na finiszu kadencji. Polacy, o których tak chętnie mówi, zasługują na przywódcę, który nie tylko celebruje święta konstytucji, ale przede wszystkim jej przestrzega. Duda, niestety, tego testu nie zdał.

Idź do oryginalnego materiału