Stacje na elektroodpady w dzielnicy Bielany częściej w naprawie niż działające. Każdy z 15 ustawionych obiektów został już w mniejszym lub większym stopniu zniszczony. Wiele z nich była dewastowana choćby 40 razy w ciągu roku.
W związku z dewastacjami dzielnica od ponad roku przenosi pojemniki w różne lokalizacje.
— Uważamy, iż 40 razy rocznie naprawiać stację to jest absurd. Jakby więcej stoją zastreczowane, bo przyjeżdża firma, naprawia ją. Występujemy do ubezpieczyciela o zwrot tych środków i choćby nie zdążymy tej procedury przeprowadzić, a ona znowu jest zdewastowana — mówi burmistrz dzielnicy Grzegorz Pietruczuk.
Mimo wszystko stacje cieszą się dużym zainteresowaniem mieszkańców.
— Dużo odpadów, takich niebezpiecznych, szczególnie dla środowiska: baterii, starych telefonów, jakichś niebezpiecznych elementów, które nie powinny być w ogóle składowane, trafia do tych stacji, a za darmo jedna z firm nam po prostu w ramach porozumienia to odbiera i utylizuje, więc wszyscy jako mieszkańcy nad tym wygrywamy — wyjaśnia burmistrz.
Grzegorz Pietruczuk zaznacza, iż skala dewastacji jest tak duża, iż w najbliższych tygodniach ma być podjęta decyzję o przeniesieniu kolejnych dwóch stacji.
— Jedna stacja na ulicy Gąbińskiej, druga to Kasprowicza, róg alei Witek. Ta to jest rekordzistka, niestety smutna. Położona przy stacji metra w bardzo widocznym miejscu, a i tak jest zdewastowana — wskazuje.
Dzielnica rozważa przeniesienie stacji w okolice placówek oświatowych lub na ich teren. Bielany wydały w zeszłym roku na naprawy stacji 22 tysiące złotych.